17. Epilog
Ciężko było mi się rozstać z
Madrytem: z moją uczelnią, z biblioteką, w której pracowałam, z dzieciakami ze
szpitala, z Irmą, Klaudią, no i przede wszystkim z Gonzalo. Bardzo długo
staliśmy na lotnisku w miłosnym uścisku. Przyrzekliśmy sobie, że będziemy razem
bez względu na dzielące nas kilometry. Nie popierałam związków na odległość,
ale dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że czasami jest to konieczność. I podziwiałam
tych wszystkich ludzi, którzy żyli w ten sposób, bo nie była to łatwa sprawa.
Już teraz to wiedziałam, mimo iż nie wsiadałam jeszcze do samolotu.
- Będę za tobą tęsknić –
powiedział. – Jak wariat.
- Ja za tobą też. Jak znajdziesz
chwilkę, to mógłbyś mnie odwiedzić w Polsce. W końcu sezon się skończył i masz
wolne.
- Może wpadnę po powrocie z
Argentyny. Coś wymyślimy.
- Ten rok szybko zleci.
Postanowiłam, że wrócę do Polski
na rok. Wzięłam urlop dziekański, bo wpadłam na genialny plan. Chciałam pójść
do pracy i zarobić możliwie jak najwięcej. A wszystko po to, aby za rok wrócić
do Hiszpanii razem z tatą. Wynająć jakieś małe, urocze mieszkanko z widokiem na
miasto i zaprosić do Madrytu tatkę oraz panią Zosię. Gonzalo obiecał, że mi
pomoże. Nie chciałam od niego brać całej sumy na dom, bo to nie byłoby w
porządku. Chciałam mu pokazać, że umiem o siebie zadbać. Wiadomo, że sama nie
zarobiłam na super mieszkanie, w którym każdy miałby kąt dla siebie, dlatego
Gonzalo chciał mi pomóc, aby podnieść standard życia moim bliskim.
- Zadzwonię do ciebie jak
wyląduję. Trzymaj telefon blisko siebie.
- Oczywiście. Prawdopodobnie
pojadę do Irmy i Klaudii, bo nie chcę być teraz sam – powiedział, puszczając
oczko do dziewczyn stojących nieopodal.
- Muszę iść – rzekłam. Mocno
wtuliłam się w jego ramiona. Było mi tak dobrze, że aż łza mi się w oku
zakręciła na myśl, że następny raz poczuję się tak dopiero za kilka tygodni.
- Uważaj na siebie. I nie podrywaj
innych chłopaków – zaśmiał się. – Teraz, kiedy dzięki Crisowi jesteś sławna, to
będziesz miała duże powodzenie.
- Gonzalo, proszę się. Nie żartuj
w ten sposób.
- Dobra. Pędź, bo się spóźnisz –
powiedział i pocałował mnie czule w usta. – Będziemy w kontakcie.
- Tak. Pa!
Pożegnałam się jeszcze z
dziewczynami i udałam się w stronę odprawy samolotowej.
Siedząc już wygodnie w fotelu
samolotowym rozmyślałam o tym wszystkim, co mnie tu spotkało. Początek był
nawet fajny. Z Cristiano miałam wiele perypetii, głównie tych zabawnych.
Uczepił się mnie jak rzep psiego ogona i nie chciał puścić. Kiedy przypomnę
sobie jego „rumaka”, którym omal mnie nie zabił albo jego serenadę przed oknami
mojego akademika, to uśmiech sam cisnął mi się na usta.
To niemożliwe, aby człowiek aż tak
się zmienił. Nie wiem, co do tego doprowadziło. Nigdy się nad tym nie
zastanawiałam. A może się nie zmienił, tylko pokazał swoją prawdziwą twarz? Co
by to nie było, to cieszę się, że tak się stało, bo dzięki temu odnalazłam
Gonzalo. Mojego bohatera.
- Proszę o uwagę. Mówi pilot Tom
Wilde. – Z rozmyślań wyrwał mnie męski głos, mówiący do pasażerów z głośników.
– Mamy małe problemy z jednym z silników. Proszę się nie martwić, to nic
poważnego. Wylądujemy awaryjnie na lotnisku w Lyonie. Przepraszamy za wszelkie
zakłócenia państwa podróży.
No to świetnie!
Stało się tak jak powiedział
pilot. Wylądowaliśmy na lotnisku we Francji, co znacznie wydłużyło mój powrót
do domu. Zadzwoniłam do taty, aby się nie martwił.
Czekałam ponad dwie godziny na
nowy samolot. Zdenerwowałam się, bo chyba nikt nie lubi takich
niezapowiedzianych „niespodzianek”. Na szczęście już później nie było żadnych
awarii i spokojnie dobrnęłam do celu. Wylądowałam na lotnisku we Wrocławiu.
Oddychałam polskim powietrzem, zewsząd otaczały mnie znajome rzeczy. Wreszcie
byłam w domu!
Szukałam taty, który razem z panią
Zosią oraz Aleksandrem mieli odebrać mnie z lotniska. Ogarniałam wzrokiem
wszystkich ludzi, ale zamiast moje rodziny zobaczyłam…
- Gonzalo?
Nie, to niemożliwe!
Rozejrzałam się, aby upewnić się,
że naprawdę jestem we Wrocławiu. Przetarłam oczy ze zdumienia, bo spodziewałam
się, że to tylko moja wyobraźnia. Ale nie! Stał tam. W ciemnych dżinsach,
kraciastej koszuli, z zarostem i nieładem na głowie. W dłoni trzymał czerwoną
różę, a na twarzy widniał mu uśmiech, który tak bardzo lubiłam.
Podeszłam bliżej, bardzo
spokojnie, nie chcąc niepotrzebnym gwałtownym ruchem rozdmuchać tej
fatamorgany.
- Gonzalo?
- Cześć – powiedział z uśmiechem.
- Co ty tutaj robisz?
- Powiedziałaś, że jak będę miał
wolną chwilę, to żebym wpadał. No to wpadłem. I to po uszy – rzekł, wręczając
mi kwiatka. Nie mogłam w to uwierzyć. Zapiszczałam i z impetem rzuciłam mu się
na szyję. Na szczęście mnie złapał i zakręcił razem ze mną kilka kółeczek wokół
własnej osi.
- To niemożliwe. Jesteś szalony! –
rzekłam, kiedy postawił mnie na ziemię. – Ale jak ty się tu znalazłeś? Przecież
byłeś w Madrycie!
- Wynająłem prywatny samolot.
Pędziłem na złamanie karku, aby być tutaj przed tobą, ale na szczęście miałaś
przesiadkę we Francji.
Zrobiłam wielkie oczy. Wszystko wiedział.
- Jesteś niesamowity –
powiedziałam, całując go w policzek.
Wówczas przypomniałam sobie o
mojej rodzinie. Nie musiałam ich długo szukać, bowiem stali obok i
przypatrywali się tej romantycznej scenie.
- Tata! Pani Zosia! Cześć, Aleks!
– zawołałam na ich widok. – Tęskniłam.
- A cóż to za młody kawaler –
powiedziała pani Zosia, ewidentnie podrywając Gonzalo. Zaśmiałam się, poczym
przedstawiłam ich sobie.
- Bardzo mi miło państwa poznać –
rzekł Pipita, witając się z moimi
bliskimi. – Asia bardzo wiele o was opowiadała. Każdy w Madrycie wiedział o
panu Wojtku i pani Zosi.
- To mój chłopak – powiedziałam z
dumą w głosie i wypiętą piersią. – Gonzalo Higuain.
KONIEC
__________
Czas na mowę pożegnalną...
Dziękuję Wam ze wszystkie odwiedziny, za komentarze, miłe słowa i wsparcie - które mniej lub bardziej świadomie - pozwoliło mi doprowadzić to opowiadanie do końca. Być może tego nie odczuliście, ale miałam spore problemy z tą historią, jednak widząc jak bardzo przypadła Wam do gustu, starałam się pisać i brnąć naprzód.
WIELKIE DZIĘKI ZA WSZYSTKO!
Jeśli chodzi o kolejne opowiadania to zdecydowałam się na "Życie zna odpowiedź" z Kaką oraz "Himmel hilf" z Michaelem Ballackiem. Już teraz zapraszam Was na te blogi, aby zapoznać się prologami oraz bohaterami :) Mam nadzieję, że się tam zobaczymy!
16. Zakochani zawsze znajdą do siebie drogę.
Obudziłam się wcześnie rano,
szczęśliwa jak nigdy. Przez roletę do pokoju wpadła jasna strużka letniego
słońca, oświetlająca spokojnie śpiącą twarz Gonzalo. A jednak to prawda.
Narzuciłam na siebie koszulkę oraz
szorty i wyszłam do kuchni w poszukiwaniu czegoś do picia. Nalałam wodę do szklanki
i stojąc w oknie wypiłam ją jednym duszkiem, próbując uspokoić nerwy. Nie
wiedziałam, czemu się denerwuję. Przecież wszystko mam za sobą. No tak, prawie
wszystko. Wciąż musiałam podjąć decyzję odnośnie mojego wyjazdu. Z jednej
strony chciałam wrócić do Polski, bo tęskniłam za tatą i panią Zosią. Brakowało
mi ich bliskości, a poza tym dobrze czułam się w swojej ojczyźnie. Rok w
Madrycie od początku miał być dla mnie przygodą. I był. Najwspanialszą jaką
mogłam sobie wymarzyć, nie zważając na Crisa i jego chore akcje.
Jednak teraz, kiedy spotkałam
Gonzalo, którego pokochałam, nie wyobrażałam sobie wyjazdu stąd. Pragnęłam
spędzać z nim każdą minutę, każdą godzinę, każdy dzień!
- O… Asia. – Do kuchni
przyczołgała się Klaudia. Wyglądała strasznie! Rozmazany makijaż, włosy w
nieładzie, podziurawione pończochy… Chyba ostro wczoraj zabalowała.
- Wyglądasz jak kobieta z moich
koszmarów.
- Bywa – odparła, siadając na
krześle. – Jest coś do picia?
- Pewnie. – Bez zawahania
chwyciłam za szklankę i dałam jej trochę wody mineralnej. – Proszę.
- Dzięki.
- Długo imprezowałyście, nie?
- No… Ja wróciłam z Karimem około
trzeciej, a Irma została do końca.
- Fajnie było. Akcja z Crisem… Jak
wyście na to wpadły?
- Musiałyśmy dać mu nauczkę. Teraz
wie, co go może spotkać jak będzie zadzierać z kobietami. Należało mu się.
- A Irina? Wiecie, że tam była?
- Tak. Szkoda mi się jej zrobiło,
ale w końcu i ona przejrzała na oczy. Spotkaliśmy ją później jak spacerowała po
ulicach Madrytu. Płakała i powiedziała nam, że nie chcę być już z Cristiano.
Dzisiaj ma zabrać od niego swoje rzeczy i wrócić do Nowego Jorku.
- Żadna kobieta nie zasługuje na
takie traktowanie. Może zrobię śniadanie, co? Skoro Karim z tobą przyszedł, to
pewnie będzie głodny jak wstanie.
- O… Kochana jesteś, wiesz? Ja idę
pod prysznic, bo czuję, że cuchnę.
Kilkanaście minut później
siedziałam w kuchni razem z Klaudią i Irmą. Zajadałyśmy się przyrządzonymi
przeze mnie kanapkami i popijałyśmy aromatyczną kawę. Nie przestałyśmy
plotkować o wczorajszej imprezie, która wszystkim bardzo się spodobała. Jednak
we mnie wdarło się lekkie podenerwowanie, bowiem dziewczyny nie wiedziały, że w
moim pokoju śpi jeszcze Gonzalo. Bałam się, co sobie o mnie pomyślą. Jasne,
Klaudia sypiała z Karimem odkąd tylko pojawiła się w Madrycie, ale ona była
inna. Do mnie takie zachowanie nie było podobne.
- Klaudia, a Karim nie jest na
ciebie zły – zapytała Irma. – Przecież on jest przyjacielem Cristiano. Pewnie
nie był zachwycony, że tak potraktowałaś jego kumpla.
- Karim od jakiegoś czasu też miał
dość Crisa. Pochwalił nasz pomysł.
- Aż dziwne, że oni kiedyś byli
tacy sami.
- Miłość zmienia ludzi –
powiedziałam.
- Wydaje mi się, że Karim nie
będzie się więcej spotykać z Cristiano. Wkurzył się na niego. Dla mnie to
dobrze, bo Benz może przyjaźnić się z kimś innym. Facetów w drużynie nie brakuje.
Znajdzie sobie nowego przyjaciela.
- Na przykład mojego brata.
- Słucham? – wtrąciłam się. – A
dlaczego właśnie jego? Dlaczego Gonzalo?
Ups, chyba nerwy mnie poniosły,
ale to dlatego, bo czułam, że godzina pobudki zbliża się wielkimi krokami.
Dziewczyny posłały sobie porozumiewawcze spojrzenie, ale nie zareagowały na
moje słowa. I wówczas do kuchni wkroczył Gonzalo, w samych bokserkach.
- Dzień dobry – powiedział z
uśmiechem. Przysiadł się do stołu, uprzednio całując mnie w czubek głowy.
Czułam, że na policzkach pojawiły mi się czerwone rumieńce. Dziewczyny patrzyły
na mnie dziwnym wzrokiem, a uśmieszek nie schodził im z twarzy. – Co na
śniadanie?
- Częstuj się – powiedziała Irma,
podsuwając mu talerz z kanapkami pod nos.
- Dzięki.
Zapadła dziwna atmosfera. Widać
było, że dziewczyny miały ochotę rzucić jakimiś komentarzami, ale moje speszona
mina i spuszczona w dół głowa, hamowały je. Szeptały coś między sobą.
Doprowadzało mnie to wariacji, podczas gdy Gonzalo spokojnie zajadał się
kanapkami. Dla niego seks to nic wielkiego, przecież nie był laikiem, ale dla
mnie to całkiem coś innego. Nie chciałam, aby wszyscy dowiedzieli się o tym, że
straciłam dziewictwo. Pipita mógł się
chociaż ubrać.
- Było pyszne – powiedział
Gonzalo, klepiąc się po brzuchu. – Łazienka wolna?
- Tak.
- To idę się wykąpać. Czy mógłbym
poprosić o jakiś ręcznik?
- Są w szafce pod umywalką –
powiedziałam.
- Zaraz wracam.
Poszedł, a atmosfera w ogóle się
nie poprawiła. Czułam na sobie pytające spojrzenia dziewczyn, lecz ja uparcie
unikałam ich wzroku.
- Asia?
- No co?!
- Chcesz nam coś powiedzieć?
- Nie…
- Spałaś z Gonzalo?
Ja nie kłamię. Nie chcę tego robić. Brzydzę się kłamstwem.
- Nie… – odparłam bez przekonania.
- Jasne – zapiszczały i wybuchły
niepohamowanym śmiechem. – To super! Gratulujemy!
- Nic nie powiedziałam!
- Ale z twojej twarzy można
wyczytać wszystko! A poza tym Pipita
był w samych majtkach!
- To co? Przecież spał. Musiał się
rozebrać.
- Aśka, przyznaj się.
Zapadła cisza. Głucha,
przerażająca cisza. Cisza, która zdradzała wszystko.
Zrobiłam zrezygnowaną minę i
schowałam twarz w dłonie. Dziewczyny zapiszczały, a zaraz potem podleciały do
mnie, aby mocno mnie uściskać. Zrobiły z tego wielkie wydarzenie i miałam
wrażenie, że cieszą się bardziej ode mnie.
- To skoro wszystkie sekrety
wyszły na jaw – zaśmiała się Klaudia – to idę obudzić Karima.
Obudziłam się wcześnie rano,
dzięki dzwonkowi do drzwi. Wyszłam, aby zobaczyć, co się dzieje i ujrzałam Irmę
z wielkim bukietem czerwonych róż.
- Do ciebie – powiedziała,
wstawiając je do wazonu na stole. – I jest bilecik.
Bez namysłu chwyciłam za karteczkę
i zaczęłam czytać:
Chciałbym dzisiaj Cię zaprosić na wycieczkę,
gdzieś do lasu albo nad wijącą się rzeczkę.
Jagód bym Ci uzbierał cały dzbanek, żebyś
sobie jadła je calutki ranek.
Chciałbym Cię zaprosić na spacerek, mam dla
Ciebie torcik na deserek.
Poprowadzę Cię do parku na ławeczkę,
pośmiejemy się troszeczkę.
Chciałbym Cię zaprosić dziś do kina, nocny
seans o dwudziestej się zaczyna.
Potem miła odprowadzę Cię do
domu i buziaka skradnę po kryjomu.
Chciałbym zabrać Cię na łódeczkę i nacieszyć
się Tobą chociaż chwileczkę.
Albo spędzić z Tobą całe lato i otrzymać od
Ciebie plik buziaków za to.
Chciałbym zabrać Cię do Marzeń Krainy, tam
gdzie nie ma żadnej innej dziewczyny.
Tam gdzie radość bezwzględnie panuje i
niczego kobiecie nigdy nie brakuje.
Chciałbym Cię zaprosić do raju, do takiego
super fantastycznego kraju.
Chcę byś dobrze się czuła, bo ze mnie niezła gaduła.
G.
- Ooo… Napisał ci wiersz –
powiedziała Irma. – Taki dziwny, ale w końcu to piłkarz, a nie poeta.
Aczkolwiek zawsze był humanistą.
- Nie ważne jaki to wiersz. Liczy
się sam gest. Nigdy czegoś tak pięknego nie dostałam.
- Pewnie chciał cię przekonać do
pozostania.
- Tak, ale niestety nie mogę.
- Głupia jesteś, Aśka –
powiedziała, wychodząc.
Nikt nie akceptował mojej decyzji
o powrocie do Polski. Chciałam tam wrócić. Madryt był przygodą – najpiękniejszą
jaką miałam, ale wciąż przygodą. Tylko czy uczucie, które dzielę z Gonzalo
można nazwać przygodą? Przelotną znajomością? Nie bardzo. Ale są przecież
telefony, komputery. Obiecałam, że będę wpadać do kilka tygodni na weekend i na
wszystkie dłuższe wolne dni. Ciężko mu było się z tym pogodzić. Chyba nawet do
tej pory się z tym nie pogodził, bo wciąż próbuje mnie przekonać, ale nie uda
mu się to. Podjęłam decyzję.
Wieczorem ubrałam koszulką z
numerem „20” i nazwiskiem „Higuain”, którą niegdyś dostałam od Gonzalo. Razem z
Irmą i Klaudią, ubranymi w podobne koszulki, ale z innymi nazwiskami,
pojechałyśmy na Santiago Bernabeu na najważniejszy mecz tego sezonu. Kiedy
tylko weszłam na stadion poraził mnie ogrom tej budowli. Było to coś
fantastycznego. Osiemdziesiąt tysięcy ludzi odzianych w białe stroje, z
flagami, chorągiewkami… Coś niesamowitego!
Miałyśmy bardzo dobre miejsca, z
których widać było całe boisko. Po chwili na murawie pojawili się zawodnicy,
ale nie było wśród nich Gonzalo. Widziałam Crisa, Benzemę, Angela i innych, ale
mój Pipita został na ławce. Poczułam
wielki zawód. Spodziewałam się, że go zobaczę, a tymczasem nic nie wiadomo. W
końcu dla niego tutaj przyszłam, a nie dla jakiegoś spektaklu, meczu czy
zwycięstwa.
Minuty mijały, a bezbramkowy wynik
był bez zmian. Zawodnicy w białych koszulkach dwoili i troili się, aby coś
ustrzelić, ale wszystkie ich próby, a zwłaszcza próby Cristiano, kończyły się
na niczym, a w najlepszym wypadku na słupkach i poprzeczce.
Widziałam jak w Crisa wdaje się
frustracja. Zamiast skupić się na grze piłkarskiej, to udoskonalał swoje
talenty aktorskie i robił szopkę przed sędziami i kibicami. Żal było patrzeć,
bo przecież był dobrym piłkarzem, który potrafił rozstrzygnąć mecz. Byłam
przekonana, że to przez zawirowania życia prywatnego mu nie idzie. Nie tylko
jedną karę poniósł…
Do przerwy było bez zmian, po
przerwie również. Piłkarze z Londynu coraz bardziej naciskali na bramkę
Casillasa. Obrona nie radziła sobie z ich upilnowaniem, jednak dawali z siebie
wszystko i blokowali strzały. Wyprowadzali groźne akcje ofensywne, ale wszystko
psuł Cristiano.
Wreszcie trener Realu się
zdenerwował i w jego miejsce wprowadził Gonzalo. Ucieszyłam się niemiłosiernie,
aż podskoczyłam z miejsca. Wreszcie zobaczyłam Pipitę na boisku! Szybko zajął swoje miejsce i zaczął grę. Szło mu
całkiem nieźle. Odbierał wiele piłek, posyłał je do Karima, który znacznie
celniej strzelał na bramkę rywala.
Aż w końcu w 79. minucie Angel
wykonywał rzut rożny wprost na głowę Gonzalo. Wyskoczył najwyżej i uderzył
piłkę tak mocno i precyzyjnie, że bramkarz nie miał możliwości obronienia tego
strzału. Trybuny wyskoczyły w powietrze, a ja wraz z nimi. Byłam taka
szczęśliwa, że aż łzy napłynęły mi do oczu. Udzieliła mi się ta piłkarska
atmosfera od kiedy Gonzalo pojawił się na boisku.
Patrzyłam jak Argentyńczyk
podbiega do białej trybuny i zbiera gratulacje od kolegów. Zaraz potem podszedł
do kamery znajdującej się obok i podciągnął koszulkę do góry. Na białym
podkoszulku napisane miał „Asiu, proszę zostań”. Posłał do obiektywu buziaka i
wrócił na swoje miejsce na boisku. Wszystko doskonale widziałam, bo ekrany na
stadionie pokazały zbliżenie nawet kilka razy! Byłam wzruszona i
przeszczęśliwa, bo po raz kolejny podarował mi coś, czego nigdy nie dostałam od
żadnego mężczyzny.
Zebrałam gratulacje od Irmy oraz
Klaudii i skupiłyśmy się na meczu, który zakończył się dziesięć minut później
zwycięstwem Realu Madryt.
- To było piękne – powiedziałam do
Gonzalo na pomeczowej imprezie dla piłkarzy i ich rodzin. – Nie spodziewałam
się tego.
- Nikt się nie spodziewał. Chcę
byś została.
- Wiem, ale nie mogę – rzekłam,
odchodząc na kilka kroków. Nerwowo bawiłam się palcami, bo wiedziałam, że
sprawiam mu ból. Nie chciałam tego, ale musiałam wracać do Polski. –
Przepraszam. Ale muszę tam wrócić chociaż na rok. Tęsknię za ojczyzną, za
rodziną i przyjaciółmi.
- A co będzie ze mną? Też będę za
tobą tęsknić.
- Wiem, ale my sobie poradzimy –
powiedziałam, głaskając go po policzku. – Jesteśmy młodzi, kochamy się. A
zakochani zawsze znajdą do siebie drogę.
- Żeby to było takie proste. Będą
dzielić nas tysiące kilometrów.
- Ale tylko trzy godziny w
samolocie. To nie dużo. Wystarczy, że zadzwonisz, a ja przylecę.
- To nie to samo. Nie będę mógł
zasypiać przy twoim boku, nie będę mógł trzymać cię za rękę, patrzeć na twój
uśmiech. To takie proste rzeczy, ale ich będzie brakować mi najbardziej.
- Poradzimy sobie, Gonzalo. Jestem
o tym przekonana. Ja też będę za tobą tęsknić. Za Irmą i Klaudią też. Za
wszystkimi. Ale tam jest mój tata, proszę, zrozum to.
- Rozumiem. Moi rodzice też
mieszkają daleko i znam twój ból. Nie będę dłużej naciskać. Rób co musisz.
- Dziękuję – powiedziałam, mocno
wtulając się w jego ramiona.
__________
Ten wiersz... Znaleziony gdzieś w czeluściach Internetu. Wybaczcie mi tą tandetę :P Zresztą musiałam go nieco pozmieniać, dlatego stracił rym i w ogóle. Cóż...
Rozdział to ostatni, za 10 dni epilog i... Nie będę zdradzać zakończenia :)
Miłego czytania!
Subskrybuj:
Posty (Atom)