Weszłam do kuchni, w
której siedziały Klaudia oraz Irma. Dziewczyny zawzięcie ze sobą
dyskutowały, nie miałam pojęcia o czym. Ale jedno było pewne. Byłam w
fatalnym nastoju, a wszystko przez Irinę. To nie do uwierzenia, że jedna
dziewczyna, kilkoma zdaniami może złamać komuś cały tydzień! Nie miałam
na nic ochoty. Na zajęciach nie mogłam się skupić, przez co zebrałam
kilka gorszych ocen, w pracy kręciłam się między półkami jak dziecko
zagubione we mgle. Jak to możliwe, że Madryt przestaje mi się podobać?
Przecież mało być tu jak w bajce!
- Jak tata? – zapytała Klaudia, kiedy usiadłam między koleżankami. Oparłam łokcie na blacie i głęboko westchnęłam.
- W porządku.
- Pani Zosia pewnie daje mu się we znaki – zarechotała.
- To cudowna kobieta. Wprowadza do życia mojego ojca trochę słońca i radości. Nie wiem jak się jej odwdzięczę. O czym gadacie?
- O chłopakach – odparła Irma. – Zastanawiamy się, co ucieszy Benzemę.
-
Chciałabym zrobić mu jakąś niespodziankę. On ciągle daje mi prezenty,
zaprasza w ciekawe miejsca, a ja nie mogę mu się odwdzięczyć. Masz jakiś
pomysł?
- Sama nie wiem – odparłam, wzruszając ramionami. – Naprawdę jesteś z nim szczęśliwa?
- Aśka, co ci jest?
-
Nie masz wrażenia, że on cię wykorzysta i porzuci? Przecież to sławny
piłkarz, ma wszystko, może mieć każdą. Nie zastanawia cię, dlaczego
zainteresował się właśnie tobą, biedną studentką z Polski?
- Dobrze się czujesz? – zapytała Klaudia, przykładając mi rękę do czoła.
-
Ktoś tu się zakochał… - zapiszczała Irma, zabawnie ruszając brwiami.
Razem z Klaudią spojrzałyśmy na nią, nie wiedząc o co chodzi.
- Zakochałaś się w Pipicie? – zapytała Klaudia, wyraźnie zaskoczona.
- Oszalałaś? – odparłam i zdzieliłam ją po ramieniu.
- Nie w nim – kontynuowała swoje wywody moja argentyńska koleżanka. – W Cristiano.
Klaudia
usłyszawszy tą nowiną, wypluła do szklanki całą wodę, którą miała w
swoich ustach. Zdegustowana wytarłam krople, które niespodziewanie
znalazły się na moim policzku i postukałam się palcem w czoło, aby dać
koleżankom do zrozumienia w jak wielkim są błędzie.
- Nie udawaj. Klaudia to twoja przyjaciółka. Powiedz jej co zaszło.
Zrobiło
mi się głupio, bo była w tym prawda. Klaudia była moja przyjaciółką i
zasługiwała na to, aby jej o wszystkim opowiedzieć. Strasznie źle się
czułam, gdyż nie przywykłam do takich wylewnych wyznań, ale cóż…
Potrzebowałam rozmowy, damskiej porady, więc otworzyłam się przed
dziewczynami i opowiedziałam im o wszystkich moich spotkaniach z
Cristiano, począwszy od tego w domu, kiedy przyłapała nas Irma, o
imprezie w jego domu, o ponownym spotkaniu w tej kuchni oraz o Irinie,
którą spotkałam kilka dni temu.
- Co powinnam zrobić? – zapytałam.
Klaudia
nie umiała mi odpowiedzieć na pytanie. Była w tak wielkim szoku, że
buzia prawie w ogóle jej się nie zamykała, patrzyła na mnie wielkimi
oczami i co chwilę powtarzała: to niemożliwe.
-
Irina to wiedźma – powiedziała Irma. – Poznałam ją, ale nie mamy ze
sobą zbyt wielkiego kontaktu. Ta kobieta wie czego chce i nigdy nie
oddaje tego, co jej się należy. Ona uważa, że Cris jest jej własnością,
dlatego tak o niego zabiega. Boi się, że któregoś dnia ktoś go jej
odbije, dlatego cię spławiła. Naiwnie myśli, że po ślubie Cris się
ustatkuje, ale wszyscy wiedzą, że to tylko wymysły jej bujnej wyobraźni.
- Ale ja przecież
niczego nie chcę od Cristiano – rzekłam, upijając łyk ziołowej herbaty,
którą podała mi Irma. – Jest przystojny, podoba się kobietą, mi również,
ale nie jest w moim typie.
- To nieważne. Jesteś śliczną dziewczyną, kto wie, czy nie ładniejszą od niej samej, dlatego się boi.
- Ale ty, Irma, brednie wygadujesz! Ja? Ładniejsza?
-
Oczywiście, że tak – zawtórowała Argentynce, Klaudia. – Spójrz na nią –
rzekła, podsuwając mi pod nos gazetę, na okładce której była
uśmiechnięta Irina. – Tu botoks, tu lifting – zarechotała. – Żartuję,
ale zobacz jaka ona jest sztuczna, jest taka hm… „zrobiona”. Ty jesteś
naturalną, śliczną dziewczyną, więc to nic dziwnego, że podobasz się
Cristiano. Widocznie nie jest taki jak wszyscy mówią i szuka w kobietach
czegoś więcej niż dużych cycków, zgrabnej pupy i wydatnych ust.
-
Mam mętlik w głowie. Po co to wszystko mi było? – powiedziałam, łapiąc
się za głowę. – A to wszystko twoja wina, Irma, bo wszystko zaczęło się
na tej imprezie. Kto by pomyślał, że będę znała Cristiano Ronaldo.
Znajomi z liceum, by mnie wyśmiali jakbym im oznajmiła, że Gwiazdor za
mną szaleje – zaśmiałam się. – O ile mówił szczerze.
- A nie możesz poprosić Pipity, aby wybadał sytuację?
- Głupio mi.
- Ej, ale Karim ma lepszy kontakt z Crisem. Są najlepszymi przyjaciółmi. Klaudia, poproś Benzemę, aby z nim pogadał.
-
Spróbuję. A skoro mowa o Karimie, to może powrócimy do naszego
pierwotnego tematu i powiecie mi, co za niespodziankę mam mu zrobić.
Irma
rzuciła jakąś uwagę, prawdopodobnie zbereźną, aczkolwiek nie byłam
pewna, bo całkiem się wyłączyłam. Znów przejmowałam się czymś, co w
ogóle nie powinno zawracać mojej głowy. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam
do swojego pokoju. Miałam tego serdecznie dość!
-
Pani Joasiu, a może znalazłaby pani dla mnie więcej informacji
dotyczących tego pisarza? – powiedziała młoda dziewczyna, siedząca w
czytelni. Lubiłam pomagać gimnazjalistom i licealistom w pisaniu
referatów i esejów. Byłam humanistką, więc nie było to dla mnie żadnym
problemem. Dzięki temu czułam się pomocna i choć na chwilę zapominałam o
problemach życia codziennego.
Skinęłam
głową i ruszyłam między półki, aby poszukać innych informacji
dotyczących Szekspira. Wróciłam po kilku minutach z nową książką.
- Ostatnio sama przeglądałam tę książkę, bo bardzo mnie zainteresowała. Jest tutaj wiele ciekawostek – rzekłam.
-
Dziękuję. A mam jeszcze pytanie. Znalazłaby pani dla mnie czas w
przyszły poniedziałek? Muszę zrobić prezentację maturalną, ale nie mam
zielonego pojęcia, jak się do tego zabrać.
- Oczywiście, nie ma problemu. Przynieś tylko ze sobą swój temat oraz bibliografię. Razem coś poradzimy – odparłam z uśmiechem.
- Dziękuję.
-
Jakbyś mnie jeszcze potrzebowała, to jestem w dziale z botaniką. Muszę
zrobić tam porządek. – Dziewczyna pokiwała głową, a ja wziąwszy duży
wózek na kółkach, poszłam w kierunku książek roślinnych.
Jeszcze
dzisiaj musiałam zrobić zakupy, bo dziewczyny były tak zajęte swoimi
chłopakami, że w ogóle nie myślały o przyziemnych sprawach. Nie ma co,
wpadłam jak śliwka w kompot. One się świetnie bawiły, spacerowały po
romantycznych kamienicach Madrytu, oglądały filmy w kichach
samochodowych, skulone w ramionach swoich wybraków, chodziły na pyszne
kolacje i spacery przy blasku księżyca, a ja? Czy mi się nic od życia
nie należało? Też miałam ochotę przejść się po Madrycie, też chciałam
oglądać nowe filmy, zajadać się hiszpańskimi potrawami, ale co to za
przyjemność robić to wszystko w samotności? Klaudia i Irma chyba miały
racje, może powinnam znaleźć sobie jakiegoś chłopaka, który odkrywałby
ze mną wszystkie sekrety i tajemnice tego romantycznego miasta.
Tęskniłam za miłością. W zasadzie nigdy jej nie doznałam, Aleksandra
traktowałam jako dobrego przyjaciela. Podobnie jest z Gonzalo. A co z
pocałunkami, z pieszczotami, przytulaniem? To wszystko było takie piękne
i czekałam na to z utęsknieniem, ale co mogłam poradzić? Samotność
chyba była mi pisana.
Z
tych tragicznych i jakże smutnych rozmyślań, wyrwały mnie szmery i
głośne szepty dobiegające z centralnej części biblioteki. Mając
nadzieję, że młodzież przypomni sobie o zasadach panujących w tym
miejscu, dalej wykładałam i segregowałam książki w dziale botanicznym.
Jednak, kiedy hałas zaczął narastać, wyjrzałam zza regału i moim oczom
ukazała się sylwetka Cristiano. Wokół niego zgromadziło się kilka osób
proszących o autograf i zdjęcie, ale do moich uszu dochodziły już tylko
wypowiadane przez niego pytania: „pracuje tu Joanna Bosacka? znacie
Joasię? gdzie ona jest?”. Wówczas zobaczyłam jak dziewczyna, z którą
rozmawiałam kilkanaście minut wcześniej, wskazuje palcem regały, za
którymi się ukrywałam. Przywarłam do nich plecami, wstrzymując oddech.
Błagam, niech on tutaj nie idzie. Wszędzie, ale nie tu. Błagam!
- Cześć – przywitał się radośnie, zaglądając zza półki.
- O, cześć. Co tutaj robisz?
- Szukam cię, bo musimy pogadać.
O nie, znowu? Nasze rozmowy nigdy nie zwiastowały niczego dobrego.
- Chciałem przeprosić za moje zachowanie. Zachowałem się niewłaściwie.
-
Trudno się nie zgodzić. Przeprosiny przyjęte. Przepraszam, ale ja tutaj
pracuję – powiedziałam, lekko odpychając go ze swojej drogi. Wróciłam
za ladę, gdyż zauważyłam, że kilka osób chce wypożyczyć książki. Za
wszelką cenę chciałam skupić się na pracy, ale nie mogłam, gdyż Cris
usiadł przy jednym ze stołów i bacznie mnie obserwował. Kiedy na niego
spoglądałam, uśmiechał się do mnie przyjaźnie.
Czego on chce?
- Chcesz coś wypożyczyć? – zapytałam, układając książki znajdujące się za jego plecami.
- Nie żartuj – zaśmiał się. – Pomyślałem, że może dzisiaj dasz się namówić na kolację.
-
Przykro mi, mam już plany. Idę z dziewczynami do kina – skłamałam, co
Cris przyjął wielkim, niepohamowanym wręcz śmiechem. Spojrzałam na niego
pytająco, gdyż nie wiedziałam, co wywołało u niego taki wybuch radości.
- Kłamczuszka z ciebie – zaśmiał się. – Gadałem z Karimem. Wiem, że wybierają się we czwórkę do Luna Parku.
Zarumieniłam się. Przyłapał mnie na kłamstwie. I jak tu teraz wyjść z sytuacji z twarzą?
- Dobra, skoro tak się wzbraniasz przed tą kolacją, to może dasz się odwieść do domu. To chyba nic złego.
- Cristiano, nie chciałabym być niegrzeczna, ale ja nie jestem zainteresowana twoimi zalotami.
- Czym? Zalotami? – wyśmiał mnie. – Z którego wieku jest twoje słownictwo?
- To było niegrzeczne z twojej strony – powiedziałam, odwracając się na pięcie.
-
Dobra, dobra, przepraszam. – Wyrósł przede mną, ni z tego, ni z owego, i
chwyciwszy mnie za rękę wydukał przeprosiny. – To co, zaczekam na
ciebie. O której kończysz?
- Za godzinę, ale to naprawdę nie jest konieczne.
-
Okay, wpadnę za godzinę. Tylko mi nie uciekaj – dodał z uśmiechem i
wyszedł z biblioteki. Spojrzałam na twarze czytelników. Dostrzegłam
uśmiechy, ale i wielkie zdziwienie. Cristiano Ronaldo w miejskiej
bibliotece. Takie rzeczy tylko w moim życiu!
Przez
resztę czasu zastanawiałam się, czy Cristiano, aby na pewno zjawi się
pod miejscem mojej pracy o wyznaczonej porze. Dla mojego dobra lepiej
byłoby jakby tego nie zrobił. W zasadzie dlaczego ja mu się nie
postawiłam? Dlaczego ja nie mam takiej siły przebicia? Dlaczego on mnie
tak onieśmiela? Przecież to zwykły facet, tyle że sławny i bardzo
przystojny!
Spojrzałam
na zegarek. Równo osiemnasta. Biblioteka była pusta od dobrych
dwudziestu minut. Rozejrzałam się wokoło, wszędzie panowała cisza i
spokój. Chciałam tam zostać, zaszyć się w kącie. Nie wychodzić i nie
sprawdzać, czy Gwiazdor czeka na mnie na zewnątrz. Ale nie mogłam.
Założyłam granatowy sweterek i przewiesiłam brązową torbę przez ramię.
Trzeba było stawić czoła człowiekowi, który nie pozwalał mi od siebie
odpocząć, który uczepił się mnie jak rzep psiego ogona i nie chciał
puścić. Modliłam się, aby nie śledzili go paparazzi, aby nikt nie zrobił
nam żadnych zdjęć, aby Irina nie dowiedziała się o wszystkim.
Niepewnie
schodziłam po kamiennych schodach, rozglądałam się i w tłumie ludzi
próbowałam wyszukać Cristiano. Nie było go. NIE BYŁO! Moje modlitwy
zostały wysłuchane, wielki kamień spadł mi z serca, odetchnęłam z ulgą i
z zadowoloną miną ruszyłam w kierunku przystanku autobusowego.
-
Asia! – Nagle usłyszałam za sobą lekko stłumiony, aczkolwiek znany mi
głos, należący do Gwiazdora. Odwróciłam się i ujrzałam wysokiego
mężczyznę w czarnym kasku na głowie. – Nie widziałaś mnie? Machałem do
ciebie.
- Przepraszam, nie zauważyłam. A co ty masz na głowie? To taki kamuflaż?
-
Kamuflaż? – zaśmiał się. – Nie, to ochrona. Dla ciebie też mam. Jak ci
się podoba mój rumak? – zapytał, odsuwając się na bok. Przed moimi
oczami stanęła potężna maszyna, czarno-niebieski motocykl, który
wyglądał równie groźnie co spuszczony ze smyczy, wściekły pies.
- To jakiś żart, tak?
- Nie, no co ty. Za dziesięć minut będziemy pod domem.
-
Ja na to nie wsiądę. Zapomnij, Cristiano. Dziękuję ci za dobre chęci,
to był bardzo miły gest z twojej strony, ale ja wrócę do domu autobusem.
Dzięki za odwiedziny. Na razie.
-
Ale poczekaj! – powiedział, chwytając mnie za nadgarstek. – Będę
ostrożny. Nie bój się. – Cris pociągnął mnie w stronę motoru. Opierałam
się, nie chciałam jechać tym pojazdem. Bałam się. Bałam się jak jasna
cholera! – Nic ci się nie stanie.
-
Wiesz jak się mówi na motocyklistów? Dawcy narządów! Ja, póki co,
bardzo lubię swoje narządy i nie mam zamiaru się z nimi rozstawać. Innym
razem, Cris. Pa!
Nie zaszłam daleko, bo Cris pociągnął mnie za sobą i nałożył mi na głowę kask.
O Boże!
Nie mogłam już nic więcej powiedzieć. Usiadłam na motorze, a Cristiano przede mną.
-
Trzymaj się mocno. Złap mnie mocno w pasie – powiedział, a ja spełniłam
jego polecenie. – Mocniej, bo spadniesz! – zaśmiał się.
Nie
jestem w stanie opisać tego, co działo się później. Strach totalnie
mnie sparaliżował. Zamknęłam oczy, mocno zacisnęłam powieki, w myślach
powtarzałam wszelkie, znane mi modlitwy i krzyczałam na każdym zakręcie!
Cris pędził z prędkością światła, czułam tylko potwornie zimny wiatr,
słyszałam klaksony innych samochodów, kiedy ten idiota wymijał
wszystkich na pełnym gazie. Przejeżdżał nawet na czerwonym świetle!
Błagałam Boga, aby ten koszmar się skończył. Pragnęłam, aby Cristiano
zatrzymał się w korku lub chociaż na świetle, ale nic takiego nie
nastąpiło. Byłam przerażona, powoli żegnałam się z życiem i obiecałam
sobie, że już nigdy, NIGDY, PRZENIGDY, nie wsiądę na to szatańskie
urządzenie!
Kiedy
poczułam, że stoimy, i kiedy Cris oznajmił mi, że jesteśmy na miejscu,
jak oparzona zeskoczyłam z motocyklu i padłam na ziemię, aby poczuć
grunt pod nogami. Wówczas zalała mnie wielka niczym tsunami fala
nienawiści, która skierowana była tylko w jedną osobę.
-
Ty! – Zwinnym ruchem ściągnęłam z głowy kask i pewnym krokiem ruszyłam
na Cristiano. – Oszalałeś?! Życie ci niemiłe?! Jesteś nienormalny,
mogłeś nas zabić, mogłeś spowodować śmiertelny wyparek, mogłeś
poturbować innych, niewinnych ludzi! Czy ty czasami myślisz?! – mówiłam
bez tchu, nerwowo machając rękoma we wszystkie strony. Wreszcie rzuciłam
w niego tym przeklętym kaskiem i kontynuowałam. – Rób ze swoim życiem
to co ci się jawnie podoba, skacz ze spadochronem, pływaj z rekinami,
zamknij się w klatce z tygrysem, ale od mojego życia się odczep, jasne?!
Zostaw mnie w spokoju i nie zbliżaj się do mnie z tą maszyną! –
krzyknęłam, kopiąc w przednie koło motocyklu. Spiorunował mnie wzorkiem,
ale chyba bardziej zszokowany był moim zachowaniem niż faktem, że
demoluję mu sprzęt.
Zacisnęłam
pięści i uderzając nimi w powietrze, wydobyłam z siebie przeraźliwy
krzyk. Zaraz potem szybkim krokiem poszłam w kierunku domu, co jakiś
czas odwracając się za siebie, aby upewnić się, że ten motocykl zaraz
zejdzie mi z oczu. Widziałam zdezorientowanego Crisa, stojącego na samym
środku dziecińca kampusu, nie mogącego wykonać żadnego ruchu.
Przyglądał się minom pozostałych studentów, równie zszokowanym jak on
sam.
Nie zwalniając
tempa wróciłam do Gwiazdora, bo przypomniałam sobie, że w schowku
schowana jest moja torba. Bez słowa wyjęłam ją z środka i spiorunowałam
Cristiano od stóp, po czubek głowy. Ponownie kopnęłam w koło, ale tym
razem tylne – dla równowagi, i nie odwracając się za siebie poszłam do
domu.
O matko! rewelacyjne :) i słusznie - dla równowagi :) należało się Crisowi żeby ktoś Go obsobaczył :) jak Ty to robisz, że Twoje postacie są takie barwne i nigdy nie są takie same?
OdpowiedzUsuń