09. Pokażę ci kolekcję swoich trofeów.

- To nie jest dobry pomysł – powiedziałam do koleżanek, które starały się mnie przygotować na kolację z Cristiano. – To naprawdę nie jest dobry pomysł. Powinnam zadzwonić i odwołać wszystko. Dziewczyny, przecież on ma narzeczoną! Jak to wygląda? Klaudia, daj mi telefon.
- Opanuj się!
- Nie mogę. Strasznie się denerwuję. A co będzie jak ktoś nas zobaczy i zrobi zdjęcie?
- Będziesz sławna – zaśmiała się Irma, wręczając mi czarną, obcisłą sukienkę. – Zakładaj!
- To? Oszalałaś? To nie jest w moim stylu. Ta sukienka jest za krótka i ma za duży dekolt. A poza tym ja nie ubieram się na czarno.
- Aśka, to randka! Musisz wyglądać elegancko i seksownie. Cris to nie byle kto! Musisz się jakoś prezentować.
- W co ja się wpakowałam…
- Nie marudź – warknęła Irma, wpychając mnie do łazienki. – Przebierz się, a jak wyjdziesz to Klaudia cię umaluje, a ja uczeszę.
Strasznie się denerwowałam. W głowie układałam mnóstwo scenariuszy, począwszy od ucieczki, a na całkowitym upiciu się kończąc. Wszystko, aby tylko mieć to za sobą. Przejść niezauważoną wobec wszystkiego i wszystkich.
Ubrałam tą nieszczęsną sukienkę, która sięgała mi do połowy ud. I ja mam czuć się w tym komfortowo? Przecież co chwilę będę sprawdzać, czy nie widać mi pośladków! A ten dekolt? Obawa, że moje piersi – małe, bo małe – ujrzą światło dzienne była gigantyczna! Ja rozumiem, że kobieta musi się prezentować na randce, aby zawrócić w głowie swojemu partnerowi, ale:
a) Cris nie był moim partnerem
b) skoro zwrócił na mnie uwagę w dżinsach, to w zwykłej sukience też zwróci
c) nie muszę być podobna do Iriny, aby podobać się chłopakom
Wyszłam z łazienki totalnie skrępowana. Moja pewność siebie wynosiła minus dziesięć. Miałam ochotę się zakryć ręcznikiem i zniknąć w pokoju, ale dziewczyny mi na to nie pozwoliły. Komplementowały mój wygląd, zachwycały się moimi nogami oraz piersiami. Stukałam się po czole, bo zachowywały co najmniej dziwnie. Zazwyczaj mówią mi, że ubieram się jak „stara-maleńka”, że moja szafa jest jednolita, a tu wystarczy pokazać kawałek nogi czy biustu i nawet one wariują. Nie zwiastuje to niczego dobrego przed spotkaniem z Cristiano.
- Gotowe! – krzyknęła Irma, odstawiając na stół przyrządy do malowania i podstawiając mi pod nos lusterko. Przeglądając się nie mogłam uwierzyć, że to odbicie należy do mnie! Wyglądałam zupełnie inaczej! Mocny makijaż podkreślający moje błękitne oczy i kości policzkowe, włosy spięte w elegancki kok i te malinowe usta. Podobałam się sobie!
- Dobre jesteśmy – powiedziała Klaudia, przybijając tzw. piątkę z Argentynką.
Nagle w domu rozległo się dzwonienie do drzwi. Spojrzałam na zegarek. Było późno i zazwyczaj nikt nas nie odwiedzał o tej porze. Z Crisem umówiłam się w restauracji, Benzema miał plany, więc nie mogło go tutaj być. Więc kto?
- Braciszek! – wrzasnęła Irma i rzuciła się na szyję Gonzalo. – Nie spodziewałam się ciebie. Stało się coś?
- Skąd! Tak przyszedłem. Jest Asia?
- Ano jest! Masz szczęście, że ją zastałeś, bo zaraz wychodzi.
- Dokąd?
I wówczas wyszłam ze swojej sypialni i ujrzałam wzrok Gonzalo. Był oszołomiony – zupełnie jak ja. Jego spojrzenie mówiło wszystko, przeszywał mnie nim od stóp po czubek głowy, a mi to wcale nie przeszkadzało. Czułam się podziwiana i adorowana. I musiałam przyznać, że to szalenie miłe!
- Wow, wow, wow! – zdołał wykrztusić z nie udawanym entuzjazmem. – Asia, to ty?
- Tak – odparłam z uśmiechem.
- Wyglądasz… oszałamiająco! Dla kogo się tak wystroiłaś?
- Dla Cristiano! – wtrąciła się Irma.
Cholerka! Nie chciałam, aby Gonzalo się o tym dowiedział. Nie mówiłam mu o tej rzekomej randce, ponieważ wiele razy mnie przestrzegał przed Gwiazdorem. Nie podobało mu się to w jaki sposób traktuje mnie Cris, jak przedmiotowo czasami do mnie podchodzi. W ogóle nie pochwalał wielu jego zachowań – nie tylko w stosunku do kobiet, ale i świata.
Jego mina wyraźnie zrzedła. Zapewne spodziewał się każdego nazwiska, ale nie Ronaldo.
- Z Cristiano? To zapewne będziesz się dobrze bawić. On potrafi zaopiekować się dziewczyną.
- Nie mów tak – powiedziałam. – To zwykła kolacja.
- U niego tak to się zazwyczaj zaczyna. Kolacja, przejażdżka drogim samochodem, zwiedzanie domu i jego sypialni… Uważaj na siebie.
- Naprawdę myślisz, że jestem do tego zdolna?
- No nie wiem… Skoro się z nim umówiłaś to w jakimś konkretnym celu, nie? No, ale nic, nie moja to sprawa. Baw się dobrze. Na razie – rzekł, wychodząc z domu z trzaskiem.
Spojrzałam na dziewczyny i zrobiło mi się tak cholernie głupio.

Usiadłam przy stoliku nakrytym drogą zastawą i palącymi się świecami. Czekałam na Crisa, który spóźniał się od dobrych dziesięciu minut. Jednak nie bardzo mnie to obchodziło. Myślami byłam przy Gonzalo. Chyba do końca życia nie zapomnę jego wyrazu twarzy, jego oczu. Nigdy w życiu tak nikogo nie zawiodłam… Ciężko było mi się z tym pogodzić. Cierpiałam do tego stopnia, że nawet nie zauważyłam kiedy pojawił się Cristiano.
- Cześć, sorry za spóźnienie, ale sama rozumiesz. To – powiedział, wskazując na swoją twarz – nie wyszykuje się samo.
- Jasne, nie ma problemu – odparłam. Nie miałam już siły na kłótnie i wszelkiego rodzaju sprzeczki, chociaż jego zachowanie nie podobało mi się. To on powinien na mnie czekać, a nie na odwrót.
- Zamówiłaś już coś?
- Nie, czekałam na ciebie.
- To do dzieła – rzekł, chwytając za menu.
Kolacja była całkiem miła. Cristiano starał się zabawiać mnie rozmową, opowiadał historie związane z piłką nożną (jakby mnie to w ogóle interesowało!) i te związane ze swoim życiem. Ale zamiast mówić o swoim dzieciństwie, dorastaniu, emocjach przy wygrywaniu i tym podobnych sprawach, to gadał o paparazzi, skandalach, byłych dziewczynach… Aż zaczęłam się zastanawiać, czy on naprawdę jest taki pusty? Zwykle to dziewczyny się tak zachowują – rozmawiają o kosmetykach, fryzurach, imprezach i chłopakach, a tymczasem Cris był całkiem do nich podobny. To niewiarygodne!
- Musiałem uciekać tylnimi drzwiami – zaśmiał się. – Asia, a co ty taka nieobecna jesteś?
- Przepraszam cię, ale nie czuję się najlepiej. To kiepski dzień na kolację.
- Coś się stało? Mogę ci jakoś pomóc?
- Chyba zawiodłam przyjaciela. Niby nie powinien się wtrącać w moje życie, ale bardzo zależy mi na jego opinii. A dzisiaj chyba podjęłam złą decyzję.
- Da się to jakoś naprawić?
- Mam nadzieję.
- To co się martwisz?! Pogadacie sobie i pozamiatane – zaśmiał się.
Muszę przyznać, że trochę mnie to pocieszyło. Dobrą wiadomością na pewno był fakt, że Gonzalo to mega sympatyczny człowiek, który nie jest konfliktowy. Jemu zapewne również będzie zależeć na zażegnaniu naszego „konfliktu”, dlatego byłam dobrej myśli. Zapomniałam o nim i spotkaniu w domu, a skupiłam się na kolacji. Zgodziłam się na spotkanie z Crisem, więc powinnam poświęcić mu sto procent swojej uwagi.
Zrobiłam to i od razu wszystko wydało mi się przyjemniejsze. Rozmowa z Cristiano zeszła na piłkę nożną, ale tym razem zadawałam dużo pytań, aby poznać jego uczucia towarzyszące podczas strzelenia bramki, wygrania jakiegoś ważnego pucharu, pokonania największego wroga… Odpowiadał mi z wielką pasją i zaangażowaniem, udzielał wyczerpujących odpowiedzi dzięki czemu udało mi się wczuć w piłkarski klimat. Zaprosił mnie nawet na mecz. Z miejsca przyjęłam zaproszenie, bo to dla mnie nowość. Wydawało mi się, że nie odnajdę się na pełnym od ludzi stadionie, ale spróbować nie zaszkodzi. Odkąd jestem w Madrycie co rusz próbuję całkiem nowych dla mnie rzeczy, więc jeden mecz mnie nie zabije, a na pewno wzmocni.
- Mamy szczęście – powiedział Cristiano, kiedy opuszczaliśmy restaurację. – Nikt mnie nie śledził. Mamy spokojny wieczór. To co, jedziemy do mnie? Pokażę ci kolekcję swoich trofeów. Całkiem sporo tego mam.
U niego tak to się zazwyczaj zaczyna. Kolacja, przejażdżka drogim samochodem, zwiedzanie domu i jego sypialni… Uważaj na siebie.
Przypomniały mi się słowa Gonzalo. Miał rację. Od kolacji się wszystko zaczyna, a potem leci jak z górki…
- Nie, chcę wrócić do domu – odpowiedziałam z uśmiechem, nie chcąc zranić jego uczuć. – Jutro rano idę do szkoły.
- Ah tak! Zapomniałem, że ciągle się uczysz. To musi być strasznie wkurzające.
- Wręcz przeciwnie! Bardzo to lubię.
- Nie rozumiem cię.
- Na szczęście nie musisz.
- Dobra, choć odwiozę cię do domu.
Pod kampusem byliśmy już kilka minut później. Trudno było się pożegnać po tak przyjemnym wieczorze, ale nic nie trwa wiecznie. Cris odprowadził mnie pod same drzwi mieszkania.
- Zaprosiłabym cię do środka, ale jest już bardzo późno – powiedziałam, opierając się o drzwi wejściowe.
- Jasne. Ja też spadam do domu, bo Junior tęskni, a poza tym mam jutro trening. Mam nadzieję, że mogę liczyć na twój doping w sobotnim meczu?
- Postaram się.
- A wiesz co właśnie sobie uświadomiłem? Że nie powiedziałem ci jak rewelacyjnie dzisiaj wyglądasz. Miałbym niemałe problemy z rozpoznaniem cię na ulicy w zwykły dzień. Kapitalna metamorfoza!
- To tylko na dzisiejszy wieczór. Nie przepadam za takim lookiem.
- Pasuje ci – powiedział, odgarniając niesforny pukiel moich loków z twarzy.
Znów zbliża się ten moment! Znów mnie pocałuje! A ja znów tego pragnę!
Cristiano delikatnie przyłożył swoje usta do moich warg i złożył na nich subtelny pocałunek. Z czasem stał się coraz bardziej nachalny i namiętny. Nasze języki złączyły się w dzikim tańcu, a ja czułam, że latam! Dosłownie!
- Musimy to powtórzyć – wyszeptał mi do ucha, delikatnie gładząc moją talię. – Dobranoc.
- Dobranoc, Cris.
Stałam tam jeszcze przez chwilę, aby opanować skołatane serce. Biło jak szalone! Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który cisnął się na moje usta.
Weszłam do mieszkania, a tam czekały już na mnie współlokatorki z wyczekującymi minami. Nie mogły doczekać się mojego powrotu i mojej relacji z randki. Weszłam, zatrzasnęłam drzwi i oparłam się o nie. Przez chwilę spoglądałam na Klaudię i Irmę, poczym bez ogródek wycedziłam:
- Całowałam się! – Na to wszystkie trzy wpadłyśmy sobie w ramiona z dzikim piskiem.

Przez kolejne dni byłam bardzo rozkojarzona. Głównie przez Cristiano, który bardzo często mnie odwiedzał. Zazwyczaj spotykaliśmy się w moim mieszkaniu, aby uniknąć wścibskich dziennikarzy i niepotrzebnych skandali. Prawie codziennie się u mnie pojawiał: na obiad, kolację, na film bądź pogawędkę. Często przyprowadzał Juniora, z którym złapałam świetny kontakt.
Muszę przyznać, że bardzo się poprawił. Nie był już tym samym, zadufanym w sobie Gwiazdorem. Słuchał co do niego mówię, pomagał mi w kuchni i przy sprzątaniu, nie panoszył się, nie przechwalał. Zdziwiła mnie ta nagła przemiana, ale skoro aż tak na niego wpłynęłam, to nie pozostaje nic innego jak się cieszyć. Przynajmniej mam dobry uczynek na swoim koncie.
Jeśli chodzi o Gonzalo, to on także się zmienił. Wybaczył mi spotkania z Crisem, ale nie akceptował ich. Powtarzał, abym uważała, bo Cristiano to nie chłopak dla mnie. Też tak uważałam, że strasznie mnie kręcił, więc idąc za radą Klaudii, starałam się, aby coś z tego wyszło. A Irina? No cóż… Złamałam swoją żelazną zasadę. Rosjanka przebywała obecnie w Nowym Jorku, gdzie mieszkała i ze swoim narzeczonym kontaktowała się tylko telefonicznie.
- Wróciłam! – krzyknęłam, wchodząc do domu.
Odpowiedziała mi głucha cisza. Zdziwiłam się, bo współlokatorki zapowiedziały, że przygotują obiad i zjemy dziś razem. Weszłam w głąb mieszkania, do kuchni, i od razu w oczy rzuciła mi się mała karteczka leżąca na stole.
Asiu, zmiana planów. Idziemy z Irmą na podwójną randkę z Angelem i Karimem. Przepraszamy, że nie przygotowałyśmy obiadu. Poradzisz sobie. Całuski!”.
No tak, czy to kogokolwiek jeszcze dziwi? Mnie powoli przestaje.
Przebrałam się w luźne ubranie i zabrałam się za gotowanie. Byłam potwornie głodna, a zaraz musiałam wychodzić do biblioteki.
Obierają marchewkę usłyszałam dzwonek mojego telefonu komórkowego. Na wyświetlaczu pokazał się numer z Polski. Ucieszyłam się, że ponownie usłyszę głos taty.
- Cześć, tatku! Co u ciebie słychać? Jak się czujesz?
- Asia? Tutaj Zosia.
- O, dzień dobry, pani Zosiu. Co słychać?
- Asiu, mam dla ciebie złą wiadomość. Tata gorzej się poczuł i jest w szpitalu. Nie chciałam cię denerwować, ale lekarze bezradnie rozkładając ręce.
- Proszę? – zapiszczałam ze łzami w oczach. – Ale jak to?
- Wojtek nie chcę, abyś przyjeżdżała i rezygnowała z nauki, ale moim zdaniem powinnaś tutaj być.
- Jasne, przyjadę najbliższym samolotem. Już jadę! – krzyknęłam i rzuciłam słuchawką.
Miałam ochotę usiąść i zapłakać się na śmierć. Nie wyobrażałam sobie tego, że mojego taty może zabraknąć. Każdego, ale nie jego. Nie przeżyłabym takiej straty. Tata był dla mnie wszystkim.
Zebrałam się w sobie i od razu zaczęłam pakować walizkę. W międzyczasie zabukowałam samolot na jutrzejszy ranek. Nie miałam wiele czasu. Wszystko przestało się liczyć: szkoła, praca, wolontariat… Musiałam jechać do Polski, do taty, który teraz bardzo mnie potrzebował.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Pośpiesznie je otworzyłam, nawet nie zauważając, że po drugiej stronie stoi rozweselony Cris. Rozmazana i zapłakana spojrzałam na niego tak, że mina mu natychmiast zrzedła.
- Asia, co się stało?
- Jadę do Polski… Mój tata… Mój tata umiera – wycedziłam, zanosząc się płaczem i znajdując ukojenie w jego umięśnionych ramionach.
Piłkarz zaprowadził mnie do kuchni, posadził na krześle i podał szklankę wody. Poprosił, abym na spokojnie mu wszystko opowiedziała. Tak też zrobiłam. Słuchał mnie z ogromnym poruszeniem, współczuł mi, bo sam wychowywał się bez ojca i wie, co znaczy utrata najbliższych. Starał się mnie pocieszyć, ale to nie było łatwe zadanie.
- Nie martw się, Asiu – powiedział, głaskając mnie po ramieniu. – Dam ci pieniądze na tą operację.
- Co? Nie… Nie, nie mogę ich przyjąć, bo w życiu się nie wypłacę. Pragnę, aby mój tata był zdrowy, ale ja nie będę w stanie oddać ci tych pieniędzy.
- Nie przejmuj się, kochanie. To prezent. Nie musisz mi ich oddawać. Ja mam mnóstwo pieniędzy i nawet nie zauważę tego, że z mojego konta zniknęło pięćdziesiąt tysięcy. Chcę ci dać te pieniądze. Pozwól sobie pomóc.
- Ale Cris… - Chłopak przyłożył mi palec do ust, aby mnie uciszyć. Nie chciał słuchać mojego zrzędzenia. Uparł się. A jak Cris się na coś upierał to zawsze wywiązywał się ze swoich postanowień.
- Idę do banku wypłacić kasę. Wrócę za godzinkę, okay? A ty się nie martw i przestań płakać. 

***
 Przechodzę na blogspot, bo mam już tego serdecznie dosyć! Onet robi sobie jakieś jaja z nas! 
Przepraszam za szablon - mizerny. Postaram się w najbliższym czasie nad tym popracować. 
P.S. Zapraszam na mojego głównego bloga, gdzie publikuję notki "ode mnie" :)

08. Jedna jaskółka wiosny nie czyni.

Tygodnie mijały… Gonzalo spisał się na medal, załatwiając mi wolontariat w jednym z madryckich szpitali. Mogłam tam spędzić miło czas, potowarzyszyć chorym dzieciom, które często były zapomniane i smutne z powodu swojej choroby. Ja byłam osobą, która czytała im bajki, opowiadała różne historie, zabierała na spacer do przyszpitalnego parku. Uwielbiałam te dzieciaki! Miały ciężkie życie, były smutne, czasami nawet zrozpaczone, ale nie traciły pogody ducha. Zawsze obdarzały mnie szczerym uśmiechem. Byłam im za to niezwykle wdzięczna.
Spędzając z nimi czas, bardzo często myślałam o moim tacie, którego pozostawiłam w Polsce. Miałam z nim dobry kontakt, codziennie do siebie dzwoniliśmy, opowiadaliśmy sobie o tym, jak spędziliśmy dzień. Powiedziałam mu o Gonzalo. Ucieszył się, że spotkałam w Madrycie miłego chłopca, który tak bardzo mi pomaga. Oczywiście za namową pani Zosi, zaczął insynuować mi różne rzeczy, ale czułam, że jest do tego zmuszany. Śmiałam się z jego aluzji i dziwacznych komentarzy. Ale tak w gruncie rzeczy, to wiem, że bardzo chciał, abym się zakochała. Miałam dwadzieścia dwa lata, a tak naprawdę nigdy nie miałam chłopaka z prawdziwego zdarzenia. Aleksander się nie liczył, bo to tylko bliski przyjaciel. Mi także zależało na wielkiej miłości, od dawna o niej marzyłam, ale wydawało mi się, że jeszcze będę musiała na nią poczekać. Nic nie zdarza się od razu.
- A widziałaś ostatnią część Harrego Pottera? – zapytał mały chłopiec, któremu dzisiaj towarzyszyłam. Nazywał się Esteban i chorował na białaczkę. Nie miał włosów, był blady i osłabiony, ale mimo to buzia mu się nie zamykała. Chętnie rozmawiał i psocił na oddziale. Pielęgniarki przyprawiał o niemałe bóle głowy, ale ja bardzo go polubiłam.
- Niestety nie – odparłam z uśmiechem. – Ale przeczytałam wszystkie części. Wolę książki od filmów.
- Moją ulubioną częścią była ta pierwsza. Oglądałem ją chyba z dwadzieścia razy.
- Tak, pierwsza rzeczywiście była dobra. A co się tam dzieje?
Z korytarza zaczęły docierać do mnie dziwne dźwięki. Wytworzyło się tam wielkie poruszenie. Nieśmiało wyjrzałam za drzwi i zobaczyłam, że kilkoro pacjentów oraz personel szpitala kierują się w stronę wyjścia. Pierwszą rzeczą, która przyszła mi na myśl to to, że podłożono bombę i zarządzono ewakuację, ale uśmiechy pielęgniarek i lekarzy wskazywały na zupełnie coś innego.
- Poczekaj tutaj, sprawdzę o co chodzi – powiedziałam do Estebana, który również  był ciekaw tego wszystkiego, poczym poszłam w kierunku wyjścia. – Co się dzieje? – zapytałam oddziałową.
- Nasz szpital ma szczęście – powiedziała zadowolona. – Przyszedł do nas ktoś sławny, aby przekazać pieniądze. Podobno to jakiś sławny piłkarz z naszej madryckiej drużyny. Jedna z pielęgniarek powiedziała mi, że to ponoć najprzystojniejszy piłkarz jakiego w życiu widziała.
- Sławny… Najprzystojniejszy… – Czy musiałam dodawać coś jeszcze?
Wyjrzałam zza kolumny i ujrzałam uśmiechniętego od ucha do ucha Cristiano, trzymającego wielgaśny czek opiewający na jeszcze większą sumę, odbierającego gratulacje od zarządu szpitala i szczerzącego się do kamer i aparatów dziennikarzy. Flesze błyskały i świeciły wszystkim po oczach, był gwar i hałas. Kobiety niemalże mdlały na jego widok, a już na pewno rozpływały się nad jego idealnym wyglądem. Mężczyźni przecierali oczy ze zdziwienia, że sam Cristiano Ronaldo pojawił się w szpitalu, aby przekazać „drobną” kwotę pieniężną na cele dobroczynne.
Przyłapałam się na tym, że sama zachowałam się jak jedna z tych kobiet. Nie widziałam Gwiazdora od kilku tygodni, bo po tym jak mnie wystawił i bezczelnie zignorował swojego synka, palnęłam mu taki monolog, że biedny wyszedł z mojego domu ze spuszczoną głową i bladą twarzą. Przyznam – poniosło mnie, ale tak mnie tym zdenerwował, że nie mogłam się powstrzymać. Ale przynajmniej przyniosło to jakiś oczekiwany skutek, bo Cris dał mi wreszcie święty spokój. Na kilka tygodni. A teraz znów pojawia się – ciekawe czy przypadkowo czy też nie – w szpitalu, w którym wypełniam wolontariat i robi z niego cyrk na kółkach.
Nie mogłam na to patrzeć. Wróciłam do Estebana, który już usłyszał kto przyszedł w odwiedziny.
- Czy to prawda, że Cristiano Ronaldo jest tutaj? – pytał podekscytowany. Dużo się uśmiechał, ale tak uradowanego go jeszcze nie widziałam.
- Tak, prawda. Lubisz go?
- Uwielbiam! Przyjdzie tutaj?
- Nie wiem. Nie wydaje mi się, ponieważ w lobby trwają uroczystości. Chyba nie będzie miał czasu na rozmawianie z dziećmi.
- Przyprowadź go tutaj! Oddziałowa zabroniła mi opuszczać salę, bo mogę pogorszyć swój stan.
- Esteban, tam jest dużo ludzi.
- Proszę cię!
- No dobra – odpowiedziałam zrezygnowana. – Poczekaj tutaj na mnie. Spróbuję coś wymyślić.
Niechętnie, ale musiałam poprosić Cristiano o przysługę. Esteban tak bardzo mnie błagał, że nie mogłam pozostać obojętna. Widząc ten tłum ludzi w lobby, ręce mi opadły, ale musiałam się jakoś przedostać do Crisa. Nie zajęło mi to zbyt wiele czasu, bowiem Gwiazdor od razu zauważył moją burzę blond loków. Dał mi do zrozumienia, że mnie widzi i znajdzie mnie jak to wszystko się skończy.
I tak też było.
- Cześć – powiedział z uśmiechem, podchodząc do mnie. – A co ty tutaj robisz?
- Nie udawaj, że nie wiedziałeś. Masz kilka minut?
- Dla ciebie zawsze. A o co chodzi?
- Jest tutaj nastoletni chłopak, który jest twoim fanem. Choruje na białaczkę i nie może przyjść do lobby. Czy mógłbyś go odwiedzić?
- A pójdziesz ze mną na kolację?
- Nie, już ci to powiedziałam kilka razy. Kiedy wreszcie zrozumiesz?
- Jestem uparty.
- Widzę. I nieczuły przy okazji też. Jeśli nie pójdziesz do tego chłopaka, to tylko potwierdzisz moją tezę dotyczącą piłkarzy i twojej osoby. Jesteś zadufanym w sobie narcyzem.
- Ale Asia…
- To miło z twojej strony, że pomyślałeś o innych, że chciałeś zrobić coś dobrego, ale ściągnięcie tutaj telewizji i dziennikarzy było przesadą. Takich rzeczy nie robi się w ten sposób. Pomoc powinna być bezinteresowna, a ty chciałeś się tylko wylansować poprzez te biedne dzieci. Co z ciebie za człowiek?
- Zrobiłem to dla ciebie. Chciałem ci zaimponować.
- Zrobiłbyś to, gdybyś przyszedł tutaj zakamuflowany, bez kamer i aparatów. Wówczas pomyślałabym, że może jednak masz dobre serce, że zależy ci na innych ludziach, ale… Nie mam słów na określenie twojego zachowania, Cris. Nie jestem w stanie tego pojąć.
- To co ja mam zrobić, abyś w końcu zrozumiała, że nie jestem tym za kogo mnie uważasz?
- Póki co robisz wszystko, abym tylko pogłębiła się w swoim przekonaniu. Przepraszam, ale nie mam czasu na rozmowy, które prowadzą donikąd. Zajmij się sobą, swoją narzeczoną i przede wszystkim dzieckiem. Cześć!
- Poczekaj. – Cristiano złapał mnie za nadgarstek. Lekko za mocno, za co od razu przeprosił. – Gdzie jest ten chłopiec?
- Nie trzeba, jakoś mu wytłumaczę, że byłeś zajęty.
- Przestań, proszę… W którym pokoju leży?
- 415 – odpowiedziałam bez przekonania. Posłał mi ujmujący uśmiech i udał się do wspomnianej sali.
Ja już nie wiem, co mam myśleć o tym chłopaku. Z jednej strony tak bardzo się stara, aby przekonać mnie do swojej normalności, do swoich dobrych zamiarów. I bardzo chciałabym wierzyć, że nie robi tego z przymusu, bo jestem dla niego ciężkim orzechem do zgryzienia. Dziewczyną, która oparła się jego urokowi, dlatego tak bardzo chce mnie poderwać i przekonać cały świat jaki to z niego jest Don Juan. Ale z drugiej strony robi to tak nieudolnie, nie zapomina o swoim statusie gwiazdy, o pieniądzach, sławie… Mi to nie imponuje. Dopiero kiedy zrozumie, kiedy naprawdę mnie pozna, będę mogła żywić do niego jakiekolwiek pozytywne uczucia.
Cristiano odwiedził Estebana i był przy tak naturalny, że aż pomyślałam, że to podróbka, sobowtór, brat bliźniak najlepszego piłkarza świata. Uśmiechał się, opowiadał kawały, żartował… Był nie do poznania.
- Dziękuję ci za to – powiedziałam, kiedy opuściliśmy pokój chłopca. – To wiele dla niego znaczyło.
- Drobiazg. Widzisz, wcale nie jestem taki zły jak myślisz.
- Jedna jaskółka wiosny nie czyni.
- Co?
- Nieważne. Idę do domu, bo muszę się jeszcze pouczyć. Cześć, Cristiano!
- Asia, poczekaj! Słuchaj, wiem, że źle zaczęliśmy, ale może zaczniemy od początku? – Spojrzałam na niego przenikliwie, bo coś mi mówiło, że będą kłopoty. – Nie wiem, dlaczego, ale czuję, że jesteśmy sobie przeznaczeni.
- Piłeś coś dzisiaj? Muszę iść. Cześć!
- Asia! Wiem jak głupio to brzmi, ale…
- A Irina?
- Coś ty się tak uparła tej Iriny?!
- To twoja narzeczona, nie uważasz, że należy się jej szacunek? Zresztą komu ja to mówię. Ty nikogo nie szanujesz, więc dlaczego miałbyś szanować ukochaną – prychnęłam, wymijając go. – Zdradzasz ją na prawo i lewo, tu Miranda, tu Caroline, a tam jeszcze Sophie. Ja jestem inna, Cris, i zapamiętaj to sobie.
- A co z moim przeczuciem? Nie mogę o tobie zapomnieć, ciągle mam cię przed oczyma.
- Mało mnie to obchodzi.
- Wiem, jaki jestem. Trudny mam charakter, moja sława jest ciężka do zniesienia nawet przeze mnie, a co dopiero przez taką kruchą i niewinną dziewczynę jak ty. Sam nie wiem, co mnie do ciebie ciągnie. Jesteś ładna, ale nie masz tego czegoś, co mnie pociąga u kobiet. Nie jesteś wyzywająca, nie eksponujesz swojego ciała. Jesteś taka… inna, normalna, taka… nudna.
- To w ogóle miło, że tak myślisz – rzekłam zdenerwowana i poszłam w swoją stronę, nie zważając na niego. – Przesadziłeś – dodałam, odwracając się na pięcie i pozostawiając zdezorientowanego Crisa pod szpitalem. Ten to miał tupet!
- Źle mnie zrozumiałaś! – usłyszałam, ale już nie zareagowałam. Nie miałam ochoty na kolejne rozmowy z tym prostakiem!

- Wiesz, że byłam wczoraj u Karima w domu – powiedziała Klaudia, która leżała na moim łóżku, z głową opartą o ściankę. Przeglądała kobiece czasopismo i opowiadała mi o swoim szczęściu, które dzieli razem z francuskim piłkarzem. Z każdym kolejnym dniem umacniałam się w przekonaniu, że może łączy ich poważne uczucie. Nie kłócili się, nie droczyli. Zawsze miło spędzali czas, wymyślając dla siebie masę atrakcji, aby randki nie były nudne. Zazdrościłam mojej przyjaciółce. Też miała wiele prób, więc może w końcu natrafiła na tego jedynego? – Przyjechała jego rodzina z Francji. Chciał, abym ich poznała.
- Wow, poważnie? No i jak było?
- Super! Zamówiliśmy jedzenie w restauracji, ale rodzinie powiedzieliśmy, że to ja gotowałam – zaśmiała się. – Dopiero uczę się przygotowywać te wszystkie francuskie specjały. Nie chciałam im podać spalonego dania.
- A Karim jak?
- Był cudowny. Dopiero jak się przebywa z nim na osobności, to można go poznać. Tutaj zgrywa chojraka, cwaniaka, ale w rzeczywistości to taki... hm… misiek.
- Cieszę się, że wam się układa.
- No, jest cudnie. A jak tam z tobą i Gonzalo, Crisem, czy z kim ty się tam jeszcze umawiasz? – zaśmiała się, a ja posłałam jej srogie spojrzenie. Po chwili obydwie wybuchłyśmy śmiechem.
- Gonzalo to przyjaciel, a Cris… Sama nie wiem. Z jednej strony mi się podoba, czysto wizualnie, zresztą mało jest kobiet, które potrafią przejść obok niego obojętnie, ale… To inna bajka, inna liga. Jakby to powiedział: on to Liga Mistrzów, a ja… Jaką ligę mamy w Polsce?
- Ekstraklasę chyba.
- No właśnie!
- Ej, dziewczyny, chodźcie szybko do kuchni! Szybko! – Spojrzałyśmy na siebie z Klaudią, a później skierowałyśmy wzrok na Irmę, która zachowywała się jak wariatka.
Zwlekłyśmy się z łóżka i poszłyśmy za współlokatorką, która już wyglądała przez kuchenne okno. Do moich uszu dochodziła melodyjna muzyka oraz niezbyt ładny śpiew. Wyjrzałyśmy na zewnątrz. Moim oczom ukazał się Cristiano w towarzystwie czterech innych mężczyzn w śmiesznych ubraniach, z gitarami, trąbkami i skrzypcami.
- To serenada – zauważyła Klaudia. – Dla ciebie, Aśka.
- Co? Oszalałyście? – Patrzyłam na stojącego pod moimi oknami Crisa i nie mogłam uwierzyć. Po raz pierwszy w moim życiu ktoś wykonywał dla mnie serenadę. Nie była zbyt piękna, Cristiano zdecydowanie nie potrafił śpiewać, ale nie zmieniało to faktu, że była dla mnie. Przynajmniej tak mi się wydawało. To niesamowite!
Nie chciałam pokazywać współlokatorkom, że mi się to podoba. Nie mogły dowiedzieć się o tym, że Cris mi się podoba. Klaudia wiedziała, bo to moja przyjaciółka od „x” lat, ale Irma to zupełnie inna historia. Jeśli ona się dowie, to zaraz cały Madryt będzie wiedzieć.
- Czy on jest normalny? – powiedziałam w końcu. – Czy on wie, która jest godzina? Ludzie już śpią, zaraz pogoni go ochrona, a ja będę musiała ponieść karę jego nieodpowiedzialnego zachowania.
- Opanuj się, dziewczyno – rzekła Irma. – To takie romantyczne. Spójrz tylko jak się dla ciebie stara. Nie dba o godzinę, nie dba o śpiących ludzi, liczysz się tylko ty. Ile bym dała, aby Angel tak dla mnie zaśpiewał. – Rozmarzona dziewczyna opadła na krzesło przy stole i wsłuchując się w melodię wygrywaną przez grajków odpłynęła w świat swoich własnych fantazji.
- Idź tam i zaproś go na górę.
- Co?
- Taki jest zwyczaj.
- Pójdę tam, ale po to, by go pogonić. Podoba mi się ten akademik i nie mam zamiaru się z niego wyprowadzać.
Nałożyłam na ramiona cienki sweterek i wyszłam przed blok. Na crisowej twarzy pojawił się szczery do bólu uśmiech, kiedy tylko ujrzał mnie wychodzącą z bramy. Nie chciałam niszczyć taj chwili, bo naprawdę mnie to urzekło. Zaimponowało mi to, jak bardzo się o mnie stara. Nigdy nie cieszyłam się taką adoracją. A tym bardziej nie cieszyłam się zainteresowaniem u tak przystojnego chłopaka, ale musiałam zachować pozory.
- Co ty wyrabiasz? – powiedziałam, podchodząc bliżej. – Wiesz, która jest godzina? Ludzie tutaj śpią, bo jutro idą na uczelnie, zdają egzaminy. Nie każdy może spać do południa tak jak ty. Już, koniec tego przedstawienia – powiedziałam do muzyków, który zaprzestali grania.
- To dla ciebie.
- Dziękuję, ale to nie miejsce i czas na takie cyrki.
- Dla ciebie nigdy nie ma odpowiedniej pory. Wiedz, że biorę sprawy w swoje ręce i nie będziesz mnie już ustawiać jak ci się podoba. – Cristiano chwycił mnie za ramiona i zwinnym ruchem przyciągnął do siebie, składając namiętny pocałunek na moich ustach. Znów to samo! Znów powinnam temu zaprzestać, ale nie mogłam! Nie mogłam! Dlaczego?!
- Cris, a Iri…
- Jeśli jeszcze raz wypowiesz jej imię, to przysięgam, że śmiertelnie się na ciebie obrażę.
O, przecież o to mi chodziło od początku! Więc dlaczego imię Iriny nie przechodzi mi przez gardło?
   - Zajmę się tą sprawą. Wkrótce. A tymczasem: jutro, godzina dziewiętnasta, ty i ja, kolacja w Sheratonie. Nie spóźnij się. – Cris wręczył mi czerwoną różę i zniknął, równie szybko jak się pojawił.

07. Jestem twoim dłużnikiem.

Niedziela. Uwielbiam niedzielę, bo wiąże się z błogim lenistwem. Nigdy nic nie robiłam w ten dzień. Wszelkie obowiązki domowe, zakupy, nawet nauka, odchodziły w niepamięć. Spędzałam czas w samotności, na świeżym powietrzu, z książką w jednej ręce i pyszną drożdżówką w drugiej.
Wybrałam się do parku. Ubrałam się w zwiewną sukienkę oraz letnie sandałki i poszłam prosto do parku Retiro. Chciałam tam spędzić tyle czasu, ile mogłam, dlatego zabrałam ze sobą koc, plecak z prowiantem i książkę, dzięki której mogłam się zrelaksować. Na samą myśl o wylegiwaniu się w słońcu, zajadaniu lodów od ulicznych sprzedawców, słuchaniu radosnych śmiechów dzieci z pobliskiego placyku, uśmiech cisnął mi się na usta. Cisza i spokój. Zero hałaśliwych koleżanek, zero nienormalnych piłkarzy, którzy nie szanują własnego życia (mam na myśli Crisa i jego„rumaka”), zero obowiązków i problemów. Tylko ja, książka i słońce. Raj!
Nic nie zapowiadało tragedii. Dzień jak co dzień. Dosłownie! Bo czymże byłby mój zwykły, wolny dzień, gdyby nie spotkanie z moim „ulubionym” kolegą, który wszędzie za mną łaził! Już powoli miałam tego dość. Cristiano przyczepił się do mnie jak rzep do psiego ogona i nic nie powstrzymywało go przed zaprzestaniem nachodzenia mnie w domu, pracy, szkole. Był wszędzie! Nie raz i nie dwa razy mówiłam mu, aby dał mi wreszcie święty spokój. Tak bardzo tego chciałam! Nie ze względu na Irinę, której lekko się obawiałam – chociaż ona też dorzuciła do tego swoje dwa grosze. Chciałam mieć spokój, bo przyjechałam do Madrytu się uczyć i nie pisałam się na żadne romanse ze sławnymi Gwiazdorami!
- Śledzisz mnie? – zapytałam chłodno, kiedy tylko Cris stanął nade mną i rzucił swój cień prosto na mnie. Nawet nie chciałam na niego patrzeć. Miałam tego serdecznie dość!
- Nie – odparł, a zaraz potem usłyszałam cichutki, dziecięcy śmiech. Dopiero to zmusiło mnie, aby spojrzeć w jego stronę. Nade mną stał uśmiechnięty Cristiano, ze ślicznym, małym chłopczykiem na ramionach. Zdziwił mnie ten widok. Chłopiec nie spuszczał ze mnie oka, miał taką milutką buźkę, piękne, duże oczka i wyglądał tak samo jak Cris. – Potrzebuję pomocy. Umówiłem się z Irmą, że dzisiaj zajmie się moim synkiem, ale jak to z nią bywa, nie może, bo Angel zabrał ją na wycieczkę za miasto. Byłem u was w domu, ale Klaudii też nie zastałem. Zadzwoniłam do Karima, są oczywiście razem. Powiedzieli mi, że jesteś tutaj. Jesteś moją ostatnią deską ratunku.
- Słucham? Ja się nie znam na dzieciach, Cristiano. Nie mogę ci pomóc, przepraszam.
- Przestań się wydurniać – powiedział, sadzając chłopca koło mnie, na kocu. – Moja mama pojechała na Maderę, bo musi pomóc siostrze, a Irina jest w Nowym Jorku. Nie mam z kim go zostawić.
- A ty?
- Ja mam pracę. Jadę na wywiad, a później kręcę reklamówkę. To tylko jeden dzień. Proszę cię.
Spojrzałam na chłopca, który zaczął bawić się moją książką i westchnęłam.
Zawsze się w coś wpakuję.
Pokiwałam twierdząco głową, aczkolwiek nie było to zbyt przekonywujące. Nie znałam się na dzieciach, nie umiałam się nimi opiekować. Miałam nadzieję, że zarówno ja, jak i to dziecko, przeżyjemy ten dzień i pod wieczór będziemy cali i zdrowi.
- Nazywa się tak samo jak ja, ale wszyscy mówią do niego Junior – rzekł Gwiazdor, poczym kucnął przed chłopcem i patrząc mu w oczka, powiedział: – To ciocia Asia, zaopiekuje się tobą dzisiaj, dobrze?
Chłopczyk pokiwał lekko główką.
- A kiedy po mnie przyjedziesz? – zapytał, lekko się jąkając.
- Tatuś przyjedzie po ciebie wieczorkiem. Nie bój się. Będziesz mieć superowy dzień. – Cris pocałował synka w czubek główki, poczym zwrócił się jeszcze do mnie. – Jestem twoim dłużnikiem. Nie wiem jak ci dziękować.
- Drobiazg – skłamałam z uśmiechem.
- Lecę, bo się spóźnię. Bądź grzeczny, Junior. Pa!
Pięknie! Zostałam etatową ciocią.
Spojrzałam na Juniora, on spojrzał na mnie. Siedzieliśmy w bezruchu i sama nie wiem, kto kogo bał się bardziej. Posłałam mu nieśmiały uśmiech, co natychmiast odwzajemnił.
- Pójdziemy do zoo? – zapytał.
- Do zoo? Ja nie wiem, gdzie to jest. Mieszkam tutaj od niedawna, wiesz? Może być coś innego? Chodźmy tam, na tamten plac zabaw.
- Wolałbym zoo… - Junior spuścił główkę i smutno wpatrywał się w kamień leżący nieopodal. Serce mi się krajało, kiedy widziałam go takiego załamanego. Chciałam jakoś poprawić mu humor, dlatego poszliśmy na lody.
Usiedliśmy na białej ławce w parku. Junior zajadał się czekoladowymi gałkami lodowymi, brudząc sobie całe rączki i buzię. Wesoło machał nóżkami, gdyż nie sięgał jeszcze ziemi, gawędził, a ja próbowałam go zrozumieć. Jednak nic mi z tego nie wyszło. Jedynym słowem, które dość często powtarzał było „zoo” i wówczas zrozumiałam, że będzie to dla mnie bardzo ciężki dzień, jeśli w końcu tam nie pójdziemy.
Nagle usłyszałam dzwonek telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam numer należący do Gonzalo.
- Cześć, co tam? – powiedział. – Jest niedziela, mamy piękną pogodę, ja nie mam treningu, więc pomyślałem sobie, że zabiorę cię na miły spacer i lody. Co ty na to?
- Bardzo fajnie, ale właśnie jestem w parku i jem lody. Trochę się spóźniłeś.
- O! Jaka szkoda… Ktoś mnie wyprzedził i postanowił umilić ci dzień?
- Coś w tym stylu – powiedziałam, spoglądając na małego chłopczyka. – Jestem w Retiro razem z synem Cristiano. Muszę się dzisiaj nim opiekować.
- Ah, rozumiem… Może do was dołączę, co?
- A wiesz gdzie jest zoo?
- No pewnie!
- W takim razie zgoda. Zaczekamy na ciebie w tej małej kawiarence nieopodal. Napijemy się i zjemy coś.
- Jasne, będę za dwadzieścia minut. I mam dla ciebie niespodziankę!
- Niespodziankę? Jaką?
- Przekonasz się. Do zobaczenia! – powiedział, odkładając słuchawkę.
Niespodzianka? Bardzo mnie to zastanawiało. Gonzalo miewał szalone pomysły, dlatego obawiałam się tego, co tym razem wpadło mu do głowy. Momentami bałam się jego zwariowanych idei.
Poszliśmy do wspomnianej kawiarenki, Junior gaworząc i dojadając lody, a ja ciągle myśląc o niespodziance Gonzalo.
Usiedliśmy przy niewielkim stoliku na świeżym powietrzu. Chłopiec zażyczył sobie kotleta z grzybami, a ja wzięłam danie ryżowe. Czekaliśmy na Gonzalo, który miał się pojawić lada moment. Junior nie przestawał mówić, był bardzo męczącym dzieckiem, ale równie słodkim. Nie potrafiłam mu odmówić, dlatego spełniałam każdą jego zachciankę. Nie wiem, czy nie za bardzo go rozpieszczałam. Miałam nadzieję, że Cris nie będzie na mnie o to zły. W końcu nie zostawił mi żadnej instrukcji obsługi swojego dziecka.
- Siema, siema! – Gonzalo wpadł tak nagle, że aż podskoczyłam ze strachu na dźwięk jego głosu. Przywitał się ze mną całusami w policzki, a Juniora potargał po włosach i przybił mu piątkę. Usiadł między nami, zabawiając chłopca i komplementując jego posiłek, tak aby bardziej zachęcić go do jedzenia. Poskutkowało. – Jak spacer?
- Początkowo było fajnie – powiedziałam, przypominając sobie swój samotny dzień z książką. – Później wszystko wywróciło się do góry nogami.
- Macie w planach zoo?
- Tak! – krzyknął Junior, podnosząc do góry rączki. Zaśmialiśmy się i z czułością wpatrywaliśmy się w rozweseloną buzię chłopczyka. Potwierdziłam jego słowa kiwnięciem głowy, co Gonzalo przyjął szerokim uśmiechem.
- To pójdziemy do zoo.
- Pipita, a co to za niespodzianka?
- Ah, zapomniałbym! Rozmawiałem wczoraj z moim znajomym ze szpitala. Załatwiłem ci wolontariat, o którym tak marzyłaś – powiedział, zapisując na chusteczce adres szpitala. Wręczył mi ją, mówiąc: – Musisz pójść tam jutro na spotkanie, obgadać szczegóły i dowiedzieć się wszystkiego.
- Naprawdę? Jajku, jak cudownie.Dziękuję – powiedziałam z podekscytowaniem. Od razu rzuciłam mu się na szyję, co chłopak przyjął szczerym śmiechem. – Naprawdę, nie wiem, co powiedzieć.
- Wystarczy buziak – rzekł, nastawiając policzka. Bez zastanowienia spełniłam jego polecenie. Sama nie potrafiłabym sobie tego załatwić, ale dzięki pomocy Gonzalo, wszystko tutaj, w Madrycie, przychodziło mi łatwiej.
- Zakochana para, zakochana para – zaśpiewał Junior, odrywając się od jedzenia. Szybko odsunęłam się od przyjaciela. Na moich policzkach pojawiły się różowe rumieńce, gdyż czułam się nieco zakłopotana.
Wycieczka do zoo okazała się bardzo trafnym pomysłem, zwłaszcza, że pogoda dopisywała. Junior był zachwycony! Biegał od klatki do klatki, chciał zobaczyć każde zwierzątko, zrobić im zdjęcia, dotknąć. Trudno było mu wytłumaczyć, że lew to dzikie zwierzę, które dzieci zjada na śniadanie. W zamian poszliśmy przejechać się na wielbłądach i nakarmić kozy, biegające wolno po dziedzińcu. Uśmiech nie schodził z jego słodkiej twarzyczki.
Ja i Gonzalo również dobrze się bawiliśmy. Miło spędziliśmy czas w swoim towarzystwie, spacerując alejkami i rozmawiając o przyziemnych sprawach. Lepiej się poznaliśmy. Czułam, że Argentyńczyk staje się mi bardzo bliski. Był dobrym duchem Madrytu. Mojego Madrytu. W jego towarzystwie spotykały mnie same miłe rzeczy, zapominałam o szkole i problemach, o Crisie, który wiecznie za mną latał i nie dawał mi spokoju, o zakręconych współlokatorkach. I wydawało mi się, że Gonzalo także widzi we mnie przyjaciółkę. Chyba polubił mnie za to, że traktowałam go normalnie. Nie jak piłkarza, nie jak supergwiazdę, ale jak zwykłego chłopaka, kolegę, z którym można wszystko zrobić i o wszystkim porozmawiać.
Wróciliśmy do domu. W kuchni zastałam Klaudię siedzącą na kolanach Karima Benzemy. Całowali się namiętnie i nawet nie zauważyli, że weszłam do środka. Świata poza sobą nie widzieli, ale ja wiedziałam, że to tylko przelotny romans. Pociągali siebie fizycznie, nie miało to nic wspólnego z prawdziwym uczuciem. Zasmuciło mnie to, bo podważali moją wiarę w prawdziwą miłość. No, ale każdy mógł żyć na swój sposób…
- Przepraszam – powiedziałam, poczym „para” odsunęła się od siebie. Benzema posłał mi zawadiacki uśmiech, ale większą uwagę skupił na Juniorze, który kurczowo trzymał się mojej dłoni. Chłopiec wyrwał się i wpadł wprost w ramiona ukochanego „wujka”.
- Jak wam minął dzień? – zapytała Klaudia, stawiając przede mną i Gonzalo szklanki z wodą.
- Było miło, prawda?
- Tak – przytaknęłam. – Byłam w parku, później spotkałam Crisa, który podrzucił mi dziecko do opieki, a potem umówiłam się z Pipitą i wszyscy razem poszliśmy do zoo. Wybieracie się gdzieś? – zapytałam, zauważając odświętne stroje przyjaciół.
- Tak. Idziemy do klubu potańczyć. Czekamy na Irmę, która wiecznie się przebiera i poprawia fryzurę. Może pójdziecie z nami?
- Nie mogę. Muszę jechać do domu, bo mam jeszcze kilka spraw do załatwienia – powiedział Gonzalo, poczym wstał od stołu. – W zasadzie to już muszę lecieć. Bawcie się dobrze. Pa, Asiu!
Pocałowałam go na pożegnanie i odprowadziłam do drzwi.
- A ty, ziom, idziesz z nami? – zapytał Karim.
Karim pomimo tego, że był Francuzem i kochał wszystko, co wywodziło się z jego kraju: sery, żabie udka i francuskie pocałunki, to zachowywał się jak rdzenny Amerykanin z Miami. Zachowywał się nonszalancko i tak też się ubierał. Lubił spędzać czas na plaży w otoczeniu dziewczyn w bikini, chętnie pływał na desce, zajadał się hamburgerami, używał samoopalacza i do wszystkich, niezależnie od płci, mówił„chłopie” lub „ziomalu”. Było to trochę irytujące, bo chłopak wywodzący się z tak pięknego kraju, z bogatą tradycją i kulturą, robił wszystko, aby postrzegano go jako zupełnie kogoś innego, ale nic nie mogłam na to poradzić. Karim był jaki był i skoro w takim wydaniu spodobał się Klaudii, to musiałam go zaakceptować.
- Nie, przecież jest Junior – powiedziałam, wskazując na chłopczyka, który ledwie żył. Miał wyczerpujący dzień i nie miał już siły na nic innego. Byłam ciekawa, kiedy Cris po niego przyjedzie. Junior musiał szybko znaleźć się w łóżku.
- Jestem gotowa! – Z łazienki wyskoczyła Irma w krótkiej, błyszczącej sukience oraz natapirowanymi włosami. Cała trójka zebrała swoje rzeczy i wyszła nim zdążyłam życzyć im udanej zabawy.
Minęła godzina, a potem dwie. Nerwowo spoglądałam na zegarek oraz na Juniora, który już smacznie spał w moim łóżku.
Dosyć tego!
Wykręciłam numer do Cristiano. Minęło pięć sygnałów zanim raczył podnieść słuchawkę.
- Tak?
- Gdzie ty jesteś? Zapomniałeś już, że opiekuję się twoim synem?
- Nie, jestem ci za to dozgonnie wdzięczny – powiedział. W tle słyszałam śmiechy ludzi i głośną muzykę. No tak, mogłam się tego spodziewać. Praca, którą miał do wykonania dawno się już skończyła. Teraz bawił się w klubie, prawdopodobnie z Karimem, Klaudią i resztą towarzystwa, a mnie wykorzystał jako bezpłatną pomoc domową. – Asiu, nie mogę teraz po niego przyjechać. Jestem trochę zajęty.
- Czym? Piciem, tańczeniem i zabawianiem się z panienkami?
- Z panienkami? Nie, to całkiem miłe dziewczyny – zarechotał. – Przyjadę po niego później. Nie przejmuj się.
- Cris, Junior już śpi. Pytał o ciebie. Mój akademik to nie jest miejsce dla małych dzieci. Jeśli ktoś się o tym dowie, to mnie wyrzucą! Przyjeżdżaj tutaj szybko!
- Dobra, dobra… Będę jutro rano. Śpijcie dobrze. Pa!
- Ale Cristiano! Halo?! Cris?!
Co za bezczelny typ!
Nie pozostało mi nic innego, jak zaopiekowanie się małym Juniorem przez całą nos. Zajęłam miejsce na łóżku tuż obok niego i tak przespaliśmy całą noc. Miałam problemy z zaśnięciem, bo nie mogłam przestać myśleć o Cristiano i jego nieodpowiedzialnym zachowaniu. Nie dość, że podrzucił mi dziecko niespodziewanie, niemalże wcisnął mi je na siłę, to jeszcze miał czelność wykorzystać mnie do tego stopnia, że nie raczył go odebrać. I on ma odwagę nazywać siebie ojcem? Jaki z niego ojciec? Dzięki Bogu, mój był stokroć lepszy! Nie wyobrażałam sobie, że mój tatko mógłby zostawić mnie pod opieką, bądź co bądź, obcej dziewczyny, nie odebrać mnie na czas i w tym samym momencie bawić się w najlepsze w nocnym klubie.
   Skandal!

06. Jak ci się podoba mój rumak?

Weszłam do kuchni, w której siedziały Klaudia oraz Irma. Dziewczyny zawzięcie ze sobą dyskutowały, nie miałam pojęcia o czym. Ale jedno było pewne. Byłam w fatalnym nastoju, a wszystko przez Irinę. To nie do uwierzenia, że jedna dziewczyna, kilkoma zdaniami może złamać komuś cały tydzień! Nie miałam na nic ochoty. Na zajęciach nie mogłam się skupić, przez co zebrałam kilka gorszych ocen, w pracy kręciłam się między półkami jak dziecko zagubione we mgle. Jak to możliwe, że Madryt przestaje mi się podobać? Przecież mało być tu jak w bajce!
- Jak tata? – zapytała Klaudia, kiedy usiadłam między koleżankami. Oparłam łokcie na blacie i głęboko westchnęłam.
- W porządku.
- Pani Zosia pewnie daje mu się we znaki – zarechotała.
- To cudowna kobieta. Wprowadza do życia mojego ojca trochę słońca i radości. Nie wiem jak się jej odwdzięczę. O czym gadacie?
- O chłopakach – odparła Irma. – Zastanawiamy się, co ucieszy Benzemę.
- Chciałabym zrobić mu jakąś niespodziankę. On ciągle daje mi prezenty, zaprasza w ciekawe miejsca, a ja nie mogę mu się odwdzięczyć. Masz jakiś pomysł?
- Sama nie wiem – odparłam, wzruszając ramionami. – Naprawdę jesteś z nim szczęśliwa?
- Aśka, co ci jest?
- Nie masz wrażenia, że on cię wykorzysta i porzuci? Przecież to sławny piłkarz, ma wszystko, może mieć każdą. Nie zastanawia cię, dlaczego zainteresował się właśnie tobą, biedną studentką z Polski?
- Dobrze się czujesz? – zapytała Klaudia, przykładając mi rękę do czoła.
- Ktoś tu się zakochał… - zapiszczała Irma, zabawnie ruszając brwiami. Razem z Klaudią spojrzałyśmy na nią, nie wiedząc o co chodzi.
- Zakochałaś się w Pipicie? – zapytała Klaudia, wyraźnie zaskoczona.
- Oszalałaś? – odparłam i zdzieliłam ją po ramieniu.
- Nie w nim – kontynuowała swoje wywody moja argentyńska koleżanka. – W Cristiano.
Klaudia usłyszawszy tą nowiną, wypluła do szklanki całą wodę, którą miała w swoich ustach. Zdegustowana wytarłam krople, które niespodziewanie znalazły się na moim policzku i postukałam się palcem w czoło, aby dać koleżankom do zrozumienia w jak wielkim są błędzie.
- Nie udawaj. Klaudia to twoja przyjaciółka. Powiedz jej co zaszło.
Zrobiło mi się głupio, bo była w tym prawda. Klaudia była moja przyjaciółką i zasługiwała na to, aby jej o wszystkim opowiedzieć. Strasznie źle się czułam, gdyż nie przywykłam do takich wylewnych wyznań, ale cóż… Potrzebowałam rozmowy, damskiej porady, więc otworzyłam się przed dziewczynami i opowiedziałam im o wszystkich moich spotkaniach z Cristiano, począwszy od tego w domu, kiedy przyłapała nas Irma, o imprezie w jego domu, o ponownym spotkaniu w tej kuchni oraz o Irinie, którą spotkałam kilka dni temu.
- Co powinnam zrobić? – zapytałam.
Klaudia nie umiała mi odpowiedzieć na pytanie. Była w tak wielkim szoku, że buzia prawie w ogóle jej się nie zamykała, patrzyła na mnie wielkimi oczami i co chwilę powtarzała: to niemożliwe.
- Irina to wiedźma – powiedziała Irma. – Poznałam ją, ale nie mamy ze sobą zbyt wielkiego kontaktu. Ta kobieta wie czego chce i nigdy nie oddaje tego, co jej się należy. Ona uważa, że Cris jest jej własnością, dlatego tak o niego zabiega. Boi się, że któregoś dnia ktoś go jej odbije, dlatego cię spławiła. Naiwnie myśli, że po ślubie Cris się ustatkuje, ale wszyscy wiedzą, że to tylko wymysły jej bujnej wyobraźni.
- Ale ja przecież niczego nie chcę od Cristiano – rzekłam, upijając łyk ziołowej herbaty, którą podała mi Irma. – Jest przystojny, podoba się kobietą, mi również, ale nie jest w moim typie.
- To nieważne. Jesteś śliczną dziewczyną, kto wie, czy nie ładniejszą od niej samej, dlatego się boi.
- Ale ty, Irma, brednie wygadujesz! Ja? Ładniejsza?
- Oczywiście, że tak – zawtórowała Argentynce, Klaudia. – Spójrz na nią – rzekła, podsuwając mi pod nos gazetę, na okładce której była uśmiechnięta Irina. – Tu botoks, tu lifting – zarechotała. – Żartuję, ale zobacz jaka ona jest sztuczna, jest taka hm… „zrobiona”. Ty jesteś naturalną, śliczną dziewczyną, więc to nic dziwnego, że podobasz się Cristiano. Widocznie nie jest taki jak wszyscy mówią i szuka w kobietach czegoś więcej niż dużych cycków, zgrabnej pupy i wydatnych ust.
- Mam mętlik w głowie. Po co to wszystko mi było? – powiedziałam, łapiąc się za głowę. – A to wszystko twoja wina, Irma, bo wszystko zaczęło się na tej imprezie. Kto by pomyślał, że będę znała Cristiano Ronaldo. Znajomi z liceum, by mnie wyśmiali jakbym im oznajmiła, że Gwiazdor za mną szaleje – zaśmiałam się. – O ile mówił szczerze.
- A nie możesz poprosić Pipity, aby wybadał sytuację?
- Głupio mi.
- Ej, ale Karim ma lepszy kontakt z Crisem. Są najlepszymi przyjaciółmi. Klaudia, poproś Benzemę, aby z nim pogadał.
- Spróbuję. A skoro mowa o Karimie, to może powrócimy do naszego pierwotnego tematu i powiecie mi, co za niespodziankę mam mu zrobić.
Irma rzuciła jakąś uwagę, prawdopodobnie zbereźną, aczkolwiek nie byłam pewna, bo całkiem się wyłączyłam. Znów przejmowałam się czymś, co w ogóle nie powinno zawracać mojej głowy. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam do swojego pokoju. Miałam tego serdecznie dość!

- Pani Joasiu, a może znalazłaby pani dla mnie więcej informacji dotyczących tego pisarza? – powiedziała młoda dziewczyna, siedząca w czytelni. Lubiłam pomagać gimnazjalistom i licealistom w pisaniu referatów i esejów. Byłam humanistką, więc nie było to dla mnie żadnym problemem. Dzięki temu czułam się pomocna i choć na chwilę zapominałam o problemach życia codziennego.
Skinęłam głową i ruszyłam między półki, aby poszukać innych informacji dotyczących Szekspira. Wróciłam po kilku minutach z nową książką.
- Ostatnio sama przeglądałam tę książkę, bo bardzo mnie zainteresowała. Jest tutaj wiele ciekawostek – rzekłam.
- Dziękuję. A mam jeszcze pytanie. Znalazłaby pani dla mnie czas w przyszły poniedziałek? Muszę zrobić prezentację maturalną, ale nie mam zielonego pojęcia, jak się do tego zabrać.
- Oczywiście, nie ma problemu. Przynieś tylko ze sobą swój temat oraz bibliografię. Razem coś poradzimy – odparłam z uśmiechem.
- Dziękuję.
- Jakbyś mnie jeszcze potrzebowała, to jestem w dziale z botaniką. Muszę zrobić tam porządek. – Dziewczyna pokiwała głową, a ja wziąwszy duży wózek na kółkach, poszłam w kierunku książek roślinnych.
Jeszcze dzisiaj musiałam zrobić zakupy, bo dziewczyny były tak zajęte swoimi chłopakami, że w ogóle nie myślały o przyziemnych sprawach. Nie ma co, wpadłam jak śliwka w kompot. One się świetnie bawiły, spacerowały po romantycznych kamienicach Madrytu, oglądały filmy w kichach samochodowych, skulone w ramionach swoich wybraków, chodziły na pyszne kolacje i spacery przy blasku księżyca, a ja? Czy mi się nic od życia nie należało? Też miałam ochotę przejść się po Madrycie, też chciałam oglądać nowe filmy, zajadać się hiszpańskimi potrawami, ale co to za przyjemność robić to wszystko w samotności? Klaudia i Irma chyba miały racje, może powinnam znaleźć sobie jakiegoś chłopaka, który odkrywałby ze mną wszystkie sekrety i tajemnice tego romantycznego miasta. Tęskniłam za miłością. W zasadzie nigdy jej nie doznałam, Aleksandra traktowałam jako dobrego przyjaciela. Podobnie jest z Gonzalo. A co z pocałunkami, z pieszczotami, przytulaniem? To wszystko było takie piękne i czekałam na to z utęsknieniem, ale co mogłam poradzić? Samotność chyba była mi pisana.
Z tych tragicznych i jakże smutnych rozmyślań, wyrwały mnie szmery i głośne szepty dobiegające z centralnej części biblioteki. Mając nadzieję, że młodzież przypomni sobie o zasadach panujących w tym miejscu, dalej wykładałam i segregowałam książki w dziale botanicznym. Jednak, kiedy hałas zaczął narastać, wyjrzałam zza regału i moim oczom ukazała się sylwetka Cristiano. Wokół niego zgromadziło się kilka osób proszących o autograf i zdjęcie, ale do moich uszu dochodziły już tylko wypowiadane przez niego pytania: „pracuje tu Joanna Bosacka? znacie Joasię? gdzie ona jest?”. Wówczas zobaczyłam jak dziewczyna, z którą rozmawiałam kilkanaście minut wcześniej, wskazuje palcem regały, za którymi się ukrywałam. Przywarłam do nich plecami, wstrzymując oddech.
Błagam, niech on tutaj nie idzie. Wszędzie, ale nie tu. Błagam!
- Cześć – przywitał się radośnie, zaglądając zza półki.
- O, cześć. Co tutaj robisz?
- Szukam cię, bo musimy pogadać.
O nie, znowu? Nasze rozmowy nigdy nie zwiastowały niczego dobrego.
- Chciałem przeprosić za moje zachowanie. Zachowałem się niewłaściwie.
- Trudno się nie zgodzić. Przeprosiny przyjęte. Przepraszam, ale ja tutaj pracuję – powiedziałam, lekko odpychając go ze swojej drogi. Wróciłam za ladę, gdyż zauważyłam, że kilka osób chce wypożyczyć książki. Za wszelką cenę chciałam skupić się na pracy, ale nie mogłam, gdyż Cris usiadł przy jednym ze stołów i bacznie mnie obserwował. Kiedy na niego spoglądałam, uśmiechał się do mnie przyjaźnie.
Czego on chce?
- Chcesz coś wypożyczyć? – zapytałam, układając książki znajdujące się za jego plecami.
- Nie żartuj – zaśmiał się. – Pomyślałem, że może dzisiaj dasz się namówić na kolację.
- Przykro mi, mam już plany. Idę z dziewczynami do kina – skłamałam, co Cris przyjął wielkim, niepohamowanym wręcz śmiechem. Spojrzałam na niego pytająco, gdyż nie wiedziałam, co wywołało u niego taki wybuch radości.
- Kłamczuszka z ciebie – zaśmiał się. – Gadałem z Karimem. Wiem, że wybierają się we czwórkę do Luna Parku.
Zarumieniłam się. Przyłapał mnie na kłamstwie. I jak tu teraz wyjść z sytuacji z twarzą?
- Dobra, skoro tak się wzbraniasz przed tą kolacją, to może dasz się odwieść do domu. To chyba nic złego.
- Cristiano, nie chciałabym być niegrzeczna, ale ja nie jestem zainteresowana twoimi zalotami.
- Czym? Zalotami? – wyśmiał mnie. – Z którego wieku jest twoje słownictwo?
- To było niegrzeczne z twojej strony – powiedziałam, odwracając się na pięcie.
- Dobra, dobra, przepraszam. – Wyrósł przede mną, ni z tego, ni z owego, i chwyciwszy mnie za rękę wydukał przeprosiny. – To co, zaczekam na ciebie. O której kończysz?
- Za godzinę, ale to naprawdę nie jest konieczne.
- Okay, wpadnę za godzinę. Tylko mi nie uciekaj – dodał z uśmiechem i wyszedł z biblioteki. Spojrzałam na twarze czytelników. Dostrzegłam uśmiechy, ale i wielkie zdziwienie. Cristiano Ronaldo w miejskiej bibliotece. Takie rzeczy tylko w moim życiu!
Przez resztę czasu zastanawiałam się, czy Cristiano, aby na pewno zjawi się pod miejscem mojej pracy o wyznaczonej porze. Dla mojego dobra lepiej byłoby jakby tego nie zrobił. W zasadzie dlaczego ja mu się nie postawiłam? Dlaczego ja nie mam takiej siły przebicia? Dlaczego on mnie tak onieśmiela? Przecież to zwykły facet, tyle że sławny i bardzo przystojny!
Spojrzałam na zegarek. Równo osiemnasta. Biblioteka była pusta od dobrych dwudziestu minut. Rozejrzałam się wokoło, wszędzie panowała cisza i spokój. Chciałam tam zostać, zaszyć się w kącie. Nie wychodzić i nie sprawdzać, czy Gwiazdor czeka na mnie na zewnątrz. Ale nie mogłam. Założyłam granatowy sweterek i przewiesiłam brązową torbę przez ramię. Trzeba było stawić czoła człowiekowi, który nie pozwalał mi od siebie odpocząć, który uczepił się mnie jak rzep psiego ogona i nie chciał puścić. Modliłam się, aby nie śledzili go paparazzi, aby nikt nie zrobił nam żadnych zdjęć, aby Irina nie dowiedziała się o wszystkim.
Niepewnie schodziłam po kamiennych schodach, rozglądałam się i w tłumie ludzi próbowałam wyszukać Cristiano. Nie było go. NIE BYŁO! Moje modlitwy zostały wysłuchane, wielki kamień spadł mi z serca, odetchnęłam z ulgą i z zadowoloną miną ruszyłam w kierunku przystanku autobusowego.
- Asia! – Nagle usłyszałam za sobą lekko stłumiony, aczkolwiek znany mi głos, należący do Gwiazdora. Odwróciłam się i ujrzałam wysokiego mężczyznę w czarnym kasku na głowie. – Nie widziałaś mnie? Machałem do ciebie.
- Przepraszam, nie zauważyłam. A co ty masz na głowie? To taki kamuflaż?
- Kamuflaż? – zaśmiał się. – Nie, to ochrona. Dla ciebie też mam. Jak ci się podoba mój rumak? – zapytał, odsuwając się na bok. Przed moimi oczami stanęła potężna maszyna, czarno-niebieski motocykl, który wyglądał równie groźnie co spuszczony ze smyczy, wściekły pies.
- To jakiś żart, tak?
- Nie, no co ty. Za dziesięć minut będziemy pod domem.
- Ja na to nie wsiądę. Zapomnij, Cristiano. Dziękuję ci za dobre chęci, to był bardzo miły gest z twojej strony, ale ja wrócę do domu autobusem. Dzięki za odwiedziny. Na razie.
- Ale poczekaj! – powiedział, chwytając mnie za nadgarstek. – Będę ostrożny. Nie bój się. – Cris pociągnął mnie w stronę motoru. Opierałam się, nie chciałam jechać tym pojazdem. Bałam się. Bałam się jak jasna cholera! – Nic ci się nie stanie.
- Wiesz jak się mówi na motocyklistów? Dawcy narządów! Ja, póki co, bardzo lubię swoje narządy i nie mam zamiaru się z nimi rozstawać. Innym razem, Cris. Pa!
Nie zaszłam daleko, bo Cris pociągnął mnie za sobą i nałożył mi na głowę kask.
O Boże!
Nie mogłam już nic więcej powiedzieć. Usiadłam na motorze, a Cristiano przede mną.
- Trzymaj się mocno. Złap mnie mocno w pasie – powiedział, a ja spełniłam jego polecenie. – Mocniej, bo spadniesz! – zaśmiał się.
Nie jestem w stanie opisać tego, co działo się później. Strach totalnie mnie sparaliżował. Zamknęłam oczy, mocno zacisnęłam powieki, w myślach powtarzałam wszelkie, znane mi modlitwy i krzyczałam na każdym zakręcie! Cris pędził z prędkością światła, czułam tylko potwornie zimny wiatr, słyszałam klaksony innych samochodów, kiedy ten idiota wymijał wszystkich na pełnym gazie. Przejeżdżał nawet na czerwonym świetle! Błagałam Boga, aby ten koszmar się skończył. Pragnęłam, aby Cristiano zatrzymał się w korku lub chociaż na świetle, ale nic takiego nie nastąpiło. Byłam przerażona, powoli żegnałam się z życiem i obiecałam sobie, że już nigdy, NIGDY, PRZENIGDY, nie wsiądę na to szatańskie urządzenie!
Kiedy poczułam, że stoimy, i kiedy Cris oznajmił mi, że jesteśmy na miejscu, jak oparzona zeskoczyłam z motocyklu i padłam na ziemię, aby poczuć grunt pod nogami. Wówczas zalała mnie wielka niczym tsunami fala nienawiści, która skierowana była tylko w jedną osobę.
- Ty! – Zwinnym ruchem ściągnęłam z głowy kask i pewnym krokiem ruszyłam na Cristiano. – Oszalałeś?! Życie ci niemiłe?! Jesteś nienormalny, mogłeś nas zabić, mogłeś spowodować śmiertelny wyparek, mogłeś poturbować innych, niewinnych ludzi! Czy ty czasami myślisz?! – mówiłam bez tchu, nerwowo machając rękoma we wszystkie strony. Wreszcie rzuciłam w niego tym przeklętym kaskiem i kontynuowałam. – Rób ze swoim życiem to co ci się jawnie podoba, skacz ze spadochronem, pływaj z rekinami, zamknij się w klatce z tygrysem, ale od mojego życia się odczep, jasne?! Zostaw mnie w spokoju i nie zbliżaj się do mnie z tą maszyną! – krzyknęłam, kopiąc w przednie koło motocyklu. Spiorunował mnie wzorkiem, ale chyba bardziej zszokowany był moim zachowaniem niż faktem, że demoluję mu sprzęt.
Zacisnęłam pięści i uderzając nimi w powietrze, wydobyłam z siebie przeraźliwy krzyk. Zaraz potem szybkim krokiem poszłam w kierunku domu, co jakiś czas odwracając się za siebie, aby upewnić się, że ten motocykl zaraz zejdzie mi z oczu. Widziałam zdezorientowanego Crisa, stojącego na samym środku dziecińca kampusu, nie mogącego wykonać żadnego ruchu. Przyglądał się minom pozostałych studentów, równie zszokowanym jak on sam.
   Nie zwalniając tempa wróciłam do Gwiazdora, bo przypomniałam sobie, że w schowku schowana jest moja torba. Bez słowa wyjęłam ją z środka i spiorunowałam Cristiano od stóp, po czubek głowy. Ponownie kopnęłam w koło, ale tym razem tylne – dla równowagi, i nie odwracając się za siebie poszłam do domu.

05. Irina jest, była i będzie!

Dni mijały, a ja nie mogłam zapomnieć o incydencie z imprezy Crisa. Bardziej niż o samym pocałunku, który zostawił na moich ustach, myślałam o tajemniczej dziewczynie, która prawdopodobnie nas na nim przyłapała. Pogrzebałam w sieci (aczkolwiek nie musiałam długo szukać) i dowiedziałam się, że ową dziewczyną była Irina Shayk, jego narzeczona.
Cała ta sytuacja nie dawała mi spokoju. Z jednej strony nie powinnam była się przejmować, bo to nie ja go pocałowałam, nie ja tego chciałam i w zasadzie w ogóle nie powinnam czuć się winna. Jednak coś sprawiało, że miałam potworne wyrzuty sumienia! Mogłam zniszczyć ich związek – choć to Cristiano go niszczył za każdym razem, kiedy Irina opuszczała Madryt. Musiałam się uspokoić i zapomnieć o całej tej sytuacji. Media milczały na ten temat, sporadycznie pisano o kolejnych romansach Gwiazdora, których w żaden sposób nie potwierdzano. Nie piśnięto nawet słówkiem o zerwaniu zaręczyn. Cieszyło mnie to, ale z drugiej strony bardzo chciałam się dowiedzieć, jak potoczyły się losy tej dwójki po moim wyjściu z imprezy. Nie mogłam zapytać dziewczyn, ani Gonzalo, bo zaraz zaczęłyby się domysły, plotki i głupie komentarze z ich strony.
Boże, dlaczego ja się tak tym wszystkim przejmuję?
Odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania przyszyły szybciej niż sądziłam, bowiem już tydzień później w moim mieszkaniu znów pojawił się Cristiano. Na moje nieszczęście byłam sama. Dziewczyny pojechały ze swoimi chłopakami do kina, a ja nie chcąc zostać przyzwoitką, postanowiłam zostać w domu i trochę się pouczyć.
Piłkarz rozsiadł się na krześle w kuchni i ze znudzoną miną kartkował moje podręczniki. Zaproponowałam mu coś do picia, na co odparł tylko, że wszystko mu jedno. Coś go trapiło. I skoro specjalnie się z tym nie krył, skoro zauważyłam to nawet ja, czyli osoba całkowicie mu obca, to musiało być coś na rzeczy. Chciałam zadać mu pytanie odnośnie samopoczucia, tata zawsze powtarzał mi, aby pomagać ludziom, ale miałam wewnętrzną blokadę przez którą nie mogłam się przebić. Sumienie mówiło mi, że Cristiano nie zrozumie moich intencji, pomyśli, że się wtrącam, a wówczas wyniknie z tego nieprzyjemna sytuacja, której za wszelką cenę chciałam uniknąć.
- Strasznie to trudne – powiedział nagle, kartkując kolejne książki. – Po co ci to?
- Chcę zostać znawcą sztuki. Wykształcenie w dzisiejszych czasach jest bardzo ważne. 
- Mam nieco inne zdanie na ten temat – rzekł, zamykając książkę.
- Bo masz talent i zarabiasz nim na życie. Być może właśnie dlatego nie interesuje cię przyszłość. Pieniądze, które zarobiłeś do tej pory z pewnością wystarczą ci do końca życia. Zapewne pożytek z nich będzie miała cała twoja rodzina. A ja, zwykły śmiertelnik, będę każdego dnia walczyć o swoje „być albo nie być”.
- Dlaczego mnie atakujesz? Nic złego nie powiedziałem.
- Słucham? – Rzeczywiście za ostro zareagowałam. – Oj, przepraszam cię, tak mi się wyrwało – powiedziałam, zatykając buzię dłonią. Zrobiło mi się strasznie głupio.
- Daruj sobie. Dobrze wiem jakie masz o mnie zdanie – odparł, upijając łyk wody, którą mu podałam. Bacznie mi się przyglądał, lecz ja uciekałam wzrokiem po ścianach kuchni. Wszystko po to, aby nasze spojrzenia się nie spotkały, bo mogłam zatracić się w jego pięknych, czekoladowych oczach. – Wszyscy myślicie, że skoro jestem przystojny, bogaty i dobrze gram w piłkę, to jestem zakochanym w sobie bucem.
- A nie jest tak?
- Nie – wyszeptał, nachylając się nad stołem, przez co był bardzo blisko mnie. Poczułam jakieś dziwne deja vu, gdyż ostatnim razem, kiedy siedzieliśmy przy tym stole, sytuacja wymknęła się spod kontroli. – Ja też mam uczucia – dodał, gładząc moje blond loki. – Jestem wrażliwym chłopakiem.
Wszystko – moja dusza, moje ciało, mój umysł, mówiło mi, aby się z tego jakoś wywinąć, aby uciec do łazienki, pokoju. Gdziekolwiek! Nie mogłam pozwolić sobie, ani przede wszystkim Cristiano, na tego typu zabawy! Ja nie mogłam zakochać się w Gwiazdorze, a on we mnie. Przecież ma dziewczynę, każde z nas ma swoje życia, swoje światy, które tak potwornie się od siebie różnią.
- Cristiano, ja… - powiedziałam, odsuwając się od niego. Zrobił zrezygnowaną minę i opadł na oparcie krzesła. Unosząca się w powietrzu chemia zniknęła, bo kiedy otworzyłam okno zrobił się przeciąg i wszystkie feromony odleciały.
- Przyszedłem pogadać – rzekł. Zastanawiało mnie, o czym może chcieć pogadać ze mną najsławniejszy piłkarz tego globu. Wówczas przypomniałam sobie, że przecież widziała nas Irina. A może jednak nie widziała, i chce poprosić mnie o milczenie? Tak, to bardzo w jego stylu. – Właściwie to nie wiem od czego zacząć, Asiu.
Wow, znał moje imię. A to ci niespodzianka!
Cristiano stanął blisko mnie, tuż przy oknie. Czułam zapach jego wody kolońskiej. Musiałam przyznać, że bardzo spodobała mi się ta woń. Była intensywna i seksowna, dokładnie taka jak on.
- To, co teraz powiem, może wydać ci się szokujące i zapewne sobie pomyślisz, że żartuję, czy coś w ten deseń… Musisz wiedzieć, że bardzo często o tobie myślę – rzekł, łapiąc mnie za ramiona. Jego twarz niebezpiecznie zbliżała się w moją stronę. Znów spanikowałam! Znów musiałam to przerwać, ale kiedy przypomniałam sobie słodki smak jego pocałunków, to tak mocno za nim zatęskniłam, że nie mogłam. Po prostu nie mogłam się odsunąć! – Jeszcze żadna dziewczyna tak bardzo nie zakręciła mi w głowie jak ty. Dlaczego?
Jeśli to było pytanie do mnie, to chyba nie oczekiwał na nie odpowiedzi. W tej chwili on mnie pyta, dlaczego mu się podobam? W takiej chwili, kiedy ja nie myślę o niczym innym, jak o jego malinowych ustach?
- Dałabyś się zaprosić na kolację? – zapytał, niemalże szeptem, budując tym samym niesamowicie sensualną atmosferę, którą przesiąkałam od stóp aż po czubek głowy. Byłam tak rozpalona, że do głowy zaczęły przychodzić mi, co najmniej dziwne myśli.
Kolacja, kolacja…
Gdyby to tylko ode mnie zależało, to poszłabym na nią choćby zaraz, aczkolwiek było dopiero południe. Ale musiałam zmusić mój mózg do myślenia, musiałam zmusić go, aby powrócił na swoje miejsce, podłączył wszystkie swoje kabelki i zaczął racjonalnie myśleć!
- Cris… A Irina? – zapytałam, głośno przełykając śliną, a następnie zwilżając językiem zaschnięte usta. Gwiazdor zrobił to samo, poczym cwanie się uśmiechnął.
- Irina, Irina… Irina jest, była i będzie. Nie myślmy o niej.
Jedno jego zdanie spowodowało, że mój mózg przypomniał sobie, czym jest myślenie. Irina była, jest i będzie. BĘDZIE! A to znaczy, że skoro ona będzie, to Asi – niestety – NIE BĘDZIE!
- Nie można mieć wszystkiego – powiedziałam, odsuwając się od niego i siadając na wcześniej zajmowanym przeze mnie krześle. Cały czar prysł! Po raz kolejny moje zdanie na temat Crisa się potwierdziło. – Zapewne jesteś już przyzwyczajony do tego, że możesz sobie wszystkich podporządkowywać. Jesteś jak marynarz- masz dziewczynę w każdym porcie. Ale mnie mieć nie będziesz. Nie jestem pierwszą lepszą, jasne? A teraz idź już, bo mam dużo nauki.
- Żartujesz? – zapytał zdziwiony. Patrzenie na jego rozdziawioną buzię sprawiało mi ogromną przyjemność. – Nie chcesz się ze mną umówić? Nie chcesz mieć tego? – rzekł, wskazując na swoją twarz oraz umięśnione ciało.
- Mam inne priorytety. A poza tym nie jesteś w moim typie – powiedziałam, na co Cris tylko prychnął. Ściągnął z oparcia swoją skórzaną kurtkę i wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami.
Ups, czyżby pierwszy raz dostał kosza?

Moja praca w bibliotece przebiegała bezproblemowo. Bardzo mi się tam podobało. Przychodziło tam wielu młodych ludzi, którzy byli niezwykle sympatyczni. Początkowo przymykali oko na moje potknięcia i wszelkie niedociągnięcia, stali goście starali mi się w jakiś sposób pomagać, abym nie gubiła się w gąszczu półek z książkami. Z czasem nauczyłam się wszystkiego i wówczas znałam całą bibliotekę jak własną kieszeń. Nawet udało mi się dostać kilka pochwał od kierowniczki. Była zadowolona, że czytelnicy wyrażają o mnie pochlebne zdanie, i że tak szybko zaaklimatyzowałam się w nowym miejscu.
Pośpiesznie wpisałam godzinę swojego wyjścia do księgi i chwyciwszy torebkę wybiegłam z biblioteki, aby pobiec na pobliską ulicę Gran Via, gdzie umówiłam się z Gonzalo. Byłam spóźniona pięć minut, a strasznie nie lubiłam się spóźniać. Sama chciałam, aby szanowano mój czas, więc i ja chciałam szanować czas innych. Tego nauczył mnie tata.
- Cześć, strasznie cię przepraszam  – wydyszałam, dając mu dwa buziaki w policzki. – Mam nadzieję, że nie czekasz zbyt długo.
- Pierwszy raz widzę, aby ktoś tak się przejmował pięciominutowym spóźnieniem. Opanuj się, kobieto – zaśmiał się. – Zamówiłem ci wodę z cytryną, może być?
- Idealnie – odparłam, zajmując wolne krzesło. Pogoda była bajeczna, więc miło było napić się czegoś zimnego na świeżym powietrzu, w towarzystwie osoby, którą się lubi. – Po co chciałeś się spotkać?
- A to musi być jakiś powód, aby dwójka znajomych się spotkała?
- No… nie, ale myślałam…
- Nie myśl za wiele, Asiu. Nie wszyscy ludzie są interesowni.
- Wiem, przepraszam.
- I przestań mnie wreszcie przepraszać – zaśmiał się.
Musiałam przyznać, że popołudnie spędzone z Gonzalo było naprawdę urocze. Nigdy nie miałam zbyt wielu przyjaciół w osobie płci męskiej, bo zawsze wydawało mi się, że to prowadzi tylko do jednego. A ja nie byłam najlepsza w te klocki, zresztą mój jedyny chłopak – Aleksander – mógłby coś na ten temat powiedzieć. Dlatego też wolałam unikać bliższych kontaktów z mężczyznami. Jednak co do Gonzalo się pomyliłam, bo on widział we mnie jedynie przyjaciółkę, i dzięki temu zaczynałam wierzyć w przyjaźń damsko-męską.
- I wtedy moja mama weszła do pokoju i zobaczyła te wszystkie plakaty wiszące w moim pokoju. Złapała się za głowę i kazała mi to wszystko natychmiast posprzątać. Pogroziła palcem i zagroziła nawet karą – zaśmiał się siarczyście Gonzalo, opowiadając mi historię ze swojego dzieciństwa. – Moja mama jest kapitalna. Na pewno by cię polubiła. Szkoda, że mieszka w Argentynie.
- Ale widujecie się?
- Oczywiście. Jeżdżę do domu w każde święta oraz w wakacje. Rodzina jest dla mnie najważniejsza.
- Mam podobnie. Też wybieram się na Boże Narodzenie do taty. Muszę go odwiedzić.
- Pipta! – Za swoimi plecami usłyszałam melodyjny, żeński głos. Odwróciłam się i ujrzałam zmierzającą w naszym kierunku wysoką brunetką. Dopiero, kiedy podeszła bliżej rozpoznałam w niej Irinę!
O Matko Boska, i co teraz?!
- Cześć, Pipa – przywitała się, całując chłopaka w policzki. – Co słychać? Ostatnio nie mieliśmy okazji zamienić ze sobą nawet jednego słowa. Mogę się przysiąść? – zapytała, wskazując na wolne krzesło.
- Jasne, jasne, siadaj. U mnie wszystko w porządku. Relaksuję się przez wyjazdem do Walencji. Jutro mecz. A co u ciebie? Słyszałem, że byłaś w Paryżu.
- Tak, miałam pokaz, ale na szczęście już wróciłam. Nie przepadam za Francją.
- Nie powtarzaj tego Karimowi – zaśmiał się, a dziewczyna mu zawtórowała.
- Za kilka dni jadę do Kenii. Zmęczona jestem tym wszystkim. Chyba potrzebuję urlopu.
- Niebawem święta, więc na pewno pojedziecie z Crisem na Maderę czy coś. – Kiedy tylko Gonzalo wspomniał o swoim przyjacielu, Irina posłała mi srogie spojrzenie, aczkolwiek zatuszowała je słodkim uśmieszkiem. Nie wzbudziła żadnych podejrzeń u Argentyńczyka, natomiast ja przeraziłam się nie na żarty! – Czy wy się w ogóle znacie? – rzekł nagle Gonzalo, przypominając sobie o mojej obecności. – To Irina, dziewczyna Cristiano, a to Asia, moja znajoma.
- Miło mi – powiedziała.
- Muszę skoczyć do toalety. – Gonzalo wstał od stołu. – Wracając kupić ci coś do picia? – zapytał Irinę.
- Może być woda. Muszę dbać o linię – zaśmiała się.
Zostałyśmy same. Początkowo Irina bawiła się swoim telefonem komórkowym, a ja wypatrywałam nadchodzącego Gonzalo. Pragnęłam, aby wrócił do stolika. Jak mógł mnie tutaj zostawić! Ah tak, przecież on o niczym nie wiedział!
- A więc interesujesz się moim Crisem… - powiedziała nagle Irina, w ogóle na mnie nie patrząc.
- Słucham?
- Nie udawaj głupiej. – Nasze oczy się spotkały. Nie sprawiała dobrego ważenia. Na zdjęciach w Internecie wyglądała na sympatyczną, a tutaj była zupełnie inna. Zresztą czemu ja się dziwię. Przecież chodzi o jej faceta – Gwiazdora, którego chciałaby mieć każda. – Widziałam was na tej imprezie.
- To nie tak…
- Nie przerywaj mi. Jestem jego narzeczoną i nie życzę sobie żadnych romansów, jasne? Wiem, że nie jest mi wierny, bo gazety niejednokrotnie donosiły o jego skokach w bok, ale jak staniemy na ślubnym kobiercu to to się skończy. Nie pozwolę, aby dłużej tak mnie traktował – powiedziała stanowczym tonem, zakładając włosy za ucho. – Wyglądasz na miłą i skromną dziewczynę. Nie pasujesz do jego świata. Cris cię skrzywdzi, jeśli będziesz brnęła w jego chore gierki. On potrzebuje mocnej dziewczyny, która zniesie wieczny odstrzał mediów. Ty jesteś za delikatna.
- Ale ja wcale nie miałam zamiaru romansować z Cristiano. Jestem daleka od tego, bo nie przyjechałam do Madrytu, aby spotykać się z mężczyznami.
- Nie ważne po co tutaj przyjechałaś. Cris jest na tyle cwany, że omami cię i nawet nie będziesz wiedziała jak i kiedy. Uważaj na niego, ostrzegam się. Tu już nie chodzi o mnie, ale o ciebie. On cię wykorzysta i porzuci. Będziesz cierpieć i Madryt, który tak ci się podoba – powiedziała, zerkając na moją koszulkę, na której widniał napis „I love Madrid” – przestanie ci się dobrze kojarzyć. Zaufaj mi.
Przez chwilę analizowałam każde słowo, które padło z ust Iriny. Znała Crisa lepiej ode mnie i zapewne wiedziała, co mówi. Ale czy nie było to na pokaz, tylko po to, abym odczepiła się od Gwiazdora? Zresztą nad czym ja się jeszcze zastanawiam? Cristiano to dla mnie zakazany owoc, on jest zajęty, a ja nie mam prawa wchodzić między niego i Irinę. Nie tego uczył mnie tata. Nie chcę go widzieć na oczy, nie chcę się z nim spotykać, nie chcę mieć z nim do czynienia! Koniec i kropka.
- Jestem, dziewczynki – powiedział Gonzao, siadając na swoim miejscu i stawiając przed modelką szklankę z przezroczystym płynem. – O czym rozmawiałyście? Mam nadzieję, że o mnie – zaśmiał się.
- Asi spodobała się moja torebka – powiedziała Irina, pokazując chłopakowi śliczną, kremową torebkę z logo najlepszego dyktatora mody. – Mówiłyśmy o tym jak droga była i o tym, że Asi nigdy nie będzie na nią stać.
A to żmija!
W zasadzie miała rację. Nigdy w życiu nie będzie mnie stać na taką torebkę. Aczkolwiek mogła sobie odpuścić te kąśliwe uwagi.
- No ładna, ładna, nawet bardzo. Podoba ci się?
- Tak, jest bardzo ładna – odparłam, nawet nie patrząc w jego stronę. Musiałam skłamać.
- A kiedy masz urodziny? – zapytał, zanosząc się śmiechem. Niczego od niego nie chciałam, a zwłaszcza takiej torebki, która w gruncie rzeczy nie była w moim stylu.
- Przestań, Pipa! – wtrąciła się Irina. – Kobiety lubią niespodzianki! Niepotrzebna jest okazja, aby sprawić taki prezent ukochanej lub przyjaciółce – dodała z uśmiechem.
Sama nie wiedziałam, o co teraz chodzi tej dziewczynie.
- Dobra Gołąbeczki, będę lecieć – rzekła, wstając. – Trzymaj się, Pipa– dodała, całując w policzek piłkarza. – Miło było. Trzymajcie się!
- Fajna z niej dziewczyna – rzekł Gonzalo, kiedy Irina zniknęła nam z pola widzenia. Upił łyk wody ze swojej szklanki i poprosił kelnera o rachunek.
- Tak, bardzo – odparłam, całkowicie nie przekonana do swoich słów.
- Naprawdę podobała ci się ta torebka? Nie była w twoim stylu.
   - Nie. Powiedziałam tak, aby sprawić jej przyjemność. Chodźmy już, jakoś źle się poczułam.