Imprezy… Wiele mogłabym o
nich powiedzieć, ale nie to, że je lubię. Przyjechałam do Madrytu, aby
się uczyć, a nie uganiać za chłopakami. Miałam inne priorytety niż moje
współlokatorki. One uważały mnie za nudziarę – trudno się nie zgodzić,
ale ja po prostu odnajdowałam przyjemności w innych rzeczach. Nie
lubiłam głośnej muzyki, ocierających się o siebie ludzi, alkoholu i tym
podobnych spraw. Ja się świetnie bawię na polanie w parku, z książką pod
ręką lub w kawiarni w towarzystwie ukochanej przyjaciółki.
Niestety
nie umiałam wyperswadować Irmie i Klaudii tego pomysłu. Zmuszona byłam
do brania udziału w zabawie. Zastanawiałam się nad wyjściem z domu. To
byłby dobry pomysł, gdyby nie fakt, że impreza zaczynała się po godzinie
dziewiątej wieczorem, a wówczas wszystkie biblioteki w okolicy były już
zamknięte. Mogłabym pozwiedzać miasto, ale była to późna pora i bałam
się napadu oraz kradzieży. A poza tym mogłabym się zgubić i wszystko
skończyłoby się niepotrzebną aferą z policją…
Przypuszczałam,
że mój wyjazd z Klaudią przysporzy mi wielu problemów, niespodzianek i
nieprzyjemnych sytuacji, ale nie sądziłam, że zacznie się to już w
tydzień po przyjeździe.
-
Nie przejmujcie się niczym – powiedziała Irma przy śniadaniu. – Mój
brat się wszystkim zajął. Przyniesie przekąski oraz napoje. Nam
pozostanie zmotanie tylko sprzętu grającego, ale to i tak już
załatwiłam.
- Nam
pozostaje zrobić się na bóstwa! – rzekła Klaudia, klaszcząc w dłonie. –
Dobrze, że przywiozłam ze sobą kilka sukienek. Spodziewałam się
szalonych, hiszpańskich imprez.
-
O której dzisiaj kończycie zajęcia? – zapytała Irma. – Gonzalo wpadnie
tutaj o siedemnastej. Mnie nie będzie, bo jadę do fryzjera. Czy któraś z
was może odebrać od niego jedzenie?
-
Ja kończę o piątej. Nie zdążę wrócić. – Klaudia wzięła do ręki
marchewkę i wyszła z kuchni. Irma spojrzała na mnie wyczekująco. I co
jej miałam powiedzieć? Prawdę? Ale ja nie chciałam mieć kontaktu z
żadnym piłkarzem!
- O
czternastej będę w domu – powiedziałam smutno. Nie chciałam kłamać.
Kłamstwo do niczego nie prowadziło, a przysparzało tylko więcej
kłopotów, niż to wszystko było warte.
- To świetnie. – Irma dopiła resztki herbaty, wsadziła kubek do zlewu i pożegnała się ze mną krótkim: „Do wieczora!”.
Czy pozostało mi coś innego, niż robienie dobrej miny do złej gry?
Przez
cały dzień myślałam o spotkaniu z bratem mojej współlokatorki. Z jej
opowiadań wynikało, że to miły i wesoły chłopak, jednak ja uważałam, że
tacy są najgorsi. Aleksander był taki sam. Miałam tylko nadzieję, że
Gonzalo wpadnie, zostawi przesyłkę i zniknie, nie mówiąc zbyt wiele w
moją stronę. Może to krzywdzące podejście, bo przecież w ogóle go nie
znałam, ale byłam uprzedzona, a ciężko jest walczyć ze stereotypami.
Właśnie
siedziałam w swoim pokoju i czytałam książkę o historii malarstwa (za
dwa tygodnie miałam z tego egzamin), kiedy usłyszałam potworne walenie
do drzwi. Przeraziłam się, bo nikt normalny tak nie łomocze. Nie
spodziewałam się nikogo poza bratem Irmy, więc już na wstępie zrobił na
mnie złe wrażenie. To tylko potwierdzało moją tezę, że piłkarze – a
zwłaszcza ci najlepsi, to buce, nie zważające na innych ludzi.
Otworzyłam
drzwi i ujrzałam tajemniczą postać z nogami. Dosłownie! Widziałam dolny
fragment ciała, oceniając po butach i spodniach, ciała mężczyzny.
Powyżej pasa nie było nic poza brązowymi kartonami, sięgającymi poza
głowę.
- Przepraszam, że tak waliłem, ale musiałem zapukać nogą – usłyszałam. – Przysyła mnie Irma. Jestem Gonzalo.
- Tak, wspomniała coś – powiedziałam bardziej do kartonów niż do niego.
-
Pomożesz mi? – zapytał ze śmiechem. Pośpiesznie ściągnęłam dwa kartony
znajdujące się na szczycie piramidy, dzięki czemu odsłoniłam jego głowę.
Wówczas przed moimi oczami pojawiła się roześmiana twarz młodego
chłopaka, z ciemnymi włosami w nieładzie i jednodniowym zarostem.
Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, pokazując swoje śnieżnobiałe zęby. –
Gdzie mogę to postawić?
- Do kuchni, proszę za mną – powiedziałam, kierując się w wybrną stronę.
Postawiliśmy
kartony na stole oraz krzesłach. Gonzalo starł pot spływający mu po
skroni i rozejrzał się wokoło. Wówczas na drodze jego spojrzenia
stanęłam ja. Ponownie posłał mi sympatyczny uśmiech i wyciągnął dłoń w
moją stronę.
- Cześć –
powiedział zadowolony. Złe pierwsze wrażenie, które na mnie zrobił,
prysło niczym bańka mydlana, gdyż jego zachowanie wskazywało na to, że
jest naprawdę kulturalnym i dobrze wychowanym młodym człowiekiem.
- Cześć – odpowiedziałam nieśmiało, poczym uciekłam wzrokiem w przeciwną stronę. Onieśmielał mnie.
- Jak masz na imię?
- Asia – odparłam pośpiesznie.
-
Ładnie. – Gonzalo ponownie rozejrzał się po pomieszczeniu, zwracając
uwagę na wszelkie szczegóły. – Małą macie tą kuchnię. Proponowałem Irmie
mój dom, ale uparła się na akademik. Jej strata – powiedział,
rozkładając bezradnie ręce. – Będę leciał, bo mam jeszcze parę rzeczy do
załatwienia – rzekł, kierując się w stronę wyjścia. – Przekaż Irmie, że
nie przywiozłem nachos, bo zabrakło ich w sklepie. Wziąłem zwykłe
chipsy.
- Dobrze.
-
Będziesz wieczorem na imprezie? – zapytał, stając w drzwiach
wyjściowych. Spojrzał na mnie wyczekującym wzrokiem i znów posłał swój,
rozpoznawalny już przeze mnie, uroczy uśmiech.
- Yy… T-tak.
-
W takim razie do zobaczenia –rzucił, całując mnie w oba policzki.
Zbaraniałam! Stanęłam jak wryta, bo jego bezpośredniość wydała mi się co
najmniej dziwna. Nie spodziewałam się takich czułości od totalnie
obcego faceta! Co on sobie myślał? – Przepraszam – powiedział
roześmiany, widząc moją zmieszaną minę. – Pewnie nie jesteś stąd. W
Hiszpanii jest taka tradycja, że wszyscy całują się dwa razy. Z czasem
przywykniesz. Na razie!
- Tradycja? Bardzo głupia tradycja – powiedziałam, kiedy zamknęłam już za nim drzwi.
Po chwili usłyszałam dzwonek. Wyjrzałam na korytarz przez niewielką szparę. Przede mną znów stał Gonzalo.
- Kręcę się, wiem – zaśmiał się. – W kartonach są rzeczy, które wymagają kontaktu z lodówką. Zajmiesz się tym?
- Tak.
- Świetnie. Teraz już naprawdę idę. Na razie!
Znaleźli
sobie tanią siłę roboczą! Co oni myślą, że będę na każde zawołanie, że
będę wszystko za nich robić bez mrugnięcia okiem? To był chyba jakiś
żart! To nie była moja impreza, więc z jakiej racji miałam się tym
wszystkim zajmować? Jeśli o mnie chodzi, to mogłabym przesiedzieć cały
wieczór w swoim pokoju, w samotności, z książką i kubkiem kakao.
Lamentując
pod nosem zabrałam się za rozpakowywanie kartonów. Pod startą
szeleszczących paczek z chipsami, paluszkami, orzeszkami i innymi
przekąskami, znalazłam kilka butelek z alkoholem. Co kolejna to lepsza.
Piwo, wódka, whisky… Zastanawiałam się, kiedy oni to wszystko wypiją?
Dzisiejszej nocy? Przecież padną jak muchy i będzie trzeba ich zbierać z
podłogi!
Z czarnych
wizji wyrwała mnie Klaudia, która wróciła do domu po zajęciach. Z
zachwytem zaczęła przeglądać imprezowe zakupy, wykrzykiwała nazwy
drogich trunków, które podane zostaną dzisiejszego wieczora.
-
Dotąd widziałam je tylko w klubie, w którym pracowałam. Ty wiesz ile
one kosztują? – Spojrzałam na nią i pokręciłam przecząco głową. – Dużo!
Naprawdę nie będziemy musiały zwracać im za to kasy? Wydali na to
majątek!
- Nie wypada się nie dołożyć, ale ja nie mam tyle pieniędzy. Nie stać mnie na imprezy w towarzystwie sławnych ludzi.
-
Mnie tak samo. Pogadam później z Irmą i się zapytam o wszystko. A jak
Gonzalo? Fajny z niego chłopak? – zapytała, ruszając zabawnie brwiami. W
jej oczach widziałam ten charakterystyczny błysk, który pojawiał się
kiedy ta szykowała się na podryw.
- Był tu zaledwie pięć minut.
- No to go widziałaś przecież!
-
Chłopak jak chłopak, daj mi spokój – powiedziałam i wyszłam do pokoju.
Impreza zaczynała się za kilka godzin, więc chyba czas najwyższy było
wszcząć przygotowywania.
Nie szykowałam się jakoś specjalnie, ale prysznic wypadałoby wziąć.
W
szafie wyszukałam elegancką, zieloną bluzkę na ramiączkach, białe
bolerko oraz ciemne dżinsy. Nic specjalnego. W zasadzie wyglądałam tak
samo jak każdego normalnego dnia. A przy współlokatorkach byłam niczym
uboga krewna! Obydwie wystroiły się w kuse, obcisłe sukienki z
dekoltami, natapirowały włosy, nałożyły piękne, błyszczące makijaże.
Zrobiło mi się trochę wstyd, ale przecież nie będę się stroić dla bandy
piłkarzy, którzy na dodatek nie okazali nam szacunku i spóźnili się na
imprezę, którą bądź co bądź, sami zaplanowali.
-
Chodźcie, chodźcie – mówiła Irma, kiedy tylko panowie pojawili się w
naszym małym mieszkaniu. Nie byłam wstanie powiedzieć ilu ich przyszło. Z
siedmiu na pewno, a w dodatku jeden był przystojniejszy od drugiego.
Tyle testosteronu na metr kwadratowy to ja w życiu nie widziałam i lekko
mnie to speszyło. – Poznacie się, to jest Klaudia oraz Asia –
powiedziała, wskazując kolejno na nas. Uśmiechnęłam się lekko, ale
bardziej do podłogi niż do gości. Za to moja przyjaciółka od razu
zaczęła rzucać się im na szyję, zupełnie jakby znali się od lat! – A to
Gonzalo, Karim, Mesut, Sergio, Jose, Cris, Pepe oraz mój Angelito. –
Irma podeszła do tego ostatniego i pocałowała go bardzo namiętnie.
Wywnioskowałam, że to jej chłopak, aczkolwiek wcześniej zarzekała się,
że to nic poważnego. Nie wiem jak tak można wykorzystywać innych ludzi…
Impreza
rozkręciła się na dobre. Irma puściła głośną, taneczną muzykę, goście
zalegali w przedpokoju i kuchni, każdy rozmawiał w swoim, wąskim gronie.
Nasze mieszkanie było tak małe, że wszyscy ocierali się o siebie, kiedy
chcieli przejść do łazienki lub kuchni. Najwięcej ludzi ulokowało się w
pokoju Irmy, która nie miała nic przeciwko skakaniu po jej łóżku czy
kruszeniu na dywan. Mi osobiście takie zachowanie bardzo przeszkadzało,
dlatego zamknęłam swoją sypialnię, a sama pilnowałam porządku w
pozostałej części mieszkania.
-
Wczoraj kręciłem reklamówkę dla Nike. – Przystanęłam przy kuchennym
blacie, aby nalać sobie soku pomarańczowego do szklanki. Pilnowanie
grupki rozszalałych chłopaków było bardzo męczące. Co chwilę zwracałam
im uwagę, aby nie śmiecili, uważali na meble i nie wchodzili do mojego
pokoju. Marzyłam, aby to spotkanie już się skończyło!
-
Ja też ostatnio kręciłem reklamę – powiedział łysy chłopak, który wraz
ze swoim kolegą rozmawiał przy kuchennym stole, obok którego stałam. –
Taka śliczna dziewczyna była tam asystentką, że aż zaprosiłem ją na
kolację.
- Poszła?
-
Cris, myślisz, że by mi się oparła? – zaśmiał się siarczyście. Nie
chciałam podsłuchiwać ich rozmowy, ale mówili tak głośno, że nawet jakby
ktoś chciał być głuchy na ich słowa, to nie mógł.
-
Coś się stało? – zapytał nagle brunet. Spojrzałam w jego stronę, bo
zdawało mi się, że mówi właśnie do mnie. Całkowicie się zawiesiłam i
nawet nie zdałam sobie sprawy, że przez cały ten czas patrzyłam wprost
na nich. Nic więc dziwnego, że zwrócił mi uwagę. – Jesteś fanką? Chcesz
autograf? – zaśmiał się, dając koledze kuksańca w bok. Obydwaj zanieśli
się zaraźliwym śmiechem, niezbyt przyjemnym. Poczułam się urażona.
-
Nie – odparłam. Wówczas zauważyłam coś, co bardzo mnie zdenerwowało. –
Wiem, że jesteście supergwiazdami, ale nie jesteście u siebie i
moglibyście uszanować sprzęty należące do kogoś innego – rzekłam, kładąc
na stole podkładki pod szklanki. – Nie są tutaj bez powodu.
Spojrzeli
na mnie spod byka, ale bez słowa skorzystali z przedmiotów, które im
podałam. Z triumfalną miną wyszłam z kuchni. Byłam z siebie dumna, bo
poczułam w sobie nagły przypływ odwagi i byłam bardzo zdziwiona faktem,
że odważyłam się powiedzieć im coś takiego.
Na
szczęście reszta wieczoru minęła bez takich incydentów. Czułam się obco
we własnym domu, ale im bliżej końca imprezy, tym lepiej ze mną było,
aczkolwiek czułam jak zmęczenie powoli wdziera się do mojego organizmu.
Mimo to wytrzymałam do końca, bo niezręcznie było mi przerywać rozmowę,
którą prowadziłam z Gonzalo. Brat Irmy okazał się bardzo sympatyczny,
nie nadąsany, nie zakochany w sobie. Był zwykłym chłopakiem, takim jak
inni, tylko, że uprawiał zawodowo w piłkę nożną. Mimo to nadal lubił
spędzać czas w domu i grać w Scrabble, oglądać filmy przyrodnicze czy
spotykać się ze swoimi starymi przyjaciółmi w całkiem normalnych
knajpkach, a nie piekielnie drogich restauracjach.
Nazajutrz
wstałam wcześnie rano. Była sobota, nie miałam żadnych zajęć, ale
musiałam jechać do pracy. Biblioteka na mnie czekała!
Dzięki
temu, że wczoraj nie piłam żadnego alkoholu, moja głowa była świeża i
rześka. Z przyjemnością otworzyłam okno i wpuściłam do dusznej kuchni
odrobinę powietrza. Pogoda była śliczna, bezchmurne niebo, promienie
słoneczne odbijane przez szyby okien, lekki, ciepły wiaterek. Wzięłam
głęboki wdech i uśmiechnęłam się do swoich myśli. Myśląc o Madrycie
zawsze wyobrażałam sobie właśnie taką pogodę. Cieszyłam się, że nie
wyidealizowałam sobie tego miejsca. Wszystko było takie samo. No, prawie
wszystko…
Wzięłam
szybki prysznic i przyszykowałam się do wyjścia. Starałam się zachować
ciszę, gdyż nie chciałam obudzić koleżanek. Poszalały wczoraj. Nie dość,
że wypiły bardzo dużo alkoholu, to w dodatku położyły się spać jako
ostatnie.
Zajadając
się śniadaniem usłyszałam jak drzwi jednego z pokoi otwierają się.
Spojrzałam w kierunku sypialni Klaudii, gdyż to jej się spodziewałam,
ale zamiast mojej przyjaciółki ujrzałam wysokiego bruneta z niewyraźną
miną. Był tu wczoraj. Był to jeden z piłkarzy, których zaprosiła Irma.
W
zasadzie spodziewałam się, że ktoś zaniemoże. Nie miałam nic przeciwko
przenocowaniu jednego czy dwóch gości, ale to co widziałam nasuwało mi
tylko jedną myśl do głowy. Owy brunet nie miał na sobie prawie nic! Stał
przede mną z potarganymi włosami, gołym torsem, w samych slipkach z
napisem "Instruktor seksu". Był wyrzeźbiony i ładnie zbudowany, ale to
nie dawało mu przyzwolenia, aby paradować przede mną prawie nago!
Spuściłam
wzrok i starałam się nie patrzeć w jego stronę. Pewnym krokiem wszedł
do kuchni. Z lodówki wyjął wodę mineralną i opierając się o blat
kuchenny wypił kilka łyków.
- Tego mi było trzeba – rzekł z ulgą, odsuwając butelkę od ust. – A co ty tak siedzisz?
-
Ja? – Podniosłam wzrok. Uświadomiłam sobie, że to ten sam chłopak,
któremu wczoraj w nieprzyjemny sposób zwróciłam uwagę. Poczułam się
trochę niezręcznie. – Zaraz wychodzę do pracy.
- Przerąbane. Cholera, też powinienem iść na trening. Ale tak mi się, kurwa, nie chce…
Puściłam
mimo uszu jego niecenzuralne słowa, ale sposób jego mówienia bardzo mi
się nie spodobał. Był w towarzystwie kobiety, więc mógłby się opanować.
Na szczęście to tylko świadczy o jego kulturze i wychowaniu.
Wstawiłam
pusty talerzyk oraz kubek do zlewu. Chłopak stał między blatem, a
stołem, zagradzając przejście do lodówki. Niestety musiałam się do niej
dostać, gdyż wstawiłam do niej sok pomarańczowy, który chciałam zabrać
do biblioteki. Nie bardzo wiedziałam co zrobić, ale w końcu byłam u
siebie i powinnam czuć się komfortowo w swojej kuchni.
-
Przepraszam – powiedziałam cicho, stając obok niego i czekając aż
ustąpi mi miejsca. Spojrzał na mnie z góry i dłonią dał mi do
zrozumienia, że jest przejście. Małe. Malutkie. Ale jest.
Niepewnie
zrobiłam krok. Przechodząc obok otarłam klatką piersiową o jego tors.
Wyraźnie sprawiło mu to przyjemność, a mi zrobiło się niedobrze. Perfumy
w połączeniu z potem nie były zbyt aromatycznym zapachem. Brunet
uśmiechnął się pod nosem, zdecydowanie usatysfakcjonowany. Do mojej
głowy napłynęły same nieprzyjemne rzeczowniki opisujące postawę tego
chłopaka, ale co mogłam poradzić… Nie byłam w stanie mu się postawić.
Onieśmielał mnie.
Na
szczęście zaraz potem rzucił jakiś niezrozumiały dla mnie komentarz i
wyszedł do łazienki. Pośpiesznie zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z domu,
trzaskając drzwiami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz