17. Epilog
Ciężko było mi się rozstać z
Madrytem: z moją uczelnią, z biblioteką, w której pracowałam, z dzieciakami ze
szpitala, z Irmą, Klaudią, no i przede wszystkim z Gonzalo. Bardzo długo
staliśmy na lotnisku w miłosnym uścisku. Przyrzekliśmy sobie, że będziemy razem
bez względu na dzielące nas kilometry. Nie popierałam związków na odległość,
ale dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że czasami jest to konieczność. I podziwiałam
tych wszystkich ludzi, którzy żyli w ten sposób, bo nie była to łatwa sprawa.
Już teraz to wiedziałam, mimo iż nie wsiadałam jeszcze do samolotu.
- Będę za tobą tęsknić –
powiedział. – Jak wariat.
- Ja za tobą też. Jak znajdziesz
chwilkę, to mógłbyś mnie odwiedzić w Polsce. W końcu sezon się skończył i masz
wolne.
- Może wpadnę po powrocie z
Argentyny. Coś wymyślimy.
- Ten rok szybko zleci.
Postanowiłam, że wrócę do Polski
na rok. Wzięłam urlop dziekański, bo wpadłam na genialny plan. Chciałam pójść
do pracy i zarobić możliwie jak najwięcej. A wszystko po to, aby za rok wrócić
do Hiszpanii razem z tatą. Wynająć jakieś małe, urocze mieszkanko z widokiem na
miasto i zaprosić do Madrytu tatkę oraz panią Zosię. Gonzalo obiecał, że mi
pomoże. Nie chciałam od niego brać całej sumy na dom, bo to nie byłoby w
porządku. Chciałam mu pokazać, że umiem o siebie zadbać. Wiadomo, że sama nie
zarobiłam na super mieszkanie, w którym każdy miałby kąt dla siebie, dlatego
Gonzalo chciał mi pomóc, aby podnieść standard życia moim bliskim.
- Zadzwonię do ciebie jak
wyląduję. Trzymaj telefon blisko siebie.
- Oczywiście. Prawdopodobnie
pojadę do Irmy i Klaudii, bo nie chcę być teraz sam – powiedział, puszczając
oczko do dziewczyn stojących nieopodal.
- Muszę iść – rzekłam. Mocno
wtuliłam się w jego ramiona. Było mi tak dobrze, że aż łza mi się w oku
zakręciła na myśl, że następny raz poczuję się tak dopiero za kilka tygodni.
- Uważaj na siebie. I nie podrywaj
innych chłopaków – zaśmiał się. – Teraz, kiedy dzięki Crisowi jesteś sławna, to
będziesz miała duże powodzenie.
- Gonzalo, proszę się. Nie żartuj
w ten sposób.
- Dobra. Pędź, bo się spóźnisz –
powiedział i pocałował mnie czule w usta. – Będziemy w kontakcie.
- Tak. Pa!
Pożegnałam się jeszcze z
dziewczynami i udałam się w stronę odprawy samolotowej.
Siedząc już wygodnie w fotelu
samolotowym rozmyślałam o tym wszystkim, co mnie tu spotkało. Początek był
nawet fajny. Z Cristiano miałam wiele perypetii, głównie tych zabawnych.
Uczepił się mnie jak rzep psiego ogona i nie chciał puścić. Kiedy przypomnę
sobie jego „rumaka”, którym omal mnie nie zabił albo jego serenadę przed oknami
mojego akademika, to uśmiech sam cisnął mi się na usta.
To niemożliwe, aby człowiek aż tak
się zmienił. Nie wiem, co do tego doprowadziło. Nigdy się nad tym nie
zastanawiałam. A może się nie zmienił, tylko pokazał swoją prawdziwą twarz? Co
by to nie było, to cieszę się, że tak się stało, bo dzięki temu odnalazłam
Gonzalo. Mojego bohatera.
- Proszę o uwagę. Mówi pilot Tom
Wilde. – Z rozmyślań wyrwał mnie męski głos, mówiący do pasażerów z głośników.
– Mamy małe problemy z jednym z silników. Proszę się nie martwić, to nic
poważnego. Wylądujemy awaryjnie na lotnisku w Lyonie. Przepraszamy za wszelkie
zakłócenia państwa podróży.
No to świetnie!
Stało się tak jak powiedział
pilot. Wylądowaliśmy na lotnisku we Francji, co znacznie wydłużyło mój powrót
do domu. Zadzwoniłam do taty, aby się nie martwił.
Czekałam ponad dwie godziny na
nowy samolot. Zdenerwowałam się, bo chyba nikt nie lubi takich
niezapowiedzianych „niespodzianek”. Na szczęście już później nie było żadnych
awarii i spokojnie dobrnęłam do celu. Wylądowałam na lotnisku we Wrocławiu.
Oddychałam polskim powietrzem, zewsząd otaczały mnie znajome rzeczy. Wreszcie
byłam w domu!
Szukałam taty, który razem z panią
Zosią oraz Aleksandrem mieli odebrać mnie z lotniska. Ogarniałam wzrokiem
wszystkich ludzi, ale zamiast moje rodziny zobaczyłam…
- Gonzalo?
Nie, to niemożliwe!
Rozejrzałam się, aby upewnić się,
że naprawdę jestem we Wrocławiu. Przetarłam oczy ze zdumienia, bo spodziewałam
się, że to tylko moja wyobraźnia. Ale nie! Stał tam. W ciemnych dżinsach,
kraciastej koszuli, z zarostem i nieładem na głowie. W dłoni trzymał czerwoną
różę, a na twarzy widniał mu uśmiech, który tak bardzo lubiłam.
Podeszłam bliżej, bardzo
spokojnie, nie chcąc niepotrzebnym gwałtownym ruchem rozdmuchać tej
fatamorgany.
- Gonzalo?
- Cześć – powiedział z uśmiechem.
- Co ty tutaj robisz?
- Powiedziałaś, że jak będę miał
wolną chwilę, to żebym wpadał. No to wpadłem. I to po uszy – rzekł, wręczając
mi kwiatka. Nie mogłam w to uwierzyć. Zapiszczałam i z impetem rzuciłam mu się
na szyję. Na szczęście mnie złapał i zakręcił razem ze mną kilka kółeczek wokół
własnej osi.
- To niemożliwe. Jesteś szalony! –
rzekłam, kiedy postawił mnie na ziemię. – Ale jak ty się tu znalazłeś? Przecież
byłeś w Madrycie!
- Wynająłem prywatny samolot.
Pędziłem na złamanie karku, aby być tutaj przed tobą, ale na szczęście miałaś
przesiadkę we Francji.
Zrobiłam wielkie oczy. Wszystko wiedział.
- Jesteś niesamowity –
powiedziałam, całując go w policzek.
Wówczas przypomniałam sobie o
mojej rodzinie. Nie musiałam ich długo szukać, bowiem stali obok i
przypatrywali się tej romantycznej scenie.
- Tata! Pani Zosia! Cześć, Aleks!
– zawołałam na ich widok. – Tęskniłam.
- A cóż to za młody kawaler –
powiedziała pani Zosia, ewidentnie podrywając Gonzalo. Zaśmiałam się, poczym
przedstawiłam ich sobie.
- Bardzo mi miło państwa poznać –
rzekł Pipita, witając się z moimi
bliskimi. – Asia bardzo wiele o was opowiadała. Każdy w Madrycie wiedział o
panu Wojtku i pani Zosi.
- To mój chłopak – powiedziałam z
dumą w głosie i wypiętą piersią. – Gonzalo Higuain.
KONIEC
__________
Czas na mowę pożegnalną...
Dziękuję Wam ze wszystkie odwiedziny, za komentarze, miłe słowa i wsparcie - które mniej lub bardziej świadomie - pozwoliło mi doprowadzić to opowiadanie do końca. Być może tego nie odczuliście, ale miałam spore problemy z tą historią, jednak widząc jak bardzo przypadła Wam do gustu, starałam się pisać i brnąć naprzód.
WIELKIE DZIĘKI ZA WSZYSTKO!
Jeśli chodzi o kolejne opowiadania to zdecydowałam się na "Życie zna odpowiedź" z Kaką oraz "Himmel hilf" z Michaelem Ballackiem. Już teraz zapraszam Was na te blogi, aby zapoznać się prologami oraz bohaterami :) Mam nadzieję, że się tam zobaczymy!
16. Zakochani zawsze znajdą do siebie drogę.
Obudziłam się wcześnie rano,
szczęśliwa jak nigdy. Przez roletę do pokoju wpadła jasna strużka letniego
słońca, oświetlająca spokojnie śpiącą twarz Gonzalo. A jednak to prawda.
Narzuciłam na siebie koszulkę oraz
szorty i wyszłam do kuchni w poszukiwaniu czegoś do picia. Nalałam wodę do szklanki
i stojąc w oknie wypiłam ją jednym duszkiem, próbując uspokoić nerwy. Nie
wiedziałam, czemu się denerwuję. Przecież wszystko mam za sobą. No tak, prawie
wszystko. Wciąż musiałam podjąć decyzję odnośnie mojego wyjazdu. Z jednej
strony chciałam wrócić do Polski, bo tęskniłam za tatą i panią Zosią. Brakowało
mi ich bliskości, a poza tym dobrze czułam się w swojej ojczyźnie. Rok w
Madrycie od początku miał być dla mnie przygodą. I był. Najwspanialszą jaką
mogłam sobie wymarzyć, nie zważając na Crisa i jego chore akcje.
Jednak teraz, kiedy spotkałam
Gonzalo, którego pokochałam, nie wyobrażałam sobie wyjazdu stąd. Pragnęłam
spędzać z nim każdą minutę, każdą godzinę, każdy dzień!
- O… Asia. – Do kuchni
przyczołgała się Klaudia. Wyglądała strasznie! Rozmazany makijaż, włosy w
nieładzie, podziurawione pończochy… Chyba ostro wczoraj zabalowała.
- Wyglądasz jak kobieta z moich
koszmarów.
- Bywa – odparła, siadając na
krześle. – Jest coś do picia?
- Pewnie. – Bez zawahania
chwyciłam za szklankę i dałam jej trochę wody mineralnej. – Proszę.
- Dzięki.
- Długo imprezowałyście, nie?
- No… Ja wróciłam z Karimem około
trzeciej, a Irma została do końca.
- Fajnie było. Akcja z Crisem… Jak
wyście na to wpadły?
- Musiałyśmy dać mu nauczkę. Teraz
wie, co go może spotkać jak będzie zadzierać z kobietami. Należało mu się.
- A Irina? Wiecie, że tam była?
- Tak. Szkoda mi się jej zrobiło,
ale w końcu i ona przejrzała na oczy. Spotkaliśmy ją później jak spacerowała po
ulicach Madrytu. Płakała i powiedziała nam, że nie chcę być już z Cristiano.
Dzisiaj ma zabrać od niego swoje rzeczy i wrócić do Nowego Jorku.
- Żadna kobieta nie zasługuje na
takie traktowanie. Może zrobię śniadanie, co? Skoro Karim z tobą przyszedł, to
pewnie będzie głodny jak wstanie.
- O… Kochana jesteś, wiesz? Ja idę
pod prysznic, bo czuję, że cuchnę.
Kilkanaście minut później
siedziałam w kuchni razem z Klaudią i Irmą. Zajadałyśmy się przyrządzonymi
przeze mnie kanapkami i popijałyśmy aromatyczną kawę. Nie przestałyśmy
plotkować o wczorajszej imprezie, która wszystkim bardzo się spodobała. Jednak
we mnie wdarło się lekkie podenerwowanie, bowiem dziewczyny nie wiedziały, że w
moim pokoju śpi jeszcze Gonzalo. Bałam się, co sobie o mnie pomyślą. Jasne,
Klaudia sypiała z Karimem odkąd tylko pojawiła się w Madrycie, ale ona była
inna. Do mnie takie zachowanie nie było podobne.
- Klaudia, a Karim nie jest na
ciebie zły – zapytała Irma. – Przecież on jest przyjacielem Cristiano. Pewnie
nie był zachwycony, że tak potraktowałaś jego kumpla.
- Karim od jakiegoś czasu też miał
dość Crisa. Pochwalił nasz pomysł.
- Aż dziwne, że oni kiedyś byli
tacy sami.
- Miłość zmienia ludzi –
powiedziałam.
- Wydaje mi się, że Karim nie
będzie się więcej spotykać z Cristiano. Wkurzył się na niego. Dla mnie to
dobrze, bo Benz może przyjaźnić się z kimś innym. Facetów w drużynie nie brakuje.
Znajdzie sobie nowego przyjaciela.
- Na przykład mojego brata.
- Słucham? – wtrąciłam się. – A
dlaczego właśnie jego? Dlaczego Gonzalo?
Ups, chyba nerwy mnie poniosły,
ale to dlatego, bo czułam, że godzina pobudki zbliża się wielkimi krokami.
Dziewczyny posłały sobie porozumiewawcze spojrzenie, ale nie zareagowały na
moje słowa. I wówczas do kuchni wkroczył Gonzalo, w samych bokserkach.
- Dzień dobry – powiedział z
uśmiechem. Przysiadł się do stołu, uprzednio całując mnie w czubek głowy.
Czułam, że na policzkach pojawiły mi się czerwone rumieńce. Dziewczyny patrzyły
na mnie dziwnym wzrokiem, a uśmieszek nie schodził im z twarzy. – Co na
śniadanie?
- Częstuj się – powiedziała Irma,
podsuwając mu talerz z kanapkami pod nos.
- Dzięki.
Zapadła dziwna atmosfera. Widać
było, że dziewczyny miały ochotę rzucić jakimiś komentarzami, ale moje speszona
mina i spuszczona w dół głowa, hamowały je. Szeptały coś między sobą.
Doprowadzało mnie to wariacji, podczas gdy Gonzalo spokojnie zajadał się
kanapkami. Dla niego seks to nic wielkiego, przecież nie był laikiem, ale dla
mnie to całkiem coś innego. Nie chciałam, aby wszyscy dowiedzieli się o tym, że
straciłam dziewictwo. Pipita mógł się
chociaż ubrać.
- Było pyszne – powiedział
Gonzalo, klepiąc się po brzuchu. – Łazienka wolna?
- Tak.
- To idę się wykąpać. Czy mógłbym
poprosić o jakiś ręcznik?
- Są w szafce pod umywalką –
powiedziałam.
- Zaraz wracam.
Poszedł, a atmosfera w ogóle się
nie poprawiła. Czułam na sobie pytające spojrzenia dziewczyn, lecz ja uparcie
unikałam ich wzroku.
- Asia?
- No co?!
- Chcesz nam coś powiedzieć?
- Nie…
- Spałaś z Gonzalo?
Ja nie kłamię. Nie chcę tego robić. Brzydzę się kłamstwem.
- Nie… – odparłam bez przekonania.
- Jasne – zapiszczały i wybuchły
niepohamowanym śmiechem. – To super! Gratulujemy!
- Nic nie powiedziałam!
- Ale z twojej twarzy można
wyczytać wszystko! A poza tym Pipita
był w samych majtkach!
- To co? Przecież spał. Musiał się
rozebrać.
- Aśka, przyznaj się.
Zapadła cisza. Głucha,
przerażająca cisza. Cisza, która zdradzała wszystko.
Zrobiłam zrezygnowaną minę i
schowałam twarz w dłonie. Dziewczyny zapiszczały, a zaraz potem podleciały do
mnie, aby mocno mnie uściskać. Zrobiły z tego wielkie wydarzenie i miałam
wrażenie, że cieszą się bardziej ode mnie.
- To skoro wszystkie sekrety
wyszły na jaw – zaśmiała się Klaudia – to idę obudzić Karima.
Obudziłam się wcześnie rano,
dzięki dzwonkowi do drzwi. Wyszłam, aby zobaczyć, co się dzieje i ujrzałam Irmę
z wielkim bukietem czerwonych róż.
- Do ciebie – powiedziała,
wstawiając je do wazonu na stole. – I jest bilecik.
Bez namysłu chwyciłam za karteczkę
i zaczęłam czytać:
Chciałbym dzisiaj Cię zaprosić na wycieczkę,
gdzieś do lasu albo nad wijącą się rzeczkę.
Jagód bym Ci uzbierał cały dzbanek, żebyś
sobie jadła je calutki ranek.
Chciałbym Cię zaprosić na spacerek, mam dla
Ciebie torcik na deserek.
Poprowadzę Cię do parku na ławeczkę,
pośmiejemy się troszeczkę.
Chciałbym Cię zaprosić dziś do kina, nocny
seans o dwudziestej się zaczyna.
Potem miła odprowadzę Cię do
domu i buziaka skradnę po kryjomu.
Chciałbym zabrać Cię na łódeczkę i nacieszyć
się Tobą chociaż chwileczkę.
Albo spędzić z Tobą całe lato i otrzymać od
Ciebie plik buziaków za to.
Chciałbym zabrać Cię do Marzeń Krainy, tam
gdzie nie ma żadnej innej dziewczyny.
Tam gdzie radość bezwzględnie panuje i
niczego kobiecie nigdy nie brakuje.
Chciałbym Cię zaprosić do raju, do takiego
super fantastycznego kraju.
Chcę byś dobrze się czuła, bo ze mnie niezła gaduła.
G.
- Ooo… Napisał ci wiersz –
powiedziała Irma. – Taki dziwny, ale w końcu to piłkarz, a nie poeta.
Aczkolwiek zawsze był humanistą.
- Nie ważne jaki to wiersz. Liczy
się sam gest. Nigdy czegoś tak pięknego nie dostałam.
- Pewnie chciał cię przekonać do
pozostania.
- Tak, ale niestety nie mogę.
- Głupia jesteś, Aśka –
powiedziała, wychodząc.
Nikt nie akceptował mojej decyzji
o powrocie do Polski. Chciałam tam wrócić. Madryt był przygodą – najpiękniejszą
jaką miałam, ale wciąż przygodą. Tylko czy uczucie, które dzielę z Gonzalo
można nazwać przygodą? Przelotną znajomością? Nie bardzo. Ale są przecież
telefony, komputery. Obiecałam, że będę wpadać do kilka tygodni na weekend i na
wszystkie dłuższe wolne dni. Ciężko mu było się z tym pogodzić. Chyba nawet do
tej pory się z tym nie pogodził, bo wciąż próbuje mnie przekonać, ale nie uda
mu się to. Podjęłam decyzję.
Wieczorem ubrałam koszulką z
numerem „20” i nazwiskiem „Higuain”, którą niegdyś dostałam od Gonzalo. Razem z
Irmą i Klaudią, ubranymi w podobne koszulki, ale z innymi nazwiskami,
pojechałyśmy na Santiago Bernabeu na najważniejszy mecz tego sezonu. Kiedy
tylko weszłam na stadion poraził mnie ogrom tej budowli. Było to coś
fantastycznego. Osiemdziesiąt tysięcy ludzi odzianych w białe stroje, z
flagami, chorągiewkami… Coś niesamowitego!
Miałyśmy bardzo dobre miejsca, z
których widać było całe boisko. Po chwili na murawie pojawili się zawodnicy,
ale nie było wśród nich Gonzalo. Widziałam Crisa, Benzemę, Angela i innych, ale
mój Pipita został na ławce. Poczułam
wielki zawód. Spodziewałam się, że go zobaczę, a tymczasem nic nie wiadomo. W
końcu dla niego tutaj przyszłam, a nie dla jakiegoś spektaklu, meczu czy
zwycięstwa.
Minuty mijały, a bezbramkowy wynik
był bez zmian. Zawodnicy w białych koszulkach dwoili i troili się, aby coś
ustrzelić, ale wszystkie ich próby, a zwłaszcza próby Cristiano, kończyły się
na niczym, a w najlepszym wypadku na słupkach i poprzeczce.
Widziałam jak w Crisa wdaje się
frustracja. Zamiast skupić się na grze piłkarskiej, to udoskonalał swoje
talenty aktorskie i robił szopkę przed sędziami i kibicami. Żal było patrzeć,
bo przecież był dobrym piłkarzem, który potrafił rozstrzygnąć mecz. Byłam
przekonana, że to przez zawirowania życia prywatnego mu nie idzie. Nie tylko
jedną karę poniósł…
Do przerwy było bez zmian, po
przerwie również. Piłkarze z Londynu coraz bardziej naciskali na bramkę
Casillasa. Obrona nie radziła sobie z ich upilnowaniem, jednak dawali z siebie
wszystko i blokowali strzały. Wyprowadzali groźne akcje ofensywne, ale wszystko
psuł Cristiano.
Wreszcie trener Realu się
zdenerwował i w jego miejsce wprowadził Gonzalo. Ucieszyłam się niemiłosiernie,
aż podskoczyłam z miejsca. Wreszcie zobaczyłam Pipitę na boisku! Szybko zajął swoje miejsce i zaczął grę. Szło mu
całkiem nieźle. Odbierał wiele piłek, posyłał je do Karima, który znacznie
celniej strzelał na bramkę rywala.
Aż w końcu w 79. minucie Angel
wykonywał rzut rożny wprost na głowę Gonzalo. Wyskoczył najwyżej i uderzył
piłkę tak mocno i precyzyjnie, że bramkarz nie miał możliwości obronienia tego
strzału. Trybuny wyskoczyły w powietrze, a ja wraz z nimi. Byłam taka
szczęśliwa, że aż łzy napłynęły mi do oczu. Udzieliła mi się ta piłkarska
atmosfera od kiedy Gonzalo pojawił się na boisku.
Patrzyłam jak Argentyńczyk
podbiega do białej trybuny i zbiera gratulacje od kolegów. Zaraz potem podszedł
do kamery znajdującej się obok i podciągnął koszulkę do góry. Na białym
podkoszulku napisane miał „Asiu, proszę zostań”. Posłał do obiektywu buziaka i
wrócił na swoje miejsce na boisku. Wszystko doskonale widziałam, bo ekrany na
stadionie pokazały zbliżenie nawet kilka razy! Byłam wzruszona i
przeszczęśliwa, bo po raz kolejny podarował mi coś, czego nigdy nie dostałam od
żadnego mężczyzny.
Zebrałam gratulacje od Irmy oraz
Klaudii i skupiłyśmy się na meczu, który zakończył się dziesięć minut później
zwycięstwem Realu Madryt.
- To było piękne – powiedziałam do
Gonzalo na pomeczowej imprezie dla piłkarzy i ich rodzin. – Nie spodziewałam
się tego.
- Nikt się nie spodziewał. Chcę
byś została.
- Wiem, ale nie mogę – rzekłam,
odchodząc na kilka kroków. Nerwowo bawiłam się palcami, bo wiedziałam, że
sprawiam mu ból. Nie chciałam tego, ale musiałam wracać do Polski. –
Przepraszam. Ale muszę tam wrócić chociaż na rok. Tęsknię za ojczyzną, za
rodziną i przyjaciółmi.
- A co będzie ze mną? Też będę za
tobą tęsknić.
- Wiem, ale my sobie poradzimy –
powiedziałam, głaskając go po policzku. – Jesteśmy młodzi, kochamy się. A
zakochani zawsze znajdą do siebie drogę.
- Żeby to było takie proste. Będą
dzielić nas tysiące kilometrów.
- Ale tylko trzy godziny w
samolocie. To nie dużo. Wystarczy, że zadzwonisz, a ja przylecę.
- To nie to samo. Nie będę mógł
zasypiać przy twoim boku, nie będę mógł trzymać cię za rękę, patrzeć na twój
uśmiech. To takie proste rzeczy, ale ich będzie brakować mi najbardziej.
- Poradzimy sobie, Gonzalo. Jestem
o tym przekonana. Ja też będę za tobą tęsknić. Za Irmą i Klaudią też. Za
wszystkimi. Ale tam jest mój tata, proszę, zrozum to.
- Rozumiem. Moi rodzice też
mieszkają daleko i znam twój ból. Nie będę dłużej naciskać. Rób co musisz.
- Dziękuję – powiedziałam, mocno
wtulając się w jego ramiona.
__________
Ten wiersz... Znaleziony gdzieś w czeluściach Internetu. Wybaczcie mi tą tandetę :P Zresztą musiałam go nieco pozmieniać, dlatego stracił rym i w ogóle. Cóż...
Rozdział to ostatni, za 10 dni epilog i... Nie będę zdradzać zakończenia :)
Miłego czytania!
15. Zemsta jest słodka!
Jak zwykle problemy i jak zwykle
przeze mnie. Mam tego dość! Może ja się nie nadaje do społeczeństwa? Może
powinnam zamknąć się w sypialni, zasunąć zasłony i poczekać w nim aż umrę albo
jak wyginie ludzkość… Skoro nie potrafię zadbać o najbliższych mi ludzi, skoro
wyrządzam im krzywdę, zawodzę, to co mi szkodzi! Przynajmniej wszyscy będą
szczęśliwsi, nikt nie będzie cierpieć, bo mam jakieś fanaberie!
Kiedyś sądziłam, że jestem taką
osobą, która nie wyrządza krzywd, żyje sobie gdzieś na uboczu, z dala od ludzi…
Byłam sobie skromną, odosobnioną, cichutką Asią, która opiekowała się ojcem,
miała jedną przyjaciółkę, a jej największą pasją była nauka. Co z tego
pozostało? Ojcem opiekowała się pani Zosia, miałam dwie przyjaciółki, a moją
największą pasją było zawodzenie ludzi…
Być może nie do końca tak to
odbierali inni, ale byłam w tak podłym nastoju, że miałam ochotę ze sobą
skończyć.
Siedziałam w pokoju od dobrych
kilku dni, wychodziłam jedynie do szkoły lub pracy. Nawet wolontariat przestał
sprawiać mi radość, od kiedy Gonzalo zaprzestał przychodzić do szpitala. W
samotności ślęczałam nad biletem na mecz, które dla mnie przyniósł. Moje
współlokatorki nie gadały o niczym innym jak o tym „starciu gigantów”. Nie
znałam się na piłce nożnej i całym tym sportowym świecie, ale ponoć trener
Realu niegdyś trenował tą drugą drużynę i dlatego dla wszystkich jest to bardzo
elektryzujące wydarzenie.
Finał Ligi Mistrzów: 29 maja 2012. Real Madryt kontra
Chelsea Londyn.. Santiago Bernabeu, godzina 20:45.
Skoro to ostatni mecz, to może
powinnam wreszcie na niego pójść. Tym bardziej, że na stadion nie miałam daleko
i Klaudia oraz Irma tam szły, więc nie byłabym sama. A poza tym Gonzalo by się
ucieszył. Chyba…
- Cześć! – Do pokoju wparowała
Klaudia, która od kilku dni chodziła tak rozradowana, że mogłaby się podzielić
swą radością z całym światem. Ileż to frajdy może sprawić jeden pierścionek… –
Co robisz?
- Myślę – odparłam, pokazując jej
bilet.
- To nie myśl, bo zostaniesz
myśliwym – zarechotała. – To ostatni mecz, a ty nie byłaś ani na jednym. Irma
molestuje mi uszy i ciągle powtarza: „Aśka
jest nienormalna. Jak można być w Hiszpanii, mieszkać w Madrycie i nie być na
meczu Realu”. – Klaudia ze śmieszną miną zaczęła naśladować piskliwy głos
Irmy. Po chwili w sypialni pojawiła się ruda Argentynka i zdzieliła moją
przyjaciółkę po głowie. Obydwie wybuchły śmiechem.
- Klaudia ma rację. Powinnaś iść
na ten mecz.
- A jak Gonzalo sobie tego nie
życzy? Chciał dać mi ten bilet, kiedy jeszcze się przyjaźniliśmy, a teraz…
- Ale wy nadal się przyjaźnicie.
- Spotkacie się na moich
urodzinach, porozmawiacie sobie i będzie git – powiedziała Irma.
- Urodziny?
- Nie powiedziałaś jej? –
zapytała, patrząc na Klaudię. – Z kim mi przyszło mieszkać… Jedna histeryczka,
a druga sklerotyczka! W sobotę mam urodziny i idziemy na imprezkę do klubu.
Wynajęłam już salę. Wszyscy tam będą.
- Nie… Nie jestem w nastroju na
zabawę.
- To ci dobrze zrobi – powiedziała
Klaudia. – Musisz tam być.
- Przepraszam, ale nie dam rady.
- Aśka, nie rozumiesz. – Klaudia
chwyciła mnie za ramiona i prosto w twarz, z ostrym spojrzeniem, wycedziła w
moją stronę. – MUSISZ TAM BYĆ!
- A niby dlaczego?
- Bo Cris tam będzie – odparła z
triumfalnym uśmiechem Irma.
- No to bym bardziej mnie tam nie
zobaczycie.
- Aśka, musisz! I ja nie przyjmuję
do wiadomości twojego odmiennego zdania – powiedziała Klaudia, puszczając oczko
do Irmy. – I masz wyglądać bosko, tak by Cris żałował tego jak cię potraktował…
- Choć i bez tego będzie żałować –
wtrąciła się Irma.
- I tak, aby Gonzalo bez
mrugnięcia okiem ci wybaczył.
- I wiesz co? Durna jesteś, że
odrzucasz mojego brata. Wiem, co mówię. Pasujecie do siebie.
- Ale ja wracam do Polski. Jak wy
to sobie wyobrażacie?
- To zostań.
- Nie wiem, czy tego chcę.
- Właśnie! Ty się zastanów czego
ty chcesz! Przez niemalże cały rok gadasz nam o tych sentymentalnych bzdurach,
a jak przychodzi co do czego to uciekasz z podwiniętym ogonem.
- Boję się, jasne? Na własnej
skórze poznałam czym są paparazzi i dziennikarze… A poza tym w jakim świetle
postawię Pipitę, kiedy do prasy
dojdzie to, że najpierw umawiałam się z Crisem, a teraz robię to z nim, co?
- Ale jego to nie obchodzi!
- Ale mnie to obchodzi. Nie
pozwolę go skrzywdzić.
- Ja pierdziule! – zapiała
Klaudia. – Aśka, ty go kochasz!
- Co? Nie, nie. W żadnym wypadku.
- To widać, nie? – powiedziała,
dając kuksańca Irmie.
- Durne jesteście. Do widzenia. –
Bez namysłu wstałam i zaczęłam wyganiać je ze swojego pokoju. – No już: raz,
dwa, trzy! Nie rozmawiam z wami.
- Zakochana para, zakochana para –
doszło do mnie zza drzwi.
Co te dziewczyny wygadywały? Jaka
zakochana para?! Ja i Gonzalo… Nie, to niemożliwe. A może?
Boże, to aż tak widać?
Zakochałam się w Gonzalo. To
prawda, że bardzo lubiłam spędzać z nim czas, a podczas naszych spotkań w sercu
i w żołądku czułam przyjemne ukłucie. Coś jakby… motyle? Aż boję się o tym
myśleć!
Potrząsnęłam głową chcąc odgonić
od siebie te chore myśli.
Żywiłam gorące uczucia do Gonzalo,
ale żeby od razu miłość? Czy to aby nie za duże słowo?
Nie, nie za duże. Naprawdę go
kochałam! Nie jak przyjaciela, nie jak brata – jak mężczyznę!
Będąc z Crisiem nie czułam tego
samego, nie czułam więzi. To była czysta fascynacja. Zachwyciłam się nim i tym,
że Gwiazdor zwrócił uwagę na kogoś takiego jak ja. Z Gonzalo było inaczej.
Całkiem inaczej.
Budowaliśmy naszą przyjaźń, a
potem miłość przez długie miesiące, poprzez spotkania, rozmowy, wspólne
tajemnice i zaufanie. Doskonale się znaliśmy – swoje gusta muzyczne, kulinarne,
swoje pasje, przyzwyczajenia. Jak mogłam być aż tak zaślepiona jakimś pajacem,
kiedy pod nosem miałam szczerozłoty skarb? Człowieka, którego szczerze lubiłam,
podziwiałam i rozumiałam. No jak?
- Dziewczyny, macie może różową
pomadkę? – Weszłam do pokoju Irmy, w którym razem z Klaudią szykowały się do
wyjścia do klubu. Dałam się namówić na imprezę urodzinową, ponieważ chciałam
porozmawiać z Gonzalo. Chłopak nie odbierał moich telefonów, a ja miałam mu
taką ważną rzecz do powiedzenia. Musiałam załatwić to dzisiaj. Czułam, że mogę.
Po raz pierwszy w moim życiu poczułam ogromną pewność siebie i musiałam ją
wykorzystać.
- Trzymaj – powiedziała Irma,
rzucając mi dany przedmiot. – Wow, Aśka! Wyglądasz… oszałamiająco!
- To sukienka, którą podarował mi
Gonzalo jakiś czas temu. Myślcie, że mu się spodoba?
- Będzie zachwycony. I weź to –
powiedziała, wręczając mi apaszkę pod kolor.
- Wielkie dzięki. Wy też
wyglądacie super.
- Wiemy – zaśmiały się
siarczyście.
- Chodźmy, bo taksówka już czeka –
rzekła Klaudia, narzucając na ramiona skórzaną kurtkę.
Klub był bardzo duży i bardzo
zatłoczony. Przed wejściem kłębiły się tłumy, które miały ochotę wejść do
środka. Niestety był to bardzo ekskluzywny klub i nie każdy mógł się tam
znaleźć. My, ze względu na zaproszenie, weszłyśmy bez problemu. Trzypiętrowy
budynek, będący najlepszym klubem w mieście, zadowalał każdego, nawet najbardziej
wymagającego klienta. Na swoim trzecim, najbardziej ekskluzywnym piętrze,
mieścił się bar, basen z jacuzzi, ogromny parkiet i stanowisko DJ’a. Na
podestach tańczyły roznegliżowane tancerki, a miedzy klientami przechadzali się
bardzo atrakcyjni kelnerzy oraz kelnerki. Nie było to moim żywiołem, ale czego
się nie robi dla przyjaciółki i miłości…
Ostatnie piętro w całości było
wynajęte przez Irmę. Wokół kręciło się mnóstwo jej znajomych, przez co podróż
do naszego stolika zajęła nam kilkanaście minut. Kiedy wreszcie podeszłyśmy do
czerwonych kanap, ujrzałam Gonzalo pogrążonego w smutku i rozmawiającego z
Angelem. Di Maria rozchmurzył się na widok pięknej solenizantki i od razu
porwał ją na parkiet.
Później wszystko działo się bardzo
szybko. Drinki, tańce, śpiewy… Trudno było znaleźć czas na rozmowę z Pipitą. Ale dla chcącego nie ma nic
trudnego, a chcieć to móc, więc zrobiłam wszystko, aby wreszcie usiąść na
czerwonej kanapie tuż obok Argentyńczyka.
- Cześć – powiedziałam niepewnie.
- Cześć.
- Co słychać?
- Jakoś leci.
Przytaknęłam, przegryzając wargę.
Gonzalo nie był zbyt rozmowny. Rozejrzałam się po sali w poszukiwaniu jakiegoś
punktu zaczepiania, ale nic interesującego nie znalazłam. Odniosłam się więc do
ogółu.
- Fajna impreza, prawda?
- Tak, Irma się postarała.
- Tak…
Kurczę, nie ułatwiasz mi tego, Gonzalo.
- Dobrze się bawisz?
- Całkiem spoko – odarł, nawet na
mnie nie patrząc.
To boli…
- Gonzalo, porozmawiasz ze mną,
czy będziesz mnie dalej zbywał?
- A czego się spodziewałaś? Że
rzucę ci się w ramiona i powiem, że nic się nie stało? Owszem, stało się!
- Wiesz co? – Nie wytrzymałam i
wstałam. Z wielkim wyrzutem, niemalże krzycząc i z wyciągniętym w jego stronę
palcem, powiedziałam: – Od kilku minut staram ci się powiedzieć coś bardzo
ważnego! Staram ci się powiedzieć, że cię kocham, i że przepraszam. I
przychodzi mi to z wielkim trudem, bo nie jestem wylewna w uczuciach. Więc
doceń moje starania i powiedz, co o tym myślisz.
Tak, wyznałam to jak na prawdziwą romantyczkę przystało… Ehh…
Ciężko dyszałam, ale zdawało mi
się, że Gonzalo robi to jeszcze ciężej. Gwałtownie podniósł się ze swojego
miejsca i rzekł:
- Chcesz wiedzieć co o tym myślę?
Przytaknęłam, na co Gonzalo
chwycił moją twarz w swoje dłonie i złożył na moich ustach namiętny pocałunek,
który odwzajemniłam. Nie wiem dokładnie ile tam staliśmy, ile osób się na nas
patrzyło… Nie miało to większego znaczenia, bo liczyła się tylko ta jedna,
magiczna chwila. Pragnęłam, aby mnie całował. Ciągle i nieprzerwanie. Namiętnie
i delikatnie, zachłannie i subtelnie.
Całuj mnie, Gonzalo!
Później było mi wszystko jedno, bo
byłam szczęśliwą dziewczyną. Siedziałam na czerwonej kanapie, w objęciach
najwspanialszego mężczyzny na Ziemi. Było pięknie!
- Widzę, że dalej ze sobą
kręcicie. – Nad naszymi głowami pojawił się Cristiano, który nie szczęścił
sobie złośliwych komentarzy. Ledwo przyszedł, a ja już miałam go dosyć.
Dlaczego psuje mi tą piękną chwilę?
- O, Cristiano! – Obok nas
pojawiła się Irma, z figlarnym uśmiechem i błyskiem w oku. – Jak się bawisz?
- Dobrze.
- A wiesz, że możesz jeszcze
lepiej? – Irma jakoś tak nienaturalnie zaczęła wdzięczyć się do Gwiazdora.
Smyrała go po karku i klatce piersiowej, a jemu się to bardzo podobało. – Może
poszlibyśmy w jakieś ustronne miejsce, co? Tam jest sypialnia, którą wynajęłam
na dzisiejszy wieczór. Odmówisz solenizantce?
- Pewnie, że nie odmówię – odparł
z zadziornym uśmiechem. Obydwoje udali się w miejsce, które zaproponowała Irma.
- Co ona robi? – zdziwiłam się. –
A co z Angelem? Gonzalo, pozwolisz jej na to?
- Spokojnie – odparł, całując mnie
w skroń. – I nie mów do mnie Gonzalo – zaśmiał się.
Wszyscy świetnie się bawili, a ja
naprawdę się zdenerwowałam. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Kręciłam
się i wyczekiwałam Irmy, ale jej nie było.
- Panie i panowie. – Wówczas na
scenie obok DJ’a pojawiła się Klaudia. – Proszę o chwilkę uwagi. Mam dla was
coś niesamowitego! Drogie panie, wszystkie wiemy, że faceci to świnie, ale jest
jeden przedstawiciel tego gatunku, który wyjątkowo zasługiwał na zemstę.
Skrzywdził bardzo ważną dla mnie i dla Irmy osobę. Teraz przyszła pora na
zemstę! – powiedziała, jednocześnie odsuwając ogromną zasłonę. A za nią, ku
mojemu wielkiemu zdziwieniu, siedział Cris przywiązany do krzesła.
Po sali rozeszły się szmery i
głośne śmiechy, bowiem Cristiano siedział w samych slipkach, ze zdezorientowaną
miną. Całe ciało mam wymalowane szminką po kobiecych ustach, a na klatce
piersiowej widniał mu jakże zacny napis: „mam klatę jak szczur czoło”.
- A teraz część przyjęcia, na
którą wszyscy czekali – kontynuowała Klaudia, obok której pojawiła się Irma z
wielkim tortem urodzinowym. Sądziłam, że zacznie go kroić i wręczać gościom, a
ona jak gdyby nigdy nic, rzuciła nim z Crisa! Chłopak niemalże się popłakał,
ale musiałam przyznać, że bawił mnie ten widok.
- Zemsta jest słodka! –
zapiszczały z przerażającym śmiechem.
Wtedy zauważyłam wysoką, kobiecą
sylwetkę opuszczającą klub ze spuszczoną głową. Doszło do mnie, że na imprezie
obecna była Irina. Jej widok już mnie tak nie bawił. Nawet jej współczułam, bo
jej facet niemalże na jej oczach ją zdradzał. Byłam pewna, że nazajutrz
przeczytamy wielkie nagłówki informujące o zerwaniu najprzystojniejszego
piłkarza świata i rosyjskiej modelki.
- To była bezbłędna akcja –
ekscytował się Gonzalo. Postanowiliśmy wcześniej urwać się z imprezy i wolnym
spacerkiem pójść do domu. Był początek maja, więc wieczory były bardzo ciepłe i
przyjemne. – Dziewczyny miały łeb na karku. Świetnie to wymyśliły! Cris na to
zasługiwał.
- Prawda – odparłam, otwierając
drzwi do mieszkania. – To był chyba najfajniejszy punkt tej imprezy.
- Nie… Był lepszy – powiedział,
przypominając sobie moje szaleńcze wyznanie miłości.
Nie wiem jakim cudem, ale po
chwili leżeliśmy razem na moim łóżku. On oparty o ścianę, ja z głową na poduszce.
Delikatnie gładził moje nogi, które ulokowałam na jego kolanach.
- Zdecydowałaś się już? Zostaniesz
w Madrycie?
- Nie wiem, Gonzalo. Teraz bardzo
bym tego chciała, ale już powiedziałam tacie o powrocie. Na szczęście mam
jeszcze trochę czasu na decyzję.
- Chciałbym mieć cię przy sobie.
Jest coś, co mógłbym zrobić, aby zmienić twoją decyzję?
Nie odpowiedziałam. Czułam, że to
jest ten moment, w którym Gonzalo będzie chciał się do mnie zbliżyć. W głowie
lekko szumiały nam procenty, choć nie wypiliśmy dużo. W powietrzu unosiła się
chemia i pozytywne fluidy. Biłam się ze swoimi myślami… Według własnych
przekonań powinnam zaczekać z tym do ślubu, ale z drugiej strony w ramionach
Gonzalo czułam się bezpiecznie i cudownie.
Na ramionach, szyi i dekolcie poczułam
jego czułe pocałunki. Jego dłoń błądziła po moim ciele. Serce biło mi jak
szalone, nie mogłam złapać tchu.
- Gonzalo… – wyszeptałam, a on
spojrzał na mnie wzrokiem pełnym miłości. – Ja nigdy… To znaczy, to jest mój
pierwszy… raz…
- Nie zrobię nic wbrew twojej
woli.
Dał mi wybór. Rozpalony facet daje
mi wybór. Czy to się często zdarza? Mam nadzieję, że nie, bo to tylko podkreśla
jego wyjątkowość.
Bez zawahania go pocałowałam,
dając mu tym samym pozwolenie do działania.
Kochaj mnie, Gonzalo!
__________
Aśka mnie rozwala. Aż sama się dziwię, że potrafiłam stworzyć taką postać ;)
Za 10 dni kolejny rozdział, a później już tylko epilog.
14. Dzięki tobie moje serce znów mocniej zabiło.
Musiałam sobie przemyśleć bardzo
wiele rzeczy. Ostanie tygodnie były dla mnie bardzo burzliwe i wyczerpujące.
Zaczęło się od choroby taty, która ściągnęła na mnie tylko niepotrzebne
kłopoty. Nie to, że mam pretensje, bo choroba nie wybiera. Byłam głupia, że
zgodziłam się przyjąć pomoc od Crisa. Mogłam się zastanowić trzy razy, zanim
wzięłam od niego pieniądze. Mogłam najpierw porozmawiać z Gonzalo. On na pewno
by mi pomógł, bez mrugnięcia okiem. I na pewno później nie żądałby ode mnie Bóg
wie czego! Ale skąd ja mogłam wiedzieć, że Cristiano okaże się takim
prostakiem. Musiałam przełknąć smak goryczy i żyć dalej, bez niego. Czy
przyszło mi to z łatwością? Tak, bo miałam wokół siebie cudowne przyjaciółki i
Gonzalo, który stał się moim osobistym bohaterem.
Żyłam, ale straciłam pewną cząstkę
mnie. Znajomość z Crisem zachwiała moje poglądy na pewne sprawy. Byłam jeszcze
młoda i bardzo naiwna. Może nawet za bardzo naiwna, ale ja naprawdę wierzyłam w
miłość. W miłość, która jest bezwarunkowa i mimo wszystko, miłość, która nie
patrzy na kolor skóry, wyznanie, pochodzenie czy status społeczny. Miłość,
która zaczyna się od pierwszego wejrzenia, a nie kończy się nigdy – nawet po
śmierci. Jak po tym wszystkim wierzyć w miłość?
Bardzo to na mnie wpłynęło. Wiedziałam,
że tacy ludzie istnieją, wiedziałam, że niektórzy chłopcy lubią dziewczyny,
korzystają z ich rozwiązłości itd. Ale nie wiedziałam, że można tak robić będąc
z kimś w stałym związku. A Irina stała i się wszystkiemu przyglądała. Chociaż
nie… Działała, bo dobrała mi się do skóry, a swój związek z Crisem określiła
jako „wolny”. Co to znaczy do cholery? Jak związek może być wolny? Już samo
słowo „związek” wskazuje na połączenie czegoś – ludzi, atomów, cząsteczek…
A najgorsze w tym wszystkim jest
to, że straciłam szacunek i zaufanie do samej siebie. Poleciałam na Gwiazdora –
łamacza kobiecych serc, podrywacza, lansującego się piłkarza, który w nosie ma
wszystko i wszystkich. Poleciałam ja – Joanna Bosacka – dziewczyna, która
zawsze miała sprecyzowane poglądy, która wierzyła w miłość, która szukała
odpowiedzialnego, wrażliwego i troskliwego chłopaka, z którym mogłaby spędzić
całe życie, mimo iż miała dopiero 22 lata.
Chciałam wrócić do Polski.
Cieszyłam się, że moje roczne stypendium powoli dobiega końca. Zastanawiałam
się, czy składać wniosek o kontynuację, ale póki co nie podjęłam ostatecznej
decyzji. Z jednej strony chciałam zostać w Madrycie, bo ciężko byłoby mi się
rozstać z szaloną Irmą i Gonzalo, ale z drugiej strony czułam, że potrzebuję
odpoczynku od tego wielkiego, zwariowanego świata. Potrzebowałam swojego
rodzinnego gniazdka, bliskości taty, rozmów z panią Zosią. Najprościej w
świecie potrzebowałam normalności.
- Co ty tutaj siedzisz tak sama? –
Do kuchni weszła Klaudia. Wsadziła brudne naczynia do zlewu i usiadła obok
mnie. – Stało się coś?
- Nie, wszystko w porządku. Myślę
sobie.
- O czym?
- O tacie. Muszę do niego dzisiaj
zadzwonić. A co ty taka wystrojona?
- Ah, Aśka, nie pytaj! Muszę ci
coś powiedzieć. – Klaudia aż podskoczyła na krześle. Była bardzo
podekscytowana.
- Mów.
- Umówiłam się z Karimem. I wiesz
co? Chyba mi się oświadczy!
- Co ty mówisz? Naprawdę? –
zapytałam z uśmiechem.
- Ostatnio rozmawialiśmy o ślubach
i tym podobnych sprawach. O wszystko mnie wypytał i poprosił, abym została w
Madrycie i złożyła wniosek o przedłużenie stypendium. Dzisiaj zaprosił mnie na
romantyczną kolację i mam przeczucie, że to będzie dziś, bo ostatnio
oglądaliśmy nawet biżuterię. Ja większą uwagę zwracałam na kolczyki i
bransoletki, ale przeszliśmy do pierścionków. Jeden tak mi się spodobał, że
szok, ale wiadomo, że nie chciałam go naciągać, więc zaprotestowałam.
- Wow! Nie sądziłam, że wasz
związek to taka poważna sprawa. Ostatnio tak dużo się wokół mnie działo, że
całkowicie zapomniałam o tobie i Karimie.
- Nie przejmuj się. Rozumiem cię.
Ale nie gniewasz się na mnie, że złożyłam wniosek bez ciebie?
- Nie, no coś ty. Najważniejsze
jest twoje szczęście.
- Cieszę się, że to mówisz. A ty
składasz?
- Jeszcze nie wiem. Ciągle się
zastanawiam.
- Fajnie by było jakbyś została.
Irma by się bardzo ucieszyła, bo cię polubiła.
- A właśnie! Gdzie ona jest?
Pewnie z Angelem.
- Tak. Pojechali za miasto, do
Toledo.
- Czyli mam wolną chatę –
zaśmiałam się.
- Planujesz coś?
- Nie. Was nie będzie, Gonzalo umówił
się ze znajomymi, więc samotnie spędzę ten wieczór. Ale nie narzekam, bo
przynajmniej będę miała czas dla siebie.
- We wszystkim trzeba widzieć
jakieś pozytywy – powiedziała z uśmiechem. – Asiu, a masz może te kolczyki,
które pożyczałam od ciebie na studniówkę? Wiem, że to twój prezent od taty, ale
pasowałyby mi do tej sukienki, nie?
- Niestety zostawiłam je w Polsce
jak byłam tam na świętach, ale mam coś innego – powiedziałam, przypominając
sobie o prezencie, który dostałam od Crisa pewnego, słonecznego dnia, kiedy…
Dobra, nie będę popadać w nostalgię.
Poszłam do pokoju, z którego
przyniosłam śliczne, zapewne piekielnie drogie kolczyki.
- Jejku, jakie piękne! –
zapiszczała Klaudia. – Skąd masz?
- Od Cristiano. Postanowiłam dać
je pani Zosi, ale póki co możesz pożyczyć. Tylko nie zgub.
- Oczywiście – powiedziała, mocno
mnie ściskając. – Dziękuję.
- Nie ma za co. Idź i baw się
dobrze.
- Ty też. Buziaki!
- Pa!
Przez chwilę rozmyślałam o
wszystkim. Tak, znowu to robiłam. Ale wzięłam się w garść i postanowiłam nie
myśleć więcej o Crisie. Pierwszy, ale zapewne nie ostatni raz, zostanę tak
potraktowana przez mężczyznę. Pani Zosia mówiła mi, że każdy powinien przeżyć
zawód miłosny, bo wówczas dostrzeże prawdzie uczucie. Chyba coś w tym jest, bo
teraz będę bardziej ostrożna i będę dokonywać bardziej przemyślanych wyborów.
Nie pozwolę, aby jakikolwiek Gwiazdor zawrócił mi w głowie. Powracam do swojego
przekonania, że idealny dla mnie mężczyzna powinien być prostym chłopkiem, o
ciekawej osobowości i z pasją. Koniec i kropka.
Rozłożyłam się wygonie w swoim
pokoju i z sokiem pomarańczowym pod ręką oraz ciekawą książką, oddawałam się
błogiemu relaksowi. Od bardzo dawna nie miałam czasu tylko dla siebie. Może
powinnam coś zrobić, aby to zmienić. Może powinnam bardziej o siebie zadbać.
Pomyślałam, że wizyta u fryzjera lub kosmetyczki dobrze by mi zrobiła. Mogłabym
porozmawiać z kimś bezstronnym. Podobno to pomaga.
Nie długo dane było mi cieszyć się
spokojem, bowiem już trzydzieści minut później usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie
spodziewałam się żadnych gości, więc było to dla mnie pewnego rodzaju
zaskoczenie. Ale kiedy tylko zobaczyłam kto stoi na progu, uśmiechnęłam się, bo
Gonzalo zawsze był miło widziany w moim mieszkanku.
- Cześć, a co ty tutaj robisz? –
zapytałam, zapraszając go do środka. – Miałeś być z przyjaciółmi na mieście.
Myślałam, że to aktualna sprawa.
- Byłem, ale wyszedłem wcześniej.
- Dlaczego?
- Tak po prostu – odparł, patrząc
mi w oczy.
- Pipita, czy ty piłeś alkohol? – zapytałam, bo czułam od niego
procenty. Nie było to do niego podobne, bo jako profesjonalista stronił od
wszelkich używek.
- Tylko jeden kieliszek, aby dodać
sobie animuszu.
- A po co ci animusz?
- Pogadamy?
- Jasne. Może w sypialni, bo
właśnie tam siedziałam. Chcesz coś do picia?
- Nie – odpowiedział z uśmiechem,
wchodząc do mojego pokoju i siadając na łóżku. Plecami przywarł do ścianki i z
niewielkim zainteresowaniem zaczął przeglądać książkę którą czytałam. Nie była
po hiszpańsku, więc z uśmiechem odłożył ją na swoje miejsce.
- O czym chciałeś porozmawiać? –
zapytałam, siadając obok niego.
- Dużo myślałem… O życiu,
marzeniach, miłości… O sobie i o tobie. O nas.
O nas?
- Ty nie masz przede mną tajemnic,
więc i ja nie chcę mieć ich przed tobą. Pytałaś mnie po co mi taki wielki dom…
Wiesz po co? Miałem tam zamieszkać z rodziną.
- Ale twoi rodzice wybrali
Argentynę…
- Po części. Starych drzew się nie
przesadza, ale nie mam do nich o to żalu. Myślałem, że może Irma dotrzyma mi
towarzystwa, ale wolała akademik. Jednak nie o taką rodzinę mi chodziło.
Widzisz… Pięć lat temu byłem zakochany. Kochałem pewną dziewczynę jak wariat.
Miała na imię Milagros. Tworzyliśmy udany związek mimo młodego wieku. Sądziłam,
że to kobieta mojego życia. Spodziewaliśmy się nawet dziecka!
- Co się z nią stało?
- Milagros odeszła. Bez słowa
zabrała wszystkie swoje rzeczy, moje pieniądze, dziecko i uciekła. Nie wiem
gdzie, nie wiem z kim, nie wiem dlaczego. Nic nie wiem.
Widziałam, że te wyznania bardzo
wiele go kosztują. Głos mu się łamał, a w jego oczach zakręciły się słone łzy.
Nie patrzył na mnie. Bawił się drżącymi palcami, próbując uregulować oddech i
szybkie bicie serca.
- Świat mi się załamał, życie
straciło sens. Kupiłem ten dom jak byliśmy jeszcze razem. Miała się ze mną
przenieść do Madrytu, bo właśnie wtedy klub mnie kupił. Myślałem, że zaczniemy
wszystko na nowo, na własny rachunek, bez rodziców. Przygotowałem pokoik dla
dziecka, który do tej pory stoi pusty. Wszystko straciło sens: miłość, piłka, a
przede wszystkim moje życie.
- Gonzalo… Tak mi przykro –
powiedziałam, głaskając go po ramieniu. Było mi strasznie żal, kiedy widziałam
spływające mu po policzku łzy.
- Zabrała mi wszystko, co mogła.
Od tamtej pory byłem innym Pipitą.
Bez pasji, bez współczucia, apatyczny, nieobecny. Czułem się jak roślina, która
potrzebowała kogoś do opieki. Była Irma dzięki której dałem sobie radę.
- Już jest dobrze?
- Czas ukoił moje rany, ale nie
wymazał wspomnień. Wiele rozmyślałem o Milagros i naszym dziecku. Nie wiem
nawet czy to chłopiec czy dziewczynka. Dzisiaj ma już pięć lat, a ja go nie
widziałem na oczy.
- Przykro mi.
- Ale wówczas pojawiałaś się ty –
powiedział, patrząc mi w oczy. – Asia, bardzo na mnie wpłynęłaś. Od czasu
ucieczki Milagros nie chciałem słyszeć o miłości, związkach i dziewczynach. Nie
chciałem się zakochać, bo sądziłem, że spotka mnie kolejne rozczarowanie, że
nie zasługuje na nic dobrego, skoro kobiety ode mnie uciekają.
- To nieprawda. Nie możesz tak
mówić. Pipita, jesteś cudownym
mężczyzną. Wiele kobiet chciałoby cię mieć. Nie znam nikogo bardziej pomocnego,
bardziej wrażliwego, wyrozumiałego i odpowiedzialnego. Gdybym wierzyła w
ideały, to za taki właśnie bym cię wzięła. Nie możesz w siebie wątpić.
Słyszysz, nie możesz!
Zapadła cisza. Każde z nas
analizowało swoje wzajemne słowa.
To co przeżył Gonzalo było
okropne. Wcale się nie dziwiłam, że stracił wiarę w siebie. Każdy na jego
miejscu by się załamał i nie chciał więcej słyszeć o płci przeciwnej. Ja po
perypetiach z Crisem także straciłam ochotę na jakiekolwiek romanse, ale nie
mogłam porównywać tych dwóch spraw.
- Wiesz, że od razu cię polubiłem?
– powiedział wreszcie. – Doskonale pamiętam twoją minę na mój widok. Byłaś taka
speszona, z nerwów stąpałaś z nogi na nogę i tak śmiesznie kręciłaś nosem.
- Naprawdę? – zapytałam ze
śmiechem.
- Tak. To moje ulubione
wspomnienie o tobie. Ale chciałbym mieć ich znacznie więcej. Asia – powiedział,
chwytając mnie za dłoń – odkąd pojawiłaś się w Madrycie czułem, że nie będziesz
mi obojętne. Złapaliśmy dobry kontakt, który był dla mnie niczym świeży powiew
wiatru. Odzyskałem wiarę w kobiety, poczułem, że nie wszystkie są takie jak
Milagros. Pokazałaś mi dobrą stronę kobiet. Dzięki tobie moje serce znów
mocniej zabiło.
- Gonzalo, ja…
- Ciii… Nie przerywaj mi, proszę.
Sądziłem, że jesteśmy sobie przeznaczeni, ale wówczas do akcji wkroczył Cris.
Wybrałaś jego, a ja znów zwątpiłem. I przepraszam cię za to, bo okazało się, że
jednak nie jesteś taka jak wszystkie. Masz swój rozum, swoją godność, masz
klasę. Jesteś idealną dziewczyną dla mnie. Po tym wszystkim wiem, że mnie nie
wykorzystasz. Wiem, że mnie nie zostawisz.
- Ale Gonzalo…
- Asia, ja wiem, że spotkał cię
zawód. Wiem też, że nie szukasz kogoś takiego jak ja. Ale czy pomimo mojej
sławy, mojego zawodu, pomimo stanu mojego konta, zechciałabyś spróbować ze mną
czegoś więcej niźli przyjaźni? Mam wiele wad, ale zalet chyba mi nie brakuje,
co? – powiedział z czarującym uśmiechem,
Bardzo schlebiały mi jego słowa.
Cieszyłam się, że moja skromna osoba, całkiem nieświadomie, zrobiła tak wiele
dobrego dla drugiego człowieka. Nie wiedziałam, że tak bardzo na niego
wpłynęłam, że przywróciłam mu wiarę. To szalenie miłe, ale miał rację. Ja nie
szukam kolejnego Gwiazdora. I pomimo tego, że on i Cris są kompletnie różni,
pomimo tego, że Gonzalo jest ideałem mężczyzny, to nie mogłam się zgodzić na
żaden związek. Tym bardziej, że planowałam powrót do Polski.
- Gonzalo, twoje słowa bardzo
wiele dla mnie znaczą – powiedziałam, łamiącym się głosem. – Jesteś cudowny,
uwielbiam cię. Jesteś dla mnie bardzo ważny, bo nikt nie zrobił dla mnie tyle
dobrego, co ty. Ale ja nie mogę się z tobą spotykać na poważnie.
- Dlaczego? Przecież pasujemy do
siebie. Jesteśmy dobranymi przyjaciółmi.
- Tak, ale ja nie jestem
odpowiednia dla ciebie.
- Pozwól, że sam to ocenię.
- Gonzalo, ja chcę wrócić do
Polski po tym semestrze. Przepraszam…
- Co? Ale dlaczego?
- Mam tam rodzinę. Tęsknię za
nimi. A poza tym Madryt nie jest już dla mnie tym rajem, którym był przed
przyjazdem. Sądziłam, że się tu odnajdę, ale tak nie jest. Nie czuję się tutaj
dobrze.
- Tak? I mówisz mi to teraz, kiedy
zdążyłem cię pokochać? Kiedy zrobiłem sobie nadzieję, że znów zaznam szczęścia
i miłości przy cudownej kobiecie.
- Ja nie wiedziałam, Pipita. Nie chciałam. Naprawdę!
- Nie tego się po tobie
spodziewałem. Miałaś być tą, która mnie nie zostawi – krzyczał.
Z wielkim wzburzeniem wstał z
łóżka i ruszył ku wyjściu. Szarpnął za kurtkę, która wisiała na krześle i
wyszedł z trzaskiem.
Pobiegłam za nim, wołałam i
krzyczałam, ale nie zareagował. Poczułam się strasznie. Zawiodłam go.
Zauważyłam, że na podłodze leży
biała kobieta. Wypadła mu z kurtki. Nie chciałam zaglądać do środka, ale była
zaadresowana do mnie, więc otworzyłam.
Bilet na mecz. Finał Ligi
Mistrzów: 29 maja 2012. Real Madryt kontra Chelsea Londyn. Santiago Bernabeu,
godzina 20:45. Ostatni mecz sezonu.
__________
Nie mogło być tak kolorowo i cukierkowo do końca opowiadania. Musiałam tu jeszcze namieszać :)
13. Ja też mam klasę, i to wysoką, ale w samochodzie.
Rosyjska piękność o imieniu Irina
pojawiła się w moim domu. Wyglądała jak milion dolarów – drogie ubranie, złota
biżuteria, eleganckie dodatki… Przy niej byłam niczym uboga krewna z Syberii.
W zasadzie to mogłam się spodziewać
jej wizyty. Moje zdjęcia obiegły cały świat – Polskę również, ale ubłagałam
Aleksandra, aby trzymał gazety z dala od taty i pani Zosi. Miałam wobec niego
wielki długo wdzięczności. Wizyta Iriny nie powinna mnie więc dziwić, ale ku
mojemu wielkiemu zaskoczeniu tak właśnie było.
- Mogę wejść? – zapytała
stanowczo, nie czekając na moją odpowiedzieć.
Od razu weszła do środka i udała
się do kuchni. Rozejrzała się po niej, a swoją zdegustowaną miną jasno dała mi
do zrozumienia, że nie podoba jej się moje mieszkanie. Jej problem, bo ja
jestem akurat bardzo zadowolona.
- Chyba musimy pogadać –
powiedziała, nie znoszącym sprzeciwu tonem. – Mogę? – zapytała, wskazując na
krzesło.
- Proszę.
- Hm… Od czego by tu zacząć… Ah
tak! Umawiasz się z moim facetem!
- Nie, nieprawda. Nie umawiam się
z Cristiano.
- A to? – zapytała, rzucając na
stół czasopismo z moimi nieszczęsnymi zdjęciami. – Ostrzegałam cię, prawda?
Dlaczego nie przyjęłaś moich dobrych rad? Przecież mówiłam, że on cię
wykorzysta i skrzywdzi.
- Tak, wiem.
- Omamił cię. Owinął wokół palca i
mógł zrobić z tobą wszystko. Cristiano potrzebuje silnej i zdecydowanej
kobiety, a nie takiej delikatnej dziewczynki jak ty. Jakbyś mnie posłuchała to
oszczędziłabyś awantur, i sobie, i mnie.
- Nie chciałam. Naprawdę.
- Mam pokojowe zamiary, ale musisz
być ze mną szczera. Nie lubię jak ktoś dobiera się do mojego Crisa, ale z
jakiegoś powodu nie wydajesz mi się wielkim zagrożeniem. Co zaszło?
Pokojowe zamiary, a mówiła takim
tonem jakby zaraz miała wytoczyć przeciwko mnie największe działo.
Postanowiłam, że jej o wszystkim opowiem, bo chciałam oświecić ją, jakim
parszywcem jest Cristiano. Nie sądziłam, że to w jakiś sposób ją zniechęci do
tej gnidy, bo w końcu obydwoje są siebie warci, ale spróbować nie zaszkodzi. Nie
spotkałam jeszcze żadnej kobiety, która pozwoliłaby siebie tak traktować, więc
może i Irina ma trochę oleju w głowie.
- Cały Cris – powiedziała, kiedy
skończyłam swoją opowieść. – Mam dla ciebie kolejną dobrą radę, ale tym razem
jej posłuchaj, jeśli nie chcesz mieć większych kłopotów. Na twoim miejscu
oddałabym mu tą kasę, bo w przeciwnym razie on nie da ci spokoju.
- Ale ja nie mam tylu pieniędzy.
Skąd mam je wziąć? A poza tym od tej pamiętnej kolacji, Cris nie odezwał się do
mnie ani słowem. Myślałam, że odpuścił.
- On nigdy nie odpuszcza. Znajdź
pieniądze albo się z nim prześpij. To jedyny sposób, aby się od niego odczepić.
- Słucham? Jesteś jego narzeczoną
i mówisz mi, że mam uprawiać seks z twoim facetem?
- Nie lubię, kiedy sypia z
ladacznicami, dziwkami i tymi wszystkimi „hotkami”, ale ciebie jakoś zdzierżę,
bo wiem, że jesteś niegroźna. Mamy luźny związek z Crisem, nie przywiązujemy
uwagi do wierności. Umówiliśmy się, że do czasu ślubu możemy umawiać się z
innymi, ale nie ma mowy o seksie. Jak widać on nie wziął sobie tego do serca,
bo robi co chce. Dzisiaj sobie z nim porozmawiam – powiedziała, przegryzając
słone paluszki, które stały na stole.
- Nie pójdę z nim do łóżka, nie ma
mowy. Nie chcę go znać. Ale pieniędzy też mu nie oddam, bo ich nie mam! –
Załamałam się. Czy naprawdę znajdowałam się w kropce? Wóz albo przewóz? Nie mam
pieniędzy, więc nie mam innego wyjścia. To nie do wiary, że będę musiała zrobić
to z kimś takim jak Cris. Miałam ochotę płakać, ale wstrzymałam się, bo nie
chciałam tego robić przy Irinie.
- To masz problem – powiedziała. –
On nie da ci spokoju dopóki nie dopnie swego.
- A nie możesz na niego jakoś
wpłynąć? – zapytałam z nadzieją w głosie.
- Ja? – zaśmiała się siarczyście.
– A z jakiej racji? Sama nawarzyłaś sobie tego piwa, to je teraz pij. Ja cię
ostrzegałam zawczasu, ale postanowiłaś zignorować moje rady. Tak to się kończy
jak nie słucha się mądrzejszych i bardziej doświadczonych od siebie.
- Ale Irina… Pomóż mi, proszę cię.
- Nie ośmieszaj się, dziewczyno. I
nie płaszcz się przede mną, bo to ci nic nie da. Wyznaję zasadę: umiesz liczyć,
licz na siebie. Sama musisz sobie poradzić. Ja już ci powiedziałam, co powinnaś
zrobić, aby mieć spokój.
Modelka wstała i poprawiła ubranie
oraz fryzurę.
- Załatw tą sprawę szybko, bo nie
chcę, abyś się kręciła koło Crisa. Niebawem bierzemy ślub i jestem już zmęczona
tym ciągłym temperowaniem tych wszystkich dziewuch. Podróże ze Stanów są długie
i cholernie męczące. A przecież ja nie leżę do góry brzuchem na kanapie, tylko
pracuję. Nie mam czasu na ciągłe wizyty w Madrycie.
- Jestem bezradna. Nie mogę nic
zrobić.
- Musisz – powiedziała. –
Następnym razem jak tu przyjadę, to nie chcę cię widzieć, jasne? To trzymaj
się. Pa!
Irina wyszła, trzaskając drzwiami.
Przez kilka sekund stałam w bezruchu i wpatrywałam się w miejsce, gdzie przed
chwilą stała rosyjska modelka. W głowie dudniły mi wszystkie jej słowa.
Znajdowałam się w martwym punkcie.
Nie powiedziałam dziewczynom o
wizycie niespodziewanego gościa. Znów wpadłyby na jakiś plan, z którego później
trudno byłoby mi się wytłumaczyć. Nie chciałam kusić losu, dlatego milczałam i
próbowałam znaleźć wyjście. Ale nigdy nie byłam dobra w szukaniu rozwiązań –
dlatego też matematyka była moją szkolną zmorą.
Niestety można ze mnie czytać niczym
z otwartej księgi. Gonzalo od razu się połapał, że coś jest nie tak. Pytał,
lecz ja unikałam odpowiedzi. Po co miałam obarczać go swoimi problemami? Irina
miała rację – sama naważyłam piwa, więc sama muszę je wypić.
- Ewidentnie coś cię trapi… -
powiedział, upijając łyk coli.
Siedzieliśmy w kawiarni, pod dużym
parasolem osłaniającym nas przed wiatrem i słońcem. Zima powoli dobiegała końca
i pogoda w Madrycie z każdym dniem była coraz ładniejsza. Cieszyło mnie to,
bowiem miałam już dość tych swetrów i cienkich kurtek. Chciałam wreszcie
założył sukienkę, podkoszulek i okulary przeciwsłoneczne. A najlepiej to
wyjechałabym do Polski, aby odpocząć od tego wszystkiego. Wydaje się, że
niepotrzebnie wracałam do Hiszpanii. Mogłam zostać z tatą i wówczas ominęłoby
mnie to całe szaleństwo. Ale kto by się spodziewał…
- Wiesz, że możesz mi o wszystkim
opowiedzieć.
- Tak. Ty mi również.
- Znowu zaczynasz?
- Bo ja tobie o wszystkim
opowiadam, a ty mi nie chcesz. Nie ufasz mi?
- Nie w tym rzecz. Ja po prostu
sobie ze wszystkim radzę, bo to przeszłość i nie wracam do niej. A ty masz
kłopoty tu i teraz, i chciałbym ci jakoś pomóc.
- Nie możesz.
- Dlaczego?
- Bo odwiedziła mnie Irina.
- Co?
- Ona mnie nienawidzi, chociaż
zgrywa coś zupełnie innego. Wiesz co mi powiedziała? Żebym oddała kasę Crisowi
albo spełniła jego żądanie, bo inaczej on nie da mi spokoju. A wiesz, co w tym
jest najgorsze? Że będę musiała pójść z nim do łóżka, bo nie mam pięćdziesięciu
tysięcy euro. – Schowałam twarz w dłonie i uroniłam łzę.
- Ale ja mam – powiedział.
- Nawet o tym nie myśl. Nie
przyjmę od ciebie tyle kasy. To nie rozwiąże moich problemów, bo nie będę w
stanie ci ich oddać.
- Ale chyba lepiej żebyś wisiała
kasę mnie niż Crisowi, który w każdej chwili może cię wykorzystać.
- Pipita, nie mogę. Boże, po cholerę ja wypełniałam ten wniosek na
uczelnię! Dlaczego tak mnie pokarano?! Co zrobiłam źle?! No co?
- Nic. Zajmę się tą sprawą.
Zapłacę za ciebie.
- Nie, proszę cię.
- Nie rozumiem. Wolisz użerać się
z Crisem, niż ze mną? – zapytał z szarmanckim uśmieszkiem.
Rozbawił mnie. Zaśmiałam się i
posłałam mu serdeczny uśmiech. Pokręciłam głową z niedowierzaniem, że spotkałam
na swojej drodze takiego złotego człowieka. Musiałam się zgodzić, bo Gonzalo
miał rację.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Załatwimy to
jutro.
Nazajutrz umówiłam się z Gonzalo
pod ośrodkiem treningowym jego drużyny. Umówiliśmy się, że dzisiaj ostatecznie
załatwimy sprawę z Cristiano. W końcu będę miała święty spokój! Marzyłam o tym
od tak dawna i teraz wreszcie mój sen się ziści.
Podjechałam taksówkę pod duży
kompleks sportowy. Podziękowałam kierowcy i usiadłam na ławce przed wejściem do
Valdebebas. Po chwili z środka zaczęli wychodzić wysocy, dobrze zbudowani
mężczyźni rozmawiający po hiszpańsku, niemiecku czy francusku… Co jeden to
przystojniejszy, bardziej umięśniony, czarujący. Jak to się mówi: do wyboru do
koloru. Niejedna kobieta dostałaby zawrotu głowy na ten widok.
Aż wreszcie z środka wyszedł
Gonzalo w towarzystwie Angela, chłopaka Irmy. Przywitali się ze mną buziakami i
usiedli obok, aby zaczekać na Crisa. Pipita
wydawał się być wyluzowany i zrelaksowany. Opowiedział mi o treningu i o
pochwałach, które dzisiaj dostał od trenera. Musiałam wreszcie znaleźć czas,
aby wybrać się na mecz. Jeszcze nigdy nie widziałam go na żywo w akcji, a byłam
w Madrycie już tyle miesięcy.
Wreszcie pojawił się Cris w
towarzystwie Karima, którego szybko spławił. Uśmiechnął się na mój widok i
podszedł do ławki, na której siedziałam wraz z dwoma Argentyńczykami.
Zachowywał się jakby zupełnie nic się nie stało.
- Cześć – powiedział, chcąc mnie
pocałować, ale w porę się odsunęłam. – Ej, co ty?
- Jeszcze pytasz? – wtrącił się
Gonzalo. – Trzymaj, masz tu swoją kasę, którą winna ci jest Asia. Teraz możesz
dać jej święty spokój.
- Co? – zapytał, zaglądając do
koperty, którą dostał od Pipity. –
Wzięłaś od niego kasę, aby oddać ją mnie? Sprytne posunięcie – zaśmiał się. –
Niemożliwe, że robisz wszystko, aby się ode mnie odsunąć. Naprawdę jesteś
dziewczyną? – zarechotał, a mi zrobiło się niedobrze.
- Słuchaj Cris, sprawy między wami
są rozstrzygnięte, więc skończmy z tym. Odczep się od niej.
- A co ty taki bohaterski się
stałeś, Pipa? Aaaa! Już wiem! –
zarechotał. – Spotykałaś się z nami w tym samym czasie, nie? Z jednym mi nie
wyjdzie, to drugi będzie w zapasie. Nieźle! Muszę ci tylko powiedzieć, że Pipita nie ma tego, co ja.
- Ma coś o wiele cenniejszego niż
twoje pieniądze, samochody i drogie sprzęty. On ma klasę.
- Ja też mam klasę, i to wysoką,
ale w samochodzie – zaśmiał się. – Ja tam wiem swoje. Nieźle to sobie
wymyśliłaś. Sądziłem, że jesteś inna, ale dostałem potwierdzenie, że jesteś
taka sama jak wszystkie. Szkoda było marnować sobie na ciebie czas.
- No nie! – wrzasnął Gonzalo i
rzucił się z pięściami na Crisa.
Obydwaj upadli na ziemię,
szamotali się ze sobą, bili i krzyczeli. Zapanował ogromny chaos! Ja wpadłam w
panikę, również zaczęłam krzyczeć i prosić ich, aby przestali. Angel próbował
ich rozdzielić, ale był takiej skromnej budowy, że nie zdołał odsunąć od siebie
tych dwóch gladiatorów. Biedaczek sam niechcący oberwał od Gonzalo.
Narobiłam hałasu i z ośrodka
szkoleniowego wybiegli jacyś ludzie, którym udało się rozdzielić tych wariatów.
Trzymali jednego i drugiego w kleszczach, nie pozwalając im na wyrwanie się.
Patrzyłam, to na jednego, to na drugiego, i nie mogłam uwierzyć, że zachowują
się jak dzieci. Mieli podrapane twarze, strużki krwi ciepły im z warg i łuków
brwiowych. Dmuchali, charczeli i wpatrywali się w siebie wilkiem.
- Nienormalny jesteś! Co ty do
cholery odpierdalasz, Pipa! Na kumpla
się rzucasz?!
- Wkurzasz mnie!
- I z wzajemnością! Kto to
widział, aby faceci bili się o laskę. Weź się opanuj.
- Sam mnie sprowokowałeś. Masz ją
przeprosić.
- Przeprosić? – prychnął. – A za
co? To chyba ona powinna mnie przeprosić. Rozkochała mnie w sobie, zrobiła
nadzieję, a potem daje mi kosza?
- Słucham? – zbulwersowałam się.
Ja dałam mu nadzieję? Było odwrotnie. To on za mną łaził, dzwonił, przysyłał
prezenty… Ja się wzbraniałam tak długo jak mogłam. – Gonzalo, to nie ma sensu.
Wracajmy do domu.
- Tak, wracaj sobie, wracaj! Obym
cię więcej na oczy nie widział! – krzyknął Cris.
Korzystając z okazji, że Gwiazdor
ciągle jest przytrzymywany przez jedno z mężczyzn z ośrodka, podeszłam do niego
i patrząc mu prosto w oczy, powiedziałam:
- Jesteś najgorszym człowiekiem
jakiego w życiu spotkałam. Brzydzę się tobą. – I na koniec wymierzyłam mu
siarczystego policzka. Ciskał we mnie piorunami ze swojego spojrzenia, ale nie
zrobiło to na mnie wrażenia. Wówczas, kiedy wiedziałam, że mam go z głowy, to
czułam w sobie moc. Głównie dzięki bohaterskiej postawie Gonzalo.
- Moja dziewczynka! – krzyknął
Gonzalo, wyswobadzając się z żelaznego uścisku Angela. Podszedł do mnie i
pocałował w skroń. – Wracajmy do domu.
- Bardzo ci dziękuję – powiedziałam,
kiedy szliśmy w stronę jego samochodu. – Nikt nie zrobił dla mnie tyle dobrego,
co ty.
- Możesz nazywać mnie swoim
bohaterem – zażartował.
- Dobrze, mój ty bohaterze.
__________
Piszecie mi tyle cudownych komentarzy, tak dużo budujących i motywujących słów, że aż się zaczynam bać, że wszystko sknocę kolejnymi rozdziałami...Mam jednak nadzieję, że tak się nie stanie.
Rozdział z dedykacją dla Natalii, która zmusza mnie do wcześniejszego publikowania rozdziałów. Dziś się jej to udało :) Pozdrawiam!
Rozdział z dedykacją dla Natalii, która zmusza mnie do wcześniejszego publikowania rozdziałów. Dziś się jej to udało :) Pozdrawiam!
P.S. Zastanawiam się nad kolejnymi opowiadaniami... Jeśli chcielibyście mi pomóc w wyborze zapraszam TU.
12. Zapamięta nas Gwiazdeczka!
Tej nocy spałam jak Anioł. Nie
wiem dlaczego, bo przecież po takich przeżyciach powinnam czuć strach i obawę.
Jednak w domu Gonzalo czułam się bezpieczna i sama nie wiem, czy to dlatego, że
po prostu bardzo go lubiłam, czy dosypał mi jakiś tajemniczych proszków do
wczorajszej herbaty. Nawet jeśli tak, to byłam mu za to bardzo wdzięczna.
Zeszłam na dół do kuchni –
jedynego pomieszczenia, które znałam w tym wielkim domu. Wszędzie panowała
cisza i spokój. Spojrzałam na zegarek.
09:15.
Pomyślałam, że jest jeszcze
wcześnie i Gonzalo pewnie śpi. Chciałam wrócić do pokoju, aby nie panoszyć się
po jego domu bez pozwolenia, ale wówczas usłyszałam trzask drzwi i przed moimi
oczyma pojawił się Pipita.
- Dzień dobry – przywitał się z
uśmiechem. – Jak się spało?
- Dobrze.
- Byłem pobiegać po okolicy –
powiedział, otwierając lokówkę i wyjmując z niej wodę mineralną. Wziął dwa,
głębokie łyki, poczym zapytał: – Długo spałaś?
- Nie, przed chwilą wstałam.
Zdziwiłam się, że ciebie nie ma.
- Powinienem zostawić ci
wiadomość. Wybacz.
- Nic się nie stało.
- Zrobię śniadanie. Lubisz
jajecznicę?
- Gonzalo, a może ja zrobię, co?
Tyle wczoraj dla mnie zrobiłeś, że chociaż tak chciałabym ci się odwdzięczyć.
- Skoro chcesz, to nie będę się
upierać – zaśmiał się. – Poradzisz sobie? Tutaj są patelnie, tutaj kubki,
czajnik tu, herbata w szafce… Jak coś to szperaj, nie krępuj się. A ja wezmę
prysznic.
- Jasne.
- Aha, i jeszcze jedno. Nie mów do
mnie Gonzalo – pogroził mi palcem ze śmiechem i zniknął w zakamarkach swojego
wielkiego domu.
Zabrałam się do pracy. Gonzalo
pojawił się w kuchni w momencie, w którym właśnie nakładałam jajka na talerze.
- Ej no! Pełen wypas – powiedział
na widok jajecznicy, grzanek i kawy. – Sam bym lepiej tego nie przygotował.
- Życzę smacznego.
- Wzajemnie.
Rozmowa przy śniadaniu. Czy może
być coś lepszego? Zawsze byłam fanką wspólnych posiłków. Zawsze marzyłam o tym,
aby przy wspólnym stole zasiadła z nami moja mama. Tata wiele mi o niej
opowiadał, mówił, że była wspaniałą kobietą. Marzyłam, aby ją poznać i aby
jadła z nami. Ale zamiast mamy towarzyszyła nam pani Zosia i to również było
bardzo przyjemne, bo w pewnym sensie zastępowała mi matkę. To z nią rozmawiałam
o kobiecych sprawach, chłopakach… To jej zdradzałam swoje babskie tajemnice.
Zatęskniłam za moją polską rodziną…
- Dobre – powiedział Gonzalo. –
Dodałaś szczypiorek?
- Nie mogłam znaleźć pomidorów, a
szczypior leżał na wierzchu, więc go użyłam. Mam nadzieję, że nie był ci
potrzebny do czegoś innego.
- W zasadzie to był – zaśmiał się.
– Ale sam kazałem ci się rozporządzić w kuchni. Nie przejmuj się. Kupię drugi.
- Odkupię ci go.
- Szczypiorek? Za kilka centów?
Nie wygłupiaj się.
- Pipita, wiesz, że nigdy u ciebie nie byłam – powiedziałam,
rozglądając się po kuchni. Była ogromna. Prawdopodobnie tak duża jak całe moje
mieszkanie w akademiku. – Masz bardzo ładny dom.
- Dzięki.
- Sam tu mieszkasz?
- Tak – odparł, upijając kawę. –
Chcesz się wprowadzić? – zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam.
- Nie. Zastanawiam się po prostu
po co ci tak wielki dom.
- Długa historia.
- Mam czas.
- A szkoła, praca?
- W szkole i tak nie mogłabym się
skupić. A poza tym tylko odstraszyłabym innych studentów – powiedziałam, mając
na myśli moją opuchniętą od płaczu twarz i rozbite kolano. – A pracę zaczynam
popołudniu.
Gonzalo wziął głęboki wdech i
odłożył grzankę. Wypił kawę do końca i powiedział:
- Może kiedyś ci opowiem.
- Ty wiesz wszystko o moim życiu.
- Mam coś dla ciebie – rzekł i
wyszedł z kuchni.
Zaciekawiła mnie jego historia.
Ten dom miał związek z jakąś opowieścią, tylko dlaczego nie chciał mi jej
zdradzić? Sądziłam, że jesteśmy przyjaciółmi i nie mamy przed sobą tajemnic. Ja
przed nim nie miałam, ale widać to nie działało w dwie strony. Nie chciałam na
niego naciskać. Dałam mu czas, bo byłam pewna, że w odpowiednim czasie wszystko
mi opowie.
Gonzalo pojawił się w kuchni kilka
minut później. Wręczył mi niewielki pakunek owinięty czerwonym papierem.
- Miałem ci to dać po twoim
powrocie, ale wtedy Cris powiedział mi, że zaprosił cię na nasz mecz. Byliście
tak jakby parą, więc sądziłem, że pójdziesz jego dopingować i nie chciałem
robić konkurencji. Teraz to chyba nieaktualne.
- A co to jest? – zapytałam,
rozpakowując prezent. Po chwili w dłoniach trzymałam koszulkę Realu Madryt z
numerem „20” i nazwiskiem Higuain na plecach. – Jejku, jaka ładna. Dziękuję –
powiedziałam, obejmując go serdecznie. – O wiele bardziej wolę takie prezenty,
które mają jakieś znaczenie, niż puste brylanty – dodałam, zdejmując z uszu
kolczyki, które niegdyś dostałam od Crisa. Przez chwilę zastanawiałam się, co z
nimi zrobić. Najprościej byłoby oddać je Ronaldo, ale prezentów się nie oddaje,
więc postanowiłam dać je pani Zosi. Będą jej pasować.
- Cieszę się, że ci się podoba. A
wiesz gdzie trzymam twój szalik? Przywiesiłem go sobie nad łóżkiem. I
codziennie przed zaśnięciem na niego patrzę i myślę o tobie. – Gonzalo
odchrząknął, bo chyba nie chciał tego mówić na głos. Speszył się i za
przeproszeniem odszedł od stołu, a ja uśmiechnęłam się do siebie.
Przed pracą Gonzalo zawiózł mnie
do domu, abym mogła się przebrać i umalować. Wchodząc do domu usłyszałam
śmiechy dziewczyn, które zawzięcie o czymś dyskutowały w kuchni.
- O, jest nasza zguba – krzyknęła
Klaudia, nie dostrzegając Pipity. –
Zaszalałaś, dziewczyno! Całą noc, sam na sam z Crisem. Opowiadaj co się tam
działo? – mówiła z podekscytowaniem.
- Ej, Aśka! A co ty masz na sobie?
Męskie ciuchy? – Wciąż miałam ubrania pożyczone od Gonzalo. – I to w dodatku
ciuchy Pipity! Co się dzieje?
- Cześć, dziewczyny. – Do kuchni
wszedł Gonzalo. – Przywiozłem Joasię, aby nie spóźniła się do pracy. Poradzisz
sobie?
- Tak – odparłam.
- Zdzwonimy się później. Pa!
- Dziękuję, Gonzalo.
- Drobiazg. Trzymajcie się!
- Co się stało? – Klaudia
pociągnęła mnie za rękę i zmusiła do zajęcia wolnego miejsca przy stole. Razem
z Irmą wyczekująco na mnie spoglądały. Nie chciałam im wszystkiego opowiadać,
ale dla dobra Klaudii chyba musiałam. Ona spotykała się z Karimem, przyjacielem
Crisa, i nie wiadomo, czy oni nie byli tacy sami. Aczkolwiek wydawało mi się,
że Klaudia nie ma nic przeciwko jednonocnym przygodom.
- Pokłóciłam się z Cristiano.
- Jak to?
- O co?
- Podczas kolacji dużo
rozmawialiśmy, no i zeszło nam na tematy bardziej intymne.
- I?
- On chciał, abym pojechała z nim
do domu, ale ja nie chciałam. Zdenerwował się. Powiedział mi wiele przykrych słów,
między innymi to, że nie na darmo dał mi pieniądze na operację taty.
- Powiedział, że dał ci kasę za
seks? – zdziwiła się Irma.
- Nie dosłownie, ale zasugerował
mi to. Wiecie jak się poczułam? Byłam zrozpaczona. Wybiegłam stamtąd z płaczem.
Biegłam przed siebie, biegłam i biegłam, aż wreszcie niespodziewanie spotkałam
Gonzalo. Zabrał mnie do siebie.
- Ja pierdole, co ta dupek! –
krzyknęła Klaudia. – Co za skończony idiota! Co on sobie w ogóle wyobrażał?!
- Uspokój się – wtrąciła się Irma.
- Aśka to delikatna i subtelna
dziewczyna, która wierzy w miłość. Spotykał się z nią, nie wiedząc tego? Czego
on oczekiwał, że poleci na jego kasę? Kuźwa, jakbym miała na koncie pięćdziesiąt
tysięcy to oddałabym mu tą kasę od razu, żeby tylko się odczepił. Co za
parszywy gnojek!
- Dobrze, że Gonzalo cię odnalazł,
bo inaczej byłoby krucho.
- Tak. Jestem mu wdzięczna, bo
bardzo mi pomógł. Dobra, idę się przygotować do pracy. Irma, masz jakiś dobry
podkład lub puder? Muszę jakoś zatuszować te podpuchnięte oczy.
- Jasne. Umaluję cię.
- Dzięki.
Miałam szczęście, że i moje
współlokatorki okazywały mi współczucie. Niejedna pewnie powiedziałaby, że
jestem głupia, bo mogłam mieć wszystko, a nie mam nic. Trudno. Wolę nie mieć
nic, niż mieć kogoś takiego jak Cristiano. Dobrze, że ta sytuacja miała
miejsce, bo przynajmniej poznałam jego prawdziwą twarz.
Nim zniknęłam w swojej sypialni,
usłyszałam dzwonek do drzwi. Od razu doskoczyła do nich Irma. Przywitała się z
Ridrigo, chłopakiem mieszkającym naprzeciwko i studiującym architekturę wnętrz,
poczym wzięła od niego jakiś przedmiot. Zamknęła drzwi i pogrążona w lektorze
ruszyła ku kuchni. Zatrzymała się, napotykając mnie na swojej drodze. Od razu
wręczyła mi kolorową gazetę, gdzie na pierwszej stronie było moje zdjęcie,
kiedy wybiegam z restauracji.
Cholera jasna, zapomniałam, że widzieli mnie dziennikarze.
Usiadłam przy stole i na głos
zaczęłam czytać artykuł, który – krótko mówiąc – nie przedstawiał mnie, ani
Crisa, w dobrym świetle. Nazwano mnie kolejną kochanką, zabawką bogatego
Gwiazdora. Powodem przez który jego relacje z Iriną nie układają się pomyślnie.
Napisali, że go wykorzystuję, lecą na kasę i luksusowe życie. A dlaczego
wybiegłam z restauracji z płaczem? No jasne, bo wspaniały Cristiano ze mną
zerwał!
- To jakaś kpina! – podsumowałam
ze zdenerwowaniem. – Dlaczego oni to napisali? Przecież to brednie!
- Brukowce tak już mają. Zmyślają
historyjki z nieba. Nie martw się, coś zrobimy.
- Ale co, Irma? Co ja mogę? Nie
wygram z nimi, a tym bardziej z Cristiano.
- Sama nie wygrasz, bo się do tego
nie nadajesz. Ale od czego masz nas? – powiedziała, spoglądając z zadziornym
uśmiechem i błyskiem w oku na Klaudię. – My się już zajmiemy tym Ronaldkiem.
Zapamięta nas Gwiazdeczka!
- Co wy chcecie zrobić?
- O nic się nie martw. Cristiano
dowie się z kim zadarł.
Muszę powiedzieć, że byłam
przerażona wyrazem twarzy moich współlokatorek, kiedy wspominały o zemście. W
dodatku coś knuły za moimi plecami, bo często rozmawiały w kuchni, a kiedy i ja
się w niej pojawiałam, to dziwnie milkły lub zmieniały temat. Nie podobało mi
się, bo mogłam mieć przez nie jeszcze większe kłopoty. I tak już teraz musiałam
użerać się z paparazzi, którzy śledzili każdy mój krok. Miałam tego dość! Nigdy
w życiu nie chciałabym być popularna. Zero prywatności. Modliłam się, aby to
się wreszcie skończyło, ale coś mi mówiło – a zwłaszcza mówiły to Irma i
Klaudia – że to dopiero początek.
Starałam się tym nie przejmować i
odciąć się od tego. Nie spotykałam się już z Crisiem, od momentu kolacji nie
widziałam go ani razu. Swój czas poświęcałam nauce, czyli temu, na czym
powinnam się skupić od początku, pracy oraz ponownie zaczęłam udzielać się w
wolontariacie. Często towarzyszył mi przy tym Gonzalo, który stał się
ulubieńcem małych pacjentów, odbierając mi tym samym zaszczyty order
„Uśmiechniętego Słoneczka” nadawany przez dzieci wolontariuszom.
- Co robimy? – zapytał, kiedy
opuszczaliśmy mury szpitala. – Możemy jechać do mnie, co ty na to? Napijemy się
soku w ogrodzie, możemy obejrzeć jakiś film albo teleturniej.
- A opowiesz mi swoją historię?
- W takim razie możemy jechać na
kawę na Gran Via albo do ciebie i pogadać z dziewczynami – zaśmiał się,
zmieniając temat.
- Gonzalo, proszę cię… Chciałabym
cię lepiej poznać. Dlaczego nie chcesz mi niczego o sobie opowiedzieć?
- Bo to nie jest wesoła historia.
A poza tym nie lubię do tego wracać – powiedział, kierując się w stronę
samochodu.
- Ja też mam za sobą wiele
przykrych wydarzeń, o wszystkich wiesz i bardzo mi pomogłeś wyjść z dołka. Może
ja też mogłabym ci jakoś pomóc…
- Radzę sobie. To było dawno i
teraz w ogóle o tym już nie myślę. O ile nie pytasz, oczywiście. Bo swoimi
pytaniami przywołujesz do mnie smutne wspomnienia.
- Przepraszam.
- To gdzie jedziemy?
- Do mnie.
Po kilkunastu minutach byliśmy już
na miejscu. Nie chciałam sprawiać przykrości Gonzalo, ale bardzo chciałam
poznać jego przeszłość. Myślę, że wówczas lepiej bym go zrozumiała jako
człowieka. To na pewno go ukształtowało. Myślę, że mogłabym wyciągnąć z tego
wiele cennych nauk, ale skoro nie chce…
- A dziewczyn jak zwykle nie ma –
powiedziałam, wchodząc do pustego mieszkania. – Czego się napijesz?
- Soku – odpowiedział. Wówczas
zaczęła dzwonić tego komórka. Odebrał ją i zamienił kilka słów ze swoim
rozmówcą. Nie był zadowolony. – Przepraszam – rzekł, po odłożeniu słuchawki. –
Dzwonił mój agent i muszę jechać na Santiago Bernabeu. Pracujemy nad
przedłużeniem mojego kontraktu.
- Teraz?
- Niestety… Zadzwonię do ciebie
wieczorem, to się umówimy na jutro, okay? Bardzo cię przepraszam.
- Skoro musisz to jedź. Tylko
uważaj na siebie – powiedziałam z uśmiechem.
- Ty też. Do zobaczenia – rzekł,
całując mnie w policzki i wychodząc z domu.
Wreszcie chwila ciszy. Tęskniłam
za tym. Nalałam sobie do kubka soku pomarańczowego i pomaszerowałam do pokoju
po książkę. Wówczas w domu rozległ się dźwięk dzwonka.
- Czego znowu zapomniałeś? –
zaśmiałam się, otwierając drzwi. – O!
Mina mi wyraźnie zrzedła.
Spodziewałam się wszystkich, ale…
- Irina?
__________
Lubicie jak przerywam w takim momencie, nie? :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)