03. Jesteś fanką? Chcesz autograf?

Imprezy… Wiele mogłabym o nich powiedzieć, ale nie to, że je lubię. Przyjechałam do Madrytu, aby się uczyć, a nie uganiać za chłopakami. Miałam inne priorytety niż moje współlokatorki. One uważały mnie za nudziarę – trudno się nie zgodzić, ale ja po prostu odnajdowałam przyjemności w innych rzeczach. Nie lubiłam głośnej muzyki, ocierających się o siebie ludzi, alkoholu i tym podobnych spraw. Ja się świetnie bawię na polanie w parku, z książką pod ręką lub w kawiarni w towarzystwie ukochanej przyjaciółki.
Niestety nie umiałam wyperswadować Irmie i Klaudii tego pomysłu. Zmuszona byłam do brania udziału w zabawie. Zastanawiałam się nad wyjściem z domu. To byłby dobry pomysł, gdyby nie fakt, że impreza zaczynała się po godzinie dziewiątej wieczorem, a wówczas wszystkie biblioteki w okolicy były już zamknięte. Mogłabym pozwiedzać miasto, ale była to późna pora i bałam się napadu oraz kradzieży. A poza tym mogłabym się zgubić i wszystko skończyłoby się niepotrzebną aferą z policją…
Przypuszczałam, że mój wyjazd z Klaudią przysporzy mi wielu problemów, niespodzianek i nieprzyjemnych sytuacji, ale nie sądziłam, że zacznie się to już w tydzień po przyjeździe.
- Nie przejmujcie się niczym – powiedziała Irma przy śniadaniu. – Mój brat się wszystkim zajął. Przyniesie przekąski oraz napoje. Nam pozostanie zmotanie tylko sprzętu grającego, ale to i tak już załatwiłam.
- Nam pozostaje zrobić się na bóstwa! – rzekła Klaudia, klaszcząc w dłonie. – Dobrze, że przywiozłam ze sobą kilka sukienek. Spodziewałam się szalonych, hiszpańskich imprez.
- O której dzisiaj kończycie zajęcia? – zapytała Irma. – Gonzalo wpadnie tutaj o siedemnastej. Mnie nie będzie, bo jadę do fryzjera. Czy któraś z was może odebrać od niego jedzenie?
- Ja kończę o piątej. Nie zdążę wrócić. – Klaudia wzięła do ręki marchewkę i wyszła z kuchni. Irma spojrzała na mnie wyczekująco. I co jej miałam powiedzieć? Prawdę? Ale ja nie chciałam mieć kontaktu z żadnym piłkarzem!
- O czternastej będę w domu – powiedziałam smutno. Nie chciałam kłamać. Kłamstwo do niczego nie prowadziło, a przysparzało tylko więcej kłopotów, niż to wszystko było warte.
- To świetnie. – Irma dopiła resztki herbaty, wsadziła kubek do zlewu i pożegnała się ze mną krótkim: „Do wieczora!”.
Czy pozostało mi coś innego, niż robienie dobrej miny do złej gry?
Przez cały dzień myślałam o spotkaniu z bratem mojej współlokatorki. Z jej opowiadań wynikało, że to miły i wesoły chłopak, jednak ja uważałam, że tacy są najgorsi. Aleksander był taki sam. Miałam tylko nadzieję, że Gonzalo wpadnie, zostawi przesyłkę i zniknie, nie mówiąc zbyt wiele w moją stronę. Może to krzywdzące podejście, bo przecież w ogóle go nie znałam, ale byłam uprzedzona, a ciężko jest walczyć ze stereotypami.
Właśnie siedziałam w swoim pokoju i czytałam książkę o historii malarstwa (za dwa tygodnie miałam z tego egzamin), kiedy usłyszałam potworne walenie do drzwi. Przeraziłam się, bo nikt normalny tak nie łomocze. Nie spodziewałam się nikogo poza bratem Irmy, więc już na wstępie zrobił na mnie złe wrażenie. To tylko potwierdzało moją tezę, że piłkarze – a zwłaszcza ci najlepsi, to buce, nie zważające na innych ludzi.
Otworzyłam drzwi i ujrzałam tajemniczą postać z nogami. Dosłownie! Widziałam dolny fragment ciała, oceniając po butach i spodniach, ciała mężczyzny. Powyżej pasa nie było nic poza brązowymi kartonami, sięgającymi poza głowę.
- Przepraszam, że tak waliłem, ale musiałem zapukać nogą – usłyszałam. – Przysyła mnie Irma. Jestem Gonzalo.
- Tak, wspomniała coś – powiedziałam bardziej do kartonów niż do niego.
- Pomożesz mi? – zapytał ze śmiechem. Pośpiesznie ściągnęłam dwa kartony znajdujące się na szczycie piramidy, dzięki czemu odsłoniłam jego głowę. Wówczas przed moimi oczami pojawiła się roześmiana twarz młodego chłopaka, z ciemnymi włosami w nieładzie i jednodniowym zarostem. Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, pokazując swoje śnieżnobiałe zęby. – Gdzie mogę to postawić?
- Do kuchni, proszę za mną – powiedziałam, kierując się w wybrną stronę.
Postawiliśmy kartony na stole oraz krzesłach. Gonzalo starł pot spływający mu po skroni i rozejrzał się wokoło. Wówczas na drodze jego spojrzenia stanęłam ja. Ponownie posłał mi sympatyczny uśmiech i wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Cześć – powiedział zadowolony. Złe pierwsze wrażenie, które na mnie zrobił, prysło niczym bańka mydlana, gdyż jego zachowanie wskazywało na to, że jest naprawdę kulturalnym i dobrze wychowanym młodym człowiekiem.
- Cześć – odpowiedziałam nieśmiało, poczym uciekłam wzrokiem w przeciwną stronę. Onieśmielał mnie.
- Jak masz na imię?
- Asia – odparłam pośpiesznie.
- Ładnie. – Gonzalo ponownie rozejrzał się po pomieszczeniu, zwracając uwagę na wszelkie szczegóły. – Małą macie tą kuchnię. Proponowałem Irmie mój dom, ale uparła się na akademik. Jej strata – powiedział, rozkładając bezradnie ręce. – Będę leciał, bo mam jeszcze parę rzeczy do załatwienia – rzekł, kierując się w stronę wyjścia. – Przekaż Irmie, że nie przywiozłem nachos, bo zabrakło ich w sklepie. Wziąłem zwykłe chipsy.
- Dobrze.
- Będziesz wieczorem na imprezie? – zapytał, stając w drzwiach wyjściowych. Spojrzał na mnie wyczekującym wzrokiem i znów posłał swój, rozpoznawalny już przeze mnie, uroczy uśmiech.
- Yy… T-tak.
- W takim razie do zobaczenia –rzucił, całując mnie w oba policzki. Zbaraniałam! Stanęłam jak wryta, bo jego bezpośredniość wydała mi się co najmniej dziwna. Nie spodziewałam się takich czułości od totalnie obcego faceta! Co on sobie myślał? – Przepraszam – powiedział roześmiany, widząc moją zmieszaną minę. – Pewnie nie jesteś stąd. W Hiszpanii jest taka tradycja, że wszyscy całują się dwa razy. Z czasem przywykniesz. Na razie!
- Tradycja? Bardzo głupia tradycja – powiedziałam, kiedy zamknęłam już za nim drzwi.
Po chwili usłyszałam dzwonek. Wyjrzałam na korytarz przez niewielką szparę. Przede mną znów stał Gonzalo.
- Kręcę się, wiem – zaśmiał się. – W kartonach są rzeczy, które wymagają kontaktu z lodówką. Zajmiesz się tym?
- Tak.
- Świetnie. Teraz już naprawdę idę. Na razie!
Znaleźli sobie tanią siłę roboczą! Co oni myślą, że będę na każde zawołanie, że będę wszystko za nich robić bez mrugnięcia okiem? To był chyba jakiś żart! To nie była moja impreza, więc z jakiej racji miałam się tym wszystkim zajmować? Jeśli o mnie chodzi, to mogłabym przesiedzieć cały wieczór w swoim pokoju, w samotności, z książką i kubkiem kakao.
Lamentując pod nosem zabrałam się za rozpakowywanie kartonów. Pod startą szeleszczących paczek z chipsami, paluszkami, orzeszkami i innymi przekąskami, znalazłam kilka butelek z alkoholem. Co kolejna to lepsza. Piwo, wódka, whisky… Zastanawiałam się, kiedy oni to wszystko wypiją? Dzisiejszej nocy? Przecież padną jak muchy i będzie trzeba ich zbierać z podłogi!
Z czarnych wizji wyrwała mnie Klaudia, która wróciła do domu po zajęciach. Z zachwytem zaczęła przeglądać imprezowe zakupy, wykrzykiwała nazwy drogich trunków, które podane zostaną dzisiejszego wieczora.
- Dotąd widziałam je tylko w klubie, w którym pracowałam. Ty wiesz ile one kosztują? – Spojrzałam na nią i pokręciłam przecząco głową. – Dużo! Naprawdę nie będziemy musiały zwracać im za to kasy? Wydali na to majątek!
- Nie wypada się nie dołożyć, ale ja nie mam tyle pieniędzy. Nie stać mnie na imprezy w towarzystwie sławnych ludzi.
- Mnie tak samo. Pogadam później z Irmą i się zapytam o wszystko. A jak Gonzalo? Fajny z niego chłopak? – zapytała, ruszając zabawnie brwiami. W jej oczach widziałam ten charakterystyczny błysk, który pojawiał się kiedy ta szykowała się na podryw.
- Był tu zaledwie pięć minut.
- No to go widziałaś przecież!
- Chłopak jak chłopak, daj mi spokój – powiedziałam i wyszłam do pokoju. Impreza zaczynała się za kilka godzin, więc chyba czas najwyższy było wszcząć przygotowywania.
Nie szykowałam się jakoś specjalnie, ale prysznic wypadałoby wziąć.
W szafie wyszukałam elegancką, zieloną bluzkę na ramiączkach, białe bolerko oraz ciemne dżinsy. Nic specjalnego. W zasadzie wyglądałam tak samo jak każdego normalnego dnia. A przy współlokatorkach byłam niczym uboga krewna! Obydwie wystroiły się w kuse, obcisłe sukienki z dekoltami, natapirowały włosy, nałożyły piękne, błyszczące makijaże. Zrobiło mi się trochę wstyd, ale przecież nie będę się stroić dla bandy piłkarzy, którzy na dodatek nie okazali nam szacunku i spóźnili się na imprezę, którą bądź co bądź, sami zaplanowali.
- Chodźcie, chodźcie – mówiła Irma, kiedy tylko panowie pojawili się w naszym małym mieszkaniu. Nie byłam wstanie powiedzieć ilu ich przyszło. Z siedmiu na pewno, a w dodatku jeden był przystojniejszy od drugiego. Tyle testosteronu na metr kwadratowy to ja w życiu nie widziałam i lekko mnie to speszyło. – Poznacie się, to jest Klaudia oraz Asia – powiedziała, wskazując kolejno na nas. Uśmiechnęłam się lekko, ale bardziej do podłogi niż do gości. Za to moja przyjaciółka od razu zaczęła rzucać się im na szyję, zupełnie jakby znali się od lat! – A to Gonzalo, Karim, Mesut, Sergio, Jose, Cris, Pepe oraz mój Angelito. – Irma podeszła do tego ostatniego i pocałowała go bardzo namiętnie. Wywnioskowałam, że to jej chłopak, aczkolwiek wcześniej zarzekała się, że to nic poważnego. Nie wiem jak tak można wykorzystywać innych ludzi…
Impreza rozkręciła się na dobre. Irma puściła głośną, taneczną muzykę, goście zalegali w przedpokoju i kuchni, każdy rozmawiał w swoim, wąskim gronie. Nasze mieszkanie było tak małe, że wszyscy ocierali się o siebie, kiedy chcieli przejść do łazienki lub kuchni. Najwięcej ludzi ulokowało się w pokoju Irmy, która nie miała nic przeciwko skakaniu po jej łóżku czy kruszeniu na dywan. Mi osobiście takie zachowanie bardzo przeszkadzało, dlatego zamknęłam swoją sypialnię, a sama pilnowałam porządku w pozostałej części mieszkania.
- Wczoraj kręciłem reklamówkę dla Nike. – Przystanęłam przy kuchennym blacie, aby nalać sobie soku pomarańczowego do szklanki. Pilnowanie grupki rozszalałych chłopaków było bardzo męczące. Co chwilę zwracałam im uwagę, aby nie śmiecili, uważali na meble i nie wchodzili do mojego pokoju. Marzyłam, aby to spotkanie już się skończyło!
- Ja też ostatnio kręciłem reklamę – powiedział łysy chłopak, który wraz ze swoim kolegą rozmawiał przy kuchennym stole, obok którego stałam. – Taka śliczna dziewczyna była tam asystentką, że aż zaprosiłem ją na kolację.
- Poszła?
- Cris, myślisz, że by mi się oparła? – zaśmiał się siarczyście. Nie chciałam podsłuchiwać ich rozmowy, ale mówili tak głośno, że nawet jakby ktoś chciał być głuchy na ich słowa, to nie mógł.
- Coś się stało? – zapytał nagle brunet. Spojrzałam w jego stronę, bo zdawało mi się, że mówi właśnie do mnie. Całkowicie się zawiesiłam i nawet nie zdałam sobie sprawy, że przez cały ten czas patrzyłam wprost na nich. Nic więc dziwnego, że zwrócił mi uwagę. – Jesteś fanką? Chcesz autograf? – zaśmiał się, dając koledze kuksańca w bok. Obydwaj zanieśli się zaraźliwym śmiechem, niezbyt przyjemnym. Poczułam się urażona.
- Nie – odparłam. Wówczas zauważyłam coś, co bardzo mnie zdenerwowało. – Wiem, że jesteście supergwiazdami, ale nie jesteście u siebie i moglibyście uszanować sprzęty należące do kogoś innego – rzekłam, kładąc na stole podkładki pod szklanki. – Nie są tutaj bez powodu.
Spojrzeli na mnie spod byka, ale bez słowa skorzystali z przedmiotów, które im podałam. Z triumfalną miną wyszłam z kuchni. Byłam z siebie dumna, bo poczułam w sobie nagły przypływ odwagi i byłam bardzo zdziwiona faktem, że odważyłam się powiedzieć im coś takiego.
Na szczęście reszta wieczoru minęła bez takich incydentów. Czułam się obco we własnym domu, ale im bliżej końca imprezy, tym lepiej ze mną było, aczkolwiek czułam jak zmęczenie powoli wdziera się do mojego organizmu. Mimo to wytrzymałam do końca, bo niezręcznie było mi przerywać rozmowę, którą prowadziłam z Gonzalo. Brat Irmy okazał się bardzo sympatyczny, nie nadąsany, nie zakochany w sobie. Był zwykłym chłopakiem, takim jak inni, tylko, że uprawiał zawodowo w piłkę nożną. Mimo to nadal lubił spędzać czas w domu i grać w Scrabble, oglądać filmy przyrodnicze czy spotykać się ze swoimi starymi przyjaciółmi w całkiem normalnych knajpkach, a nie piekielnie drogich restauracjach.

Nazajutrz wstałam wcześnie rano. Była sobota, nie miałam żadnych zajęć, ale musiałam jechać do pracy. Biblioteka na mnie czekała!
Dzięki temu, że wczoraj nie piłam żadnego alkoholu, moja głowa była świeża i rześka. Z przyjemnością otworzyłam okno i wpuściłam do dusznej kuchni odrobinę powietrza. Pogoda była śliczna, bezchmurne niebo, promienie słoneczne odbijane przez szyby okien, lekki, ciepły wiaterek. Wzięłam głęboki wdech i uśmiechnęłam się do swoich myśli. Myśląc o Madrycie zawsze wyobrażałam sobie właśnie taką pogodę. Cieszyłam się, że nie wyidealizowałam sobie tego miejsca. Wszystko było takie samo. No, prawie wszystko…
Wzięłam szybki prysznic i przyszykowałam się do wyjścia. Starałam się zachować ciszę, gdyż nie chciałam obudzić koleżanek. Poszalały wczoraj. Nie dość, że wypiły bardzo dużo alkoholu, to w dodatku położyły się spać jako ostatnie.
Zajadając się śniadaniem usłyszałam jak drzwi jednego z pokoi otwierają się. Spojrzałam w kierunku sypialni Klaudii, gdyż to jej się spodziewałam, ale zamiast mojej przyjaciółki ujrzałam wysokiego bruneta z niewyraźną miną. Był tu wczoraj. Był to jeden z piłkarzy, których zaprosiła Irma.
W zasadzie spodziewałam się, że ktoś zaniemoże. Nie miałam nic przeciwko przenocowaniu jednego czy dwóch gości, ale to co widziałam nasuwało mi tylko jedną myśl do głowy. Owy brunet nie miał na sobie prawie nic! Stał przede mną z potarganymi włosami, gołym torsem, w samych slipkach z napisem "Instruktor seksu". Był wyrzeźbiony i ładnie zbudowany, ale to nie dawało mu przyzwolenia, aby paradować przede mną prawie nago!
Spuściłam wzrok i starałam się nie patrzeć w jego stronę. Pewnym krokiem wszedł do kuchni. Z lodówki wyjął wodę mineralną i opierając się o blat kuchenny wypił kilka łyków.
- Tego mi było trzeba – rzekł z ulgą, odsuwając butelkę od ust. – A co ty tak siedzisz?
- Ja? – Podniosłam wzrok. Uświadomiłam sobie, że to ten sam chłopak, któremu wczoraj w nieprzyjemny sposób zwróciłam uwagę. Poczułam się trochę niezręcznie. – Zaraz wychodzę do pracy.
- Przerąbane. Cholera, też powinienem iść na trening. Ale tak mi się, kurwa, nie chce…
Puściłam mimo uszu jego niecenzuralne słowa, ale sposób jego mówienia bardzo mi się nie spodobał. Był w towarzystwie kobiety, więc mógłby się opanować. Na szczęście to tylko świadczy o jego kulturze i wychowaniu.
Wstawiłam pusty talerzyk oraz kubek do zlewu. Chłopak stał między blatem, a stołem, zagradzając przejście do lodówki. Niestety musiałam się do niej dostać, gdyż wstawiłam do niej sok pomarańczowy, który chciałam zabrać do biblioteki. Nie bardzo wiedziałam co zrobić, ale w końcu byłam u siebie i powinnam czuć się komfortowo w swojej kuchni.
- Przepraszam – powiedziałam cicho, stając obok niego i czekając aż ustąpi mi miejsca. Spojrzał na mnie z góry i dłonią dał mi do zrozumienia, że jest przejście. Małe. Malutkie. Ale jest.
Niepewnie zrobiłam krok. Przechodząc obok otarłam klatką piersiową o jego tors. Wyraźnie sprawiło mu to przyjemność, a mi zrobiło się niedobrze. Perfumy w połączeniu z potem nie były zbyt aromatycznym zapachem. Brunet uśmiechnął się pod nosem, zdecydowanie usatysfakcjonowany. Do mojej głowy napłynęły same nieprzyjemne rzeczowniki opisujące postawę tego chłopaka, ale co mogłam poradzić… Nie byłam w stanie mu się postawić. Onieśmielał mnie.
Na szczęście zaraz potem rzucił jakiś niezrozumiały dla mnie komentarz i wyszedł do łazienki. Pośpiesznie zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z domu, trzaskając drzwiami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz