Jeśli kiedykolwiek
kierowaliście się w życiu stereotypami, to proszę natychmiast porządźcie
to myślenie! Sama złapałam się na tym, że moje wyobrażenie na temat
pewnych spraw jest krzywdzące dla innych. A to nie jest fair. Wiadomo,
że pewne rzeczy się potwierdzają, ale trzeba pamiętać, że nie każdy
Polak to złodziej, nie każdy Arab jest terrorystą, że nie każdy piłkarz
kreuje się na zadufanego w sobie ignoranta. Takie właśnie miałam
myślenie. Słysząc słowo „piłkarz”
przed oczyma stawała mi sylwetka przystojnego, dobrze zbudowanego
mężczyzny, szastającego pieniędzmi na prawo i lewo, myślącego tylko o
sobie i własnych potrzebach, raczej niewykształconego, aroganckiego i
zarozumiałego. Jeśli miałabym powiedzieć o kimś takim coś dobrego, to
chyba tylko to, że użyczał swojego wizerunku, aby zwrócić uwagę na akcje
charytatywne i cele dobroczynne.
Ale
odkąd przyjechałam do Madrytu, a w zasadzie od pamiętnej imprezy, moje
myślenie uległo zmianie, gdyż poznałam Gonzalo. Brat Irmy okazał się
zupełnym przeciwieństwem ignoranta, którego widziałam, przywołując słowo
„piłkarz”. Był sympatyczny,
przyjazny, pomocny. Z własnej woli dzwonił, pytał o samopoczucie,
zapraszał na kawę i spacery po mieście. Był normalny. Jak każdy inny
chłopak, którego mijałam na ulicy. Nie zgrywał supergwiazdy, zawsze
zachowywał się przyzwoicie i szarmancko, szanował innych ludzi,
dziękował za komplementy i chętnie zamieniał kilka słów z kibicami,
którzy zaczepiali go na madryckich ulicach. Być może trochę go
wyidealizowałam, bo wiadomo, że miał także wady, ale były one tak
niewielkie, w zasadzie niewidoczne, że nie myślałam o nich jako o złych
cechach. Dzięki Gonzalo poznałam Madryt. Zabierał mnie wszędzie gdzie
chciałam. Nawet do muzeów i na wystawy! Nie każdy chłopak byłby skłonny
do takiego poświęcenia.
Z
przyjemnością spędzałam czas z nowym kolegą. Klaudia i Irma oczywiście
układały swoje własne scenariusze dotyczące naszej zażyłości, ale my z
Gonzalo wiedzieliśmy, że to co nas łączyło – o ile w ogóle coś łączyło,
bo nie wiedziałam jak to odbiera sam zainteresowany – to tylko i
wyłącznie przyjaźń. On zbierał się po nieudanym związku, a ja nie miałam
ochoty na żadne miłości. Ale pomimo tego, że się lubiliśmy, to nie
mogliśmy codziennie spędzać razem czasu. On miał treningi, mecze,
spotkania i wszystkie tym podobne sprawy związane z zawodem, który
uprawiał, a ja miałam naukę, na której się skupiałam. W końcu
przyjechałam do Madrytu po to, aby zdobyć upragnione wykształcenie.
Właśnie
ślęczałam w kuchni nad książkami i pisałam referat dotyczący Diego
Velazqueza, hiszpańskiego malarza barokowego, kiedy usłyszałam dzwonek
do drzwi. Miałam nadzieję, że Irma łaskawie wygrzebie się ze swojego
łóżka, w którym bawiła się komputerem, i otworzy drzwi natrętowi, ale
jakże naiwne było moje myślenie. Z niechęcią wyrwałam się z burzy
mózgów, w której tkwiłam od dobrej godziny, i ruszyłam do drzwi.
Zdziwiłam się, bo za nimi stał Cristiano Ronaldo! Już nauczyłam się
odróżniać niektórych zawodników Realu (wiem, co to jest i ile znaczy w
Madrycie), ale Crisa nie trzeba było przedstawiać. I kiedy w myślach
stawiałam sobie obok Gonzalo jego właśnie, to nie mogłam uwierzyć, że
tak skrajne dwie osobowości mogą się przyjaźnić i razem pracować.
-
Tak? – zapytałam. Osobnik ten nie był u nas częstym gościem. Pary razy
przyjeżdżał tutaj swoją super bryką, aby zabrać Klaudię na dyskotekę,
ale nigdy nie wchodził na górę. Nie znałam go za dobrze, ale z gazet i
mediów dowiedziałam się, co z niego za typ człowieka. Jednym słowem –
nieprzyjemny!
- No siema! Ja przyjechałem do tej malutkiej… czarnej… no…
- Klaudii. Ma na imię Klaudia.
- Mówię przecież. Jest w domu?
- Nie, jest na uczelni. Może coś przekazać?
-
Nie, nie – odparł, wchodząc do środka. – Wczoraj dałem jej moją kurtkę,
aby nie zmarzła, a miałem w niej telefon. Potrzebuję go. Mogę się
rozejrzeć za swoją zgubą?
-
Proszę – powiedziałam, aczkolwiek wcale nie miałam ochoty przebywać w
jego towarzystwie. Na szczęście chłopak zniknął w pokoju mojej
przyjaciółki, a ja wróciłam do kuchni i swoich książek.
Po
chwili wrócił. Usiadł na krześle przy stole i przyglądał się temu co
robię z prawdziwym obrzydzeniem. Zapewne nie miał pojęcia o sztuce. Dla
niego najważniejsza była jego fryzura i nienaganny strój.
- Jesteś całkiem ładna – powiedział, spoglądając na mnie, a ja zastanawiałam się, o co mu chodzi…
- To komplement?
-
Jak najbardziej. Ale coś mi tu nie gra… – Cris opadł na oparcie
krzesła, założył ręce na piersi i ciągle wpatrywał się we mnie spod
przymrużonych powiek. – Wiem! To te okulary.
Używałam
tego przyrządu tylko do czytania. Niestety w młodości miałam wypadek,
który uszkodził mi oczy. Od tamtej pory musiałam nosić je na nosie,
aczkolwiek nigdy nie były dla mnie żadną przeszkodą czy czynnikiem
umniejszającym mi czegokolwiek. Lubiłam swoje, oprawione w grubą, czarną
oprawkę, okulary.
Nim
się zorientowałam, co siedzący przede mną chłopak zamierza, jego dłonie
pojawiły się obok mojej twarzy. Delikatnie i z wielkim skupieniem
ściągnął mi z nosa przedmiot, który nie zdobył jego uznania. Patrzył mi
przy tym głęboko w oczy, tak głęboko, że po ciele przeszedł mi dreszcz. A
kiedy niby specjalnie, niby nieumyślnie, opuszkami palców przejechał po
moim policzku, po ciele przebiegło mi stado dreszczy! Mogłabym
przysiąc, że kuchnia jakby skurczyła się, a temperatura podniosła się do
pięćdziesięciu stopni Celsjusza.
- Zarumieniłaś się – wyszeptał, odgarniając kosmyk włosów z mojej twarzy. – Nie martw się. Ja tak działam na kobiety.
-
Asia, masz może…? – Nagle do kuchni wbiegła Irma. Jak oparzona
odskoczyłam od piłkarza i pośpiesznie nałożyłam na nos okulary.
Spojrzałam na współlokatorkę, która tylko uśmiechała się zadziornie,
zapewne wyobrażając sobie Bóg wie co! – O, Cristiano! Nie wiedziałam, że
przyszedłeś.
- Na chwilę, po kurtkę – odparł, wstając i wychodząc. – Trzymajcie się!
-
Odbijasz koleżance chłopaka? – zapytała ze śmiechem, siadając na
miejscu, które kilka sekund temu należało do Crisa. – Proszę, proszę…
Cicha woda brzegi rwie! – śmiała się.
- O czym ty mówisz? Po prostu… Coś mi wpadło do oka.
- Tak, tak, wiem co widziałam. Mnie nie oszukasz. Podoba ci się?
- Co?
-
Wszystkim się podoba. Jest taki przystojny… Wiele bym dała, żeby mieć
takiego faceta, ale niestety dla mnie jest nieosiągalny. W zasadzie to
mam Angela, ale to nie to samo. Cristiano to Cristiano – westchnęła.
-
Cześć wam. – Do domu wróciła Klaudia. Miała uśmiech od ucha do ucha i
miałam przeczucie, że nie jest to spowodowane pracą domową czy
referatem, który musiała napisać. Od razu zapytałyśmy ją o przyczynę tej
radości. Usiadła obok nas i zniżonym głosem, tak jakby powierzała nam
wielki sekret, powiedziała: – Nie zgadniecie, co dzisiaj zrobiłam! To
totalne szaleństwo! – Nadstawiłyśmy ucha i z uwagą wyczekiwałyśmy
kolejnych informacji. – Wczoraj Cris zostawił u mnie swój telefon.
Trochę się nim bawiłam, a potem spisałam numer do tego łysego chłopaka,
który był u nas na imprezie.
- Benzemy? – zapytała Irma. – Trzeba było powiedzieć, że cię kręci, to dałabym ci ten numer. Twoje podchody byłyby zbędne.
- Zadzwoniłam do niego dzisiaj i umówiliśmy się na wieczór.
- A co z Cristiano? – zdziwiłam się. – Myślałam, że się spotykacie.
-
Cristiano? To fajny chłopak, ale spędza przez lustrem więcej czasu ode
mnie. A to ja mam być gwiazdą w swoim związku – zaśmiała się. – A poza
tym, na wstępnie umówiliśmy się, że nasza znajomość ograniczy się do
kilku szybkich numerków.
-
Twoje zachowanie jest niepojęte – rzekłam zdegustowana, wstając od
stołu. Jak można tak pogrywać z ludźmi? Umówili się, ale kto to widział,
żeby umawiać się na seks. To uwłaczające! Przede wszystkim dla kobiety.
Wzięłam do ręki kubek z zimną już herbatą i ruszyłam w kierunku swojego
pokoju.
- Mam się
umawiać z zaręczonym facetem?! – Klaudia posłała mi srogie spojrzenie.
Nie wiedziałam, że Cristiano ma narzeczoną. Myślałam, że skoro umawia
się z moją przyjaciółką, interesuje się innymi kobietami, to… Oh, Boże,
czy świat jest aż tak zdeprymowany?
-
Zaręczony? – powiedziałam niemalże szeptem. – To dlaczego spotykał się z
tobą i podrywał mni… inne dziewczyny? – Spojrzałam na Irmę błagalnym
wzrokiem. Prawie sama się wygadałam przed Klaudią! Nie chciałam, aby
wiedziała, co dzisiaj stało się w tej kuchni.
- Aśka, nie bądź naiwna. To piłkarz, supergwiazdor! Może mieć każdą, więc dlaczego ma się ograniczać do jednej.
-
To chore – podsumowałam, kręcąc głową zdegustowana. Nie miałam ochoty
ciągnąć tego tematu. Poszłam do pokoju, mając nadzieję, że ten mężczyzna
nigdy więcej nie pojawi się w naszym domu. Skoro zakończyła się jego
znajomość z Klaudią, to nic innego go tutaj nie ściągnie. Szkoda tylko,
że wówczas nie wiedziałam jak bardzo się myliłam.
- Asia, chodź z nami – powiedział błagalnym tonem Gonzalo. – Będzie fajnie, na pewno nie pożałujesz.
- Gonzalo…
- Błagam cię, mów mi Pipa! Nie znoszę swojego imienia.
- Pipa, Cristiano nie zaprosił mnie na swoją imprezę. Nie wypada mi się wpraszać.
-
Przestań! Idzie Irma z Angelem,Klaudia z Benzemą, a ja? Mam iść sam jak
palec? – Gonzalo przysiadł na moim łóżku i błagalnie patrzył mi w oczy.
– Każdy ma prawo przyjść z osobą towarzyszącą. Dziewczyny też nie
dostały słownego zaproszenia, ale idą, bo zaprosili ich Angel i Benz.
-
Dobrze wiesz, że ja nie lubię takich imprez. – Zdenerwowana wstałam z
łóżka i wsunęłam stopy w kapcie. Była słoneczna sobota, czas wolny, czas
relaksu i odpoczynku. Miałam ochotę posiedzieć w domu albo pojechać na
rowerze do parku, poczytać książkę i zebrać siły na kolejny, bardzo
trudny tydzień. Gonzalo był bardzo nachalny, zależało mu, abym z nim
poszła, ale ja naprawdę nie miałam na to ochoty.
Wróciłam do pokoju z dwoma kubkami soku w dłoni. Jeden z nich podałam swojemu gościowi i ponownie wskoczyłam na łóżko.
- Nie patrz tak na mnie jak kot ze Shreka. Nie pójdę.
Gonzalo
bez słowa opuścił moją sypialnię. Odniosłam wrażenie, że się na nie
pogniewał, ale przecież nie mógł zmusić mnie do czegoś, na co nie miałam
najmniejszej ochoty. Wiedział, że nie odnajdę się w towarzystwie, że
nie piję alkoholu. Lubił spędzać ze mną czas, ja też to lubiłam, chciał,
abym stawała się częścią jego przyjaciół, ale grono sławnych i bogatych
piłkarzy do mnie nie przemawiało.
-
Proszę. – Gonzalo wrócił do mnie z niebieską, błyszczącą torbą z
markowego sklepu. Wręczył mi pakunek i bez słowa usiadł na swoim
poprzednim miejscu. Spojrzałam na niego pytająco, bo nie miałam pojęcia
co to jest. – Prezent – odparł beznamiętnie.
Nieśmiało
zajrzałam do torebki. Moim oczom ukazał się czerwony materiał. Nie
miałam pojęcia czym to jest. Ponownie spojrzałam na znajomego, ale ten
tylko wzruszył ramionami, aczkolwiek widziałam, że kąciki jego ust
delikatnie unoszą się ku górze.
Rozpakowałam
prezent. W dłoniach trzymałam najpiękniejszą sukienkę jaką w życiu
widziałam! Miała niewielki dekolt, wąskie ramiączka, idealnie wcięcie w
talii i sięgała mi do kolan, czyli tak jak najbardziej lubię! Nie
wiedziałam, co powiedzieć. Prezent był cudowny, ale nie wiedziałam z
jakiej to okazji.
-
Miałem nadzieję, że mną pójdziesz – powiedział w końcu Gonzalo. –
Ciągałem Irmę i Klaudię po sklepach, aby znaleźć dla ciebie tą sukienkę.
Były przekonane, że ci się spodoba.
- Bardzo mi się podoba, jest piękna! Naprawdę dla mnie?
-
Tak. Chciałem, abyś w niej dzisiaj wystąpiła na imprezie u Crisa, ale
skoro nie chcesz iść… – Gonzalo spuścił wzrok. Brał mnie pod włos,
czułam to. Zresztą znałam go na tyle dobrze, że wiedziałam na jakie
sztuczki go stać. I co w tamtej chwili mogłam zrobić? Nic więcej, jak
tylko zgodzić się na wyjście.
-
Dziękuję – powiedziałam, dając mu całusa w policzek. Jego twarz
rozpromieniała. Od razu na usta powrócił mu ten szalenie ujmujący
uśmiech i urocze dołeczki. – Daj mi piętnaście minut.
Po
kilkudziesięciu minutach znalazłam się w domu najlepszego piłkarza na
świecie. Tak jak się spodziewałam, jego dom bardziej przypominał pałac
niż zwykły dom jednorodzinny, był przepięknie urządzony, same drogie
sprzęty, najlepszej jakości meble. Mnóstwo przepychu. Nie było to w moim
stylu, gdyż byłam skromną dziewczyną i nie pasowałam do takiego
otoczenia, ale cóż poradzić… Kimże jestem, aby oceniać innych?
Najważniejsze, że Cristiano się to podobało.
Było
mnóstwo ludzi! Znanych i nieznanych, kolorowych i szarych, ciekawych i
tych mniej interesujących, ale łączyło ich jedno – miłość i uwielbienie
do Cristiano. Kogo by nie spytać, każdy wypowiadał się o nim w samych
superlatywach. Nie podzielałam ich zachwytów, dlatego milczałam.
Kręciłam się po najmniej uczęszczanych zakamarkach domu m.in. po
ogrodzie lub kuchni. I tak jak się spodziewałam – zostałam całkiem sama.
Dziewczyny szalały ze swoimi partnerami, aczkolwiek nie miałam im tego
za złe, bo Irma i Angel tworzyli bardzo zgrany duet, a Klaudia i Karim
tak dobrze się ze sobą bawili, że nie miałam serca wchodzić między nich i
robić za przyzwoitkę. W zasadzie to cieszyłam się, że przyjaciółka
zrezygnowała z niesfornego Gwiazdora, na rzecz całkiem sympatycznego,
aczkolwiek równie szalonego i głośnego, Francuza.
A
Gonzalo? Gonzalo spotkał swoich kolegów z drużyny i spędzał z nimi cały
czas. Nie zapomniał o mnie, gdyż niejednokrotnie zapraszał mnie do
siebie, ale nie chciałam. Krępowałabym się. Znacznie lepiej czułam się w
swoim towarzystwie.
Nagle,
zupełnie przypadkowo, znalazłam się w jednej z sypialń tego domu.
Zwiedzałam piętro, gdyż ktoś powiedział mi, że znajdę tutaj więcej
łazienek. Te na dole zawsze były zajęte i oblegane przez ludzi. Nie
chciałam stać w niekończącej się kolejce.
Po
wielkości pokoju i jego urządzeniu wywnioskowałam, że znajdowałam się w
głównej sypialni, sypialni gospodarza. Od razu w oczy rzuciły mi się
fotografie przedstawiające Cristiano z narzeczoną oraz małym
chłopczykiem. Czyżby miał dziecko? A może to kuzyn bądź
siostrzeniec/bratanek, który był dla niego niezwykle ważny?
Wzięłam do ręki jedno ze zdjęć. Pomyślałam, że wyglądają na szczęśliwych. I dobrze. Każdy zasługuje na szczęście.
Nagle
drzwi do pokoju otworzyły się, a w progu stanął Cristiano! Spanikowana
opuściłam ramkę, ale na szczęście nie rozbiła się. Spoglądaliśmy na
siebie z niemałym zdziwieniem. Zapewne zastanawiał się, co robię w jego
sypialni i dlaczego dotykam jego rzeczy. To było do mnie niepodobne.
Miał prawo się zdenerwować. Sama nie lubiłam, kiedy wkraczało się w moją
prywatną przestrzeń.
-
Bardzo przepraszam – wyjąkałam, podnosząc upuszczony przedmiot. –
Szukałam łazienki i niechcący tutaj weszłam. Naprawdę nie chciałam…
- Spokojnie, nic się nie stało – zaśmiał się. – Łazienka jest do twojej dyspozycji.
-
Nie, nie, ja już pójdę – powiedziałam, mijając go i chwytając za
klamkę, ale wówczas poczułam na swoim nadgarstku uścisk. Nie był mocny,
wręcz przeciwnie. Odwróciłam się i spojrzałam na Crisa.
-
Mogę mieć do ciebie prośbę? – zapytał bez ogródek. Nieśmiało skinęłam
głową, aczkolwiek nie miałam pojęcia, o co może chodzić. Pociągnął mnie
za sobą, prosto do ogrodu. Przystanęliśmy przy grillu. – Widzisz tamtą
dziewczynę? Tamtą z krótkimi, czarnymi włosami. – Skinęłam głową. –
Uczepiła się mnie jak rzep psiego ogona. Nie mogę się od niej odpędzić.
- Ale co ja mam z tym zrobić?
-
Nic, po prostu stój – rzekł. Dalszy rozwój wypadków potoczył się tak
szybko, że nie bardzo wiedziałam, co się dzieje. Cristiano chwycił mnie
za ramiona i przyległ ustami do moich warg, składając na nich bardzo
namiętny i długi pocałunek. Bardzo chciałam odskoczyć, zaprzestać temu
wszystkiemu, ale miał on w sobie coś takiego, co nie pozwalało mi na to.
Sprawiał, że miałam ochotę na te pocałunki, sprawiał, że chciałam
więcej i więcej. Ale dlaczego tak się działo? Przecież w ogóle mnie nie
pociągał, nie interesował mnie jako mężczyzna, bo w ogóle nie był w moim
typie. Nie interesowała mnie jego sława, pieniądze… Więc dlaczego
chciałam, aby mnie całował i dotykał? Pomyślałam, że jestem chora, że
mam coś z głową, skoro nie mogę się oprzeć chłopakowi. Ale to się po
prostu działo!
Wówczas
poczułam szarpnięcie i Cris przerwał mi tą niesamowitą chwilę. Nim
otworzyłam oczy, zobaczyłam jak dziewczyna w krótkich włosach, wymierza
Gwiazdorowi siarczystego policzka. Ten aż przekręcił się na drugą
stronę. Przetarł dłonią zaczerwienioną część twarzy i posłał kobiecie
spojrzenie oraz złośliwy uśmieszek. Pomyślałam, że to skończony idiota!
Wykorzystał mnie, aby wzbudzić zazdrość w innej i dać jej do
zrozumienia, że nie jest zainteresowany. Ale czy do tego nie
wystarczyłaby zwykła rozmowa?
- Ja tak działam na kobiety – podsumował, puszczając do mnie oczko.
-
A to bardzo ciekawe. – Za jego plecami nagle pojawiła się wysoka,
piękna bruneta. Ciężko opisać jej urodę, gdyż takie kobiety są po prostu
rzadko spotykane. Była przepiękna.
Posłała Crisowi srogie spojrzenie, na co ten zdołał jedynie wydukać:
- Irina? A co ty tutaj robisz? Miałaś być w Paryżu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz